"Missing: Zaginiony" (1×01): Pierwszorzędny serial drugorzędny
Andrzej Mandel
21 marca 2012, 20:12
"Ależ to kicz!", myślimy i nie możemy oderwać wzroku. "To szmira!", krzyczymy i oglądamy dalej. Wczoraj wieczorem na AXN zadebiutował serial "Missing: Zaginiony".
"Ależ to kicz!", myślimy i nie możemy oderwać wzroku. "To szmira!", krzyczymy i oglądamy dalej. Wczoraj wieczorem na AXN zadebiutował serial "Missing: Zaginiony".
W telegraficznym wręcz skrócie, korzystającym z najlepszego dorobku polskiej literatury, można bardzo łatwo streścić, czym jest "Missing", nowy serial z Ashley Judd. Troszkę trudniejszym zadaniem jest rozwinięcie tej myśli. Ale tylko troszkę.
Warto zacząć od tego, że "Missing: Zaginiony" ogląda się świetnie. Akcja jest dobrze rozpisana w scenariuszu i po bombowym początku mamy tylko chwilę oddechu nim znów przyspieszy. To, że jest dość łatwo przewidywalna, nie przeszkadza ani trochę. W moim przypadku w trakcie oglądania "Missing" mój mózg przełączył się na ten sam tryb, na jaki przełącza się przy oglądaniu filmów ze Stallone'em czy Seagalem – tryb czystej rozrywki.
Umówmy się – w tym serialu nie chodzi o nic więcej, niż o przedstawienie w maksymalnie atrakcyjny sposób historii pt. rodzic szuka dziecka. W tym wypadku jest to matka, ale zręby historii znamy już z dziesiątków filmów i niewiele jest nas w stanie zaskoczyć. A że matka jest również byłą agentką CIA, to i jest odpowiednia dawka mordobicia.
Scenarzyści, świadomi obecnych wymagań, starają się jednak zarysować głębiej psychologię postaci – stąd Ashley Judd musi co kilka minut zalewać się łzami na widok zdjęć syna czy zostawionych przez niego śladów (co daje zazwyczaj pretekst do mordobicia) albo wychodzi na jaw jej zaprzeszły romans. Inni bohaterowie też miewają dylematy moralne, ale na szczęście nikt nie ma zamiaru się w nie zagłębiać tak, jak zrobili to scenarzyści "Hans Kloss: Stawka większa niż śmierć", więc nie rodzi to efektów komicznych.
Niemniej ta szyta grubymi nićmi psychologia jest wadą "Missing". Była agentka CIA rycząca co chwilę jest równie wiarygodna, co polski polityk chwalący zalety uczciwości. Podobną wadą jest spora część dialogów, które nie są całkowicie drewniane tylko i wyłącznie dlatego, że żaden amerykański scenarzysta nie miał szans wzorować się na Ilonie Łepkowskiej.
Tym niemniej serial ten ogląda się zaskakująco dobrze i ani przez moment się nie nudzi. I wygląda na to, że co wtorek będę włączał AXN, bo przecież każdy potrzebuje czasem obejrzeć coś, co jest czystą komercją, i nie jestem pod tym względem wyjątkiem. Mam też nadzieję, że "Missing" nie będzie próbował udawać czegoś więcej niż pierwszorzędnego serialu drugorzędnego, którym jest.