Emilia Clarke komentuje reakcję Dany w kluczowej scenie z Jonem Snowem. Czy zaślepia ją żądza władzy?
Magdalena Miler
24 kwietnia 2019, 14:02
"Gra o tron" (Fot. HBO)
Jednym z bardziej szokujących momentów w drugim odcinku 8. sezonu "Gry o tron" była reakcja Daenerys na to, co miał do powiedzenia Jon Snow. Wyjaśnia ją Emilia Clarke.
Jednym z bardziej szokujących momentów w drugim odcinku 8. sezonu "Gry o tron" była reakcja Daenerys na to, co miał do powiedzenia Jon Snow. Wyjaśnia ją Emilia Clarke.
W poniedziałkowym odcinku "Gry o tron" miejsce miała niezwykle ważna dla fabuły serialu scena — dosłownie na moment przed bitwą z armią umarłych Jon Snow (Kit Harington) wyznał Daenerys Targaryen (Emilia Clarke), że jest synem jej zmarłego brata.
Gdy nim targały emocje związane z faktem, że zakochał się w swojej ostatniej żyjącej krewnej, ona skupiła się na sprawach politycznych, które najwyraźniej wzięły górę nad miłością. Pierwsze co zauważyła to fakt, że jej kochanek ma teraz większe prawo do tronu niż ona sama.
Emilia Clarke o reakcji Dany na informację o pochodzeniu Jona Snowa
Dopiero co Sam Tarly uznał Dany za niebezpieczną psychopatkę, a ona potwierdza te słowa swoim zachowaniem. Ale czy to rzeczywiście takie proste? Grająca Matkę Smoków Emilia Clarke przedstawia punkt widzenia swojej bohaterki, zwracając uwagę, że małżeństwa w rodzinie to dla Targaryenów nic specjalnego.
— Kwestia pokrewieństwa to dla niej coś normalnego. Z łatwością poślubiłaby swojego brata. To dla niej kwestia bez znaczenia. To jest ważne dla Jona, ale zapomnijmy o tym. Głównym problemem jest prawo do tronu, na które Dany pracowała przez całe swoje życie — wyjaśnia Emilia.
Dany jeszcze nigdy nie była tak blisko celu jak teraz — ma armię, poparcie i siłę. Emilia podkreśla, że jej postać urodziła się po to, by rządzić i teraz, gdy wielu upatruje w niej jedynej nadziei, wszytko może stracić. Matka Smoków doskonale wie, ile poświęciła i ile wycierpiała w drodze po tron, a Jon — on wcale go nie chce.
Głos w sprawie sceny między Dany i Jonem zabiera również Bryan Cogman, producent "Gry o tron" i scenarzysta najnowszego odcinka.
— To, co naprawdę smuci Jona, to fakt, że zakochał się w kobiecie, która jest z nim spokrewniona. Jon jest zaskoczony, kiedy pierwszą rzeczą, którą mówi Dany, jest przyznanie, że on również ma prawa do Żelaznego Tronu. Kit i Emilia pięknie to odegrali. To była ciężka scena, ponieważ najwięcej działo się między słowami — mówi.
Do tego momentu odniósł się również Kit Harington.
— To właśnie kocham w Jonie — jego nieskazitelność. On nie chce tego p***rzonego Żelaznego Tronu, ani tych informacji. Nie chciał tego wiedzieć. Nie ma ambicji, żeby zasiąść na tronie. Nigdy nie miał. Niedługo może nadejść koniec świata, ale przynajmniej jest w kimś zakochany i wie , kim jest. A później przychodzi ta informacja… Gdyby Jon mógł cofnąć czas i powiedzieć: "Cokolwiek chcesz mi powiedzieć, nie mów nic", zrobiłby to. Byłby szczęśliwy, żyjąc w nieświadomości — twierdzi aktor.
Jednak zanim — i o ile w ogóle — kochankowie wrócą do rozmowy, czeka ich wielka bitwa z Białymi Wędrowcami, którą zobaczymy już w najbliższym odcinku "Gry o tron".