Serialowa alternatywa: "Delhi Crime", czyli ponure kryminalne Indie
Kamila Czaja
13 kwietnia 2019, 18:02
"Delhi Crime" (Fot. Netflix)
"Delhi Crime" to opowieść brutalna, skupiająca się na detalach i żmudnej pracy policji, a przy tym wielowarstwowa i dająca do myślenia. Może boleć, ale warto spróbować.
"Delhi Crime" to opowieść brutalna, skupiająca się na detalach i żmudnej pracy policji, a przy tym wielowarstwowa i dająca do myślenia. Może boleć, ale warto spróbować.
O netfliksowym "Delhi Crime", które napisał i wyreżyserował Richie Mehta, zrobiło się głośno po premierze pierwszych odcinków na festiwalu w Sundance. Po marcowej premierze na platformie streamingowej indyjski serial wzbudził duże zainteresowanie i wywołał trochę kontrowersji.
Przyznaję, że oglądając siedmioodcinkową produkcję opartą na rzeczywistej zbrodni, zbiorowym gwałcie w autobusie w Delhi w grudniu 2012 roku, nie byłam świadoma sporów wokół serialu. Dopiero później przeczytałam poważne zarzuty stworzenia laurki dla policji, wzmacniania i tak silnej tendencji do obwiniania w Indiach ofiar przestępstw na tle seksualnym, pomijania ważnych faktów.
Równocześnie muszę stwierdzić, nie bez lekkiego poczucia własnej niewrażliwości na złożony kontekst sprawy, że te dyskusje nie wpłynęły na dobre zdanie, jakie wyrobiłam sobie o "Delhi Crime" podczas seansu. Nie jest to serial dla wszystkich, być może dla wielu widzów okaże się zbyt wolny, obcy kulturowo, nadmiernie przygnębiający. Ale ci, którzy już raz wejdą w ten klimat, pewnie do końca będą oglądać to skomplikowane śledztwo z dużym uznaniem.
Delhi Crime – kobiety w brutalnym świecie
Tego, z jak mrocznym tematem mamy do czynienia, niech dowiedzie cytat z pilotowego odcinka: "To nie jest zwykły gwałt zbiorowy". Ta kwestia pokazuje rozmiar zbrodni. Sześciu mężczyzn brutalnie zgwałciło dziewczynę. Ale to także sygnał, że Delhi przyzwyczaiło już policję do istnienia czegoś takiego jak "zwykły gwałt zbiorowy".
Dla widzów przyzwyczajonych do amerykańskich czy zachodnioeuropejskich standardów kryminalnych opowieści, z geniuszami zbrodni, detektywistycznymi olśnieniami, nowoczesną technologią i sterylnością policyjnej pracy, "Delhi Crime" może być szokiem poznawczym. To coś innego, w czym akurat widzę dużą zaletę.
Serial skupia się na pracy śledczych, zwłaszcza dwóch policjantek. Vartika (Shefali Shah) jest już ważnym oficerem, żyje z mężem i nastoletnią córką dostatnio, poza pracą nie ma do czynienia z biedą i tradycyjnymi zasadami. Początkująca Neeti musi natomiast tłumaczyć rodzicom, że nie powinni sprzedawać telewizora, żeby mieć pieniądze na zgodne z obyczajami prezenty dla jej narzeczonego.
Dwie kobiety z różnych światów i na różnych etapach życia łączy chęć złapania i ukarania sprawców. Policjantów, których pracę widzimy z bliska, jest tu zresztą więcej, na czele ze sprawdzonym zespołem Vartiki, czyli grupą świetnych fachowców, którzy zaangażowaniem wyróżniają się na tle lokalnych mundurowych. Widzimy też batalie szefa policji, który próbuje toczyć polityczne spory w obronie swoich ludzi, żeby mieli czas zająć się śledztwem, a nie nagonką wobec mundurowych w Delhi.
Delhi Crime – bagno po indyjsku
Samo śledztwo ma niewiele wspólnego z ekscytująca przygodą. Brakuje pieniędzy, żeby zapłacić za prąd na komisariacie. Wszyscy są przepracowani. Część policjantów, prawników, dziennikarzy przewijających się na ekranie to ludzie niekompetentni, leniwi lub zdeprawowani. Załatwić coś można wyłącznie na zasadzie rewanżu za dawne przysługi. Nieraz ekipa staja na głowie, żeby wszystko poszło zgodnie z procedurami, a i tak znajdzie się ktoś, kto czegoś nie dopilnuje, narażając całe działania na niepowodzenie.
"Delhi Crime" nie boi się pokazywać żmudnych działań policji, szczegółowych poszukiwań sprawców, które prawie wcale nie przypominają spektakularnego pościgu, lecz są meczącym wypytywaniem ludzi, błądzeniem czasem po omacku, nudnym zbieraniem dowodów. A przy tym ogląda się to wszystko z dużym zainteresowaniem, bo detale nie męczą, tylko uwiarygadniają całą narrację.
W zaangażowaniu widza w drobiazgowe techniczne kwestie policyjne pomaga ciekawa konstrukcja postaci. Kibicuje się Vartice w wysiłkach, podziwiając jej upór i rozumiejąc frustrację, gdy w ogólnym marazmie czuje, że ma na głowie całe Delhi. Serial umiejętnie łączy też się wątki zawodowe i prywatne. Vartika walczy o sprawiedliwość, ale równocześnie chce udowodnić córce, że Delhi się zmienia na lepsze, więc nie trzeba jechać do Kanady na studia.
W te deklarowane zmiany w stolicy sama pani komisarz nie zawsze jednak wierzy. Przestępstwo, które próbuje ukarać, nosi bowiem cechy wszystkiego tego, co w Delhi najgorsze. To nie jest wielka intryga o złożonych motywacjach, lecz wynikająca z pogardy dla kobiet i z zazdrości biednych wobec bogatych prymitywna zbrodnia. Niesamowicie brutalna, a przy tym dokonana przez ludzi, którymi kierują najniższe instynkty.
Delhi Crime – opłaca się skupić
Vartika i cała policja Delihi musi sobie też radzić z politykami, którzy próbują wykorzystać sprawę do przejęcia większej władzy, i z mediami, które przekręcają fakty, podsycając lęki społeczeństwa i prowokując protesty, a nawet zamieszki. Śledztwo nie tylko grzęźnie chwilami wobec ograniczeń geograficznych, pieniężnych i deficytu ludzi. Bohaterowie muszą zmagać się z niechęcią obywateli i z tym, że każdy może stać się kozłem ofiarnym, jeśli coś pójdzie nie tak. Serial pokazuje świat, w którym prawda nie ma znaczenia. Liczy się to, w co wierzą ludzie.
Dochodzą w tym śledztwie jeszcze aspekty, których raczej nie widuje się w kryminałach z innych kręgów kulturowych. Największym wyzwaniem może okazać się takie schwytanie i zamknięcie sprawców, by doczekali procesu, a nie zostali zlinczowani. Natomiast ukaranie ich utrudnić może fakt, że przed gwałtem ofiara i jej chłopak całowali się w autobusie – nawet jeden na co dzień sympatyczny i ofiarny policjant twierdzi, że tak się przecież nie robi…
Tło kulturowe jest tu niezwykle ciekawe, na przykład nieznany mi wcześniej temat zbuntowanych wobec stolicy naksalitów. Do tego dodać trzeba przekonującą analizę społecznych związku między różnicami klasowymi i tłumionymi popędami a przestępczością. A równocześnie jest tu dużo pożądanego kryminalnego napięcia, którego nie zaburza ani policyjna drobiazgowość, ani nadmierne teoretyzowanie podjętych problemów.
"Delhi Crime" to serial trudny, raczej nie do oglądania w trybie maratonowym. Temat przytłacza, a ogrom przeciwności utrudniających śledztwo daje obraz brutalny, ponury, przygnębiający. Poza tym opowieść jest gęsta, pokazująca życie zawodowe i osobiste wielu zaangażowanych w sprawę osób, szeroki kontekst polityczny, społeczny, obyczajowy. Ale naprawdę warto zainwestować uwagę w tę kryminalną historię.
Netflix zamówił "Delhi Crime" jako antologię, póki co dwusezonową, więc za jakiś czas można się podobno spodziewać nowej historii z tym samym zespołem śledczych. Może faktycznie wyidealizowano policję na tle tej rzeczywistej. Może pozwolono sobie na sporo zmian w stosunku do sprawy, której akta posłużyły za podstawę serialu. Ale dla widza, który jak ja ogląda "Delhi Crime" z zewnątrz, traktując tę produkcje jako fikcję i oceniając przede wszystkim wielowarstwowość świata i postaci, obsadę, dbałość o detale, niejednoznaczność podejmowanych przez bohaterów wyborów oraz aspekty techniczne, to kawał świetnej serialowej roboty.