"The OA" po raz kolejny, czyli więcej tajemnic i garść wyjaśnień – recenzja 2. sezonu
Mateusz Piesowicz
23 marca 2019, 22:02
"The OA" (Fot. Netflix)
Pierwszy sezon "The OA" pojawił się na Netfliksie znienacka, wywołując przy tym spore zamieszanie. Czy nowa odsłona serialu może powtórzyć ten zaskakujący sukces? Drobne spoilery.
Pierwszy sezon "The OA" pojawił się na Netfliksie znienacka, wywołując przy tym spore zamieszanie. Czy nowa odsłona serialu może powtórzyć ten zaskakujący sukces? Drobne spoilery.
Zaczynamy od szybkiej jazdy na deskorolce wziętej żywcem z Lynchowskiej wyobraźni, przechodzimy płynnie w opowieść detektywistyczną, mieszając ją z historią znajomej bohaterki w nowym wydaniu. To wszystko przedzielamy obrazami Ziemi widzianej z kosmosu i napisami początkowymi w drugiej połowie premierowego odcinka. Nie, to nie seria fatalnych pomyłek na stole montażowym, lecz po prostu znak, że wrócił jeden z najdziwniejszych seriali ostatnich lat.
Choć brzmi to wszystko jak kompletny odlot, wierzcie mi, że najlepsze w tym aspekcie dopiero nadejdzie. Ba, początek 2. sezonu "The OA" można wręcz uznać za wyjątkowo spokojny i przyziemny, ponieważ twórcy prowadzą nas za rękę, krok po kroku objaśniając fabularne zawiłości stworzonej w dużej mierze na nowo opowieści. Hamulce puszczają im nieco później, a mniej więcej od czwartego odcinka jesteśmy już na autostradzie ku czystemu szaleństwu, pędząc w nieznane bez zapiętych pasów. Ale chyba niczego innego się nie spodziewaliście?
The OA sezon 2 – jeszcze dziwniejszy, ale czy lepszy?
O ile bowiem 1. sezon serialu autorstwa Brit Marling i Zala Batmanglija mógł nas wziąć z zaskoczenia, serwując historię, która tylko na pozór trzymała się utartych ścieżek, kontynuacja miała trudniejsze zadanie. Tu już nie można było ogłosić premiery na cztery dni przed, zapowiedzieć jej tajemniczym zwiastunem i oglądać reakcje skonfundowanej widowni. Tym razem mieliśmy bardziej konkretne oczekiwania, licząc na ciąg dalszy historii tytułowej bohaterki (w tej roli sama Marling), wiedząc, że trafimy do alternatywnej rzeczywistości, a także poznamy detektywa z San Francisco i może nawet doczekamy się jakichś wyjaśnień.
Zadanie było zatem trudniejsze, wymagając od twórców nieco bardziej praktycznego podejścia. W końcu opowieść o aniołach, mających niezwykłe właściwości tańcach i innych wymiarach to rzecz sprawdzająca się raczej na krótką metę. A dokładnie to tylko raz, bo potem wypada ją obudować czymś więcej. I nowa odsłona "The OA" z pewnością coś więcej oferuje, choć niekoniecznie w taki sposób, w jaki można było przewidywać.
Bo owszem, odpowiedzi też się tu trafiają, są jednak znacznie rzadsze od scen i całych sekwencji pozostawiających nas w niemym osłupieniu. Ewentualnie zmuszających do obejrzenia jeszcze raz, by sprawdzić, czy dobrze widzieliśmy, czy może to nasze umysły odpłynęły na chwilę w sobie znanych kierunkach. Krótko mówiąc, poprzedni sezon przy tym wygląda na całkiem normalny, stonowany i wręcz nudnawy, co sprawia, że ośmioodcinkowy seans (długość odcinków znów waha się od czterdziestu minut do ponad godziny) równie mocno fascynuje, co przyprawia o solidny ból głowy.
The OA sezon 2 – o co tu w ogóle chodzi?
Patrząc jednak na konstrukcję serialu fabularną, nie jest ona aż tak skomplikowana – przynajmniej jeśli macie w pamięci poprzedni sezon (powtórka to bardzo dobry pomysł). Historię oglądamy przede wszystkim w dwóch toczących się równolegle wątkach we wspomnianej już alternatywnej rzeczywistości, do której trafiła OA (czy jak wolicie Prairie) po tragicznych wydarzeniach w szkole. W nowym świecie nasza bohaterka żyje inną wersją swojego życia, spotykając jednak dobrze znanych ludzi, choć już niekoniecznie w ten sam sposób. Brzmi zagadkowo, ale że wgłębianie się w szczegóły mogłoby zepsuć wam zabawę, ograniczę się do tego, że Hap (Jason Isaacs), Homer (Emory Cohen) i reszta wciąż tu są, odgrywając w opowieści kluczowe role.
Oprócz nich jest jednak również nowość w osobie niejakiego Karima Washingtona (Kingsley Ben-Adir), prywatnego detektywa z San Francisco, badającego sprawę zaginięcia wietnamskiej dziewczynki. Poszukiwania szybko naprowadzają go na trop tajemniczej gry wykorzystującej rzeczywistość rozszerzoną, pewnego technologicznego geniusza i nawiedzonego domu na wzgórzu (podobieństwo raczej przypadkowe, ale że ukryto tu też nawiązania do "Stranger Things", to niczego nie da się wykluczyć). Nie muszę chyba mówić, że prędzej czy później ścieżki jego i OA się przetną, prawda?
I na dobrą sprawę właśnie wówczas zacznie się prawdziwa jazda, podczas której nieokiełznana wyobraźnia twórców będzie wykonywać ostre zwroty, zmierzając w coraz dziwniejszych kierunkach. Będzie pięknie, podniośle, pretensjonalnie, strasznie, zabawnie, odlotowo, logicznie albo zwyczajnie idiotycznie (dajcie znać, co sądzicie o Starej Nocy!), a wszystko złoży się na mniej jednorodną całość niż poprzednio. Moim zdaniem zmiana wychodzi "The OA" na plus, także dlatego, że teraz serial nie próbuje już udawać opowieści gatunkowej. Jasne, choćby kryminał czy romans są tu nadal bardzo istotnymi częściami fabuły, jednak mając świadomość tutejszego pomieszania z poplątaniem, łatwiej do tego chaosu przywyknąć.
The OA sezon 2 – znane twarze w obsadzie
Oczywiście zupełnie inną kwestią jest jego opanowanie, nie mówiąc o zrozumieniu. Twórcy "The OA" wprawdzie kilkakrotnie w tym sezonie podają nam pomocną dłoń, umożliwiając przynajmniej krótkotrwałe poskładanie ekranowych wydarzeń w sensowny obraz, ale zaraz potem na nowo usuwają nam grunt spod stóp, wrzucając do układanki całkiem nowe, jeszcze bardziej odjechane elementy. Na dłuższą metę byłoby to okropnie nużące, na te kilka godzin jest w sam raz, zwłaszcza że Brit Marling i jej zespół scenarzystów nie należą do grona ludzi o ograniczonych horyzontach.
Co więcej, również możliwości mają spore (bez wątpienia dzięki udziałowi Netfliksa), co oznacza większą frajdę dla nas i to pod różnymi względami. Choćby realizacyjnym, który umożliwił zamianę jednego z odcinków w swego rodzaju platformową przygodę w surrealistycznym wydaniu, a gdzie indziej pozwalał na urzeczywistnianie nawet najbardziej absurdalnych pomysłów. Te dotyczą zresztą nie tylko ekranowych wizji, ale również castingu. Chcecie Irène Jacob ("The Affair")? Proszę bardzo. Vincent Kartheiser ("Mad Men")? Żaden problem. A może da się gdzieś wcisnąć Zendayę ("Spider Man: Homecoming")?
Dodając do tego powracajace postaci (oprócz już wymienionych mamy także BBA i chłopców próbujących zrozumieć, co się stało po ich stronie rzeczywistości) na ekranie robi się naprawdę tłoczno, co ma widoczne gołym okiem wady. Pojawiają się tu więc takie kwiatki, jak kilkuminutowe albo i krótsze występy bohaterów, których obecności tu nie sposób logicznie wytłumaczyć. Na porządku dziennym są też niedopracowane postaci, ich liche motywacje i próby sztucznego wzbudzania emocji względem ludzi, o których praktycznie niczego nie wiemy. A gdy jednym z nich jest teoretycznie drugi najważniejszy bohater w tym sezonie, to robi się problem.
The OA – serial niedoskonały, ale wyjątkowy
Inna sprawa, że o tego rodzaju niedoskonałościach "The OA" było wiadomo już od dawna, bo przecież poprzedni sezon ich absolutnie nie unikał. Już wtedy był to serial, który oglądało się raczej pomimo wielu wad, bo w zamian oferował atrakcje, jakich nie miał nikt inny – to się w ogóle nie zmieniło. Podobnie niestety jak podejście twórców, którzy wciąż traktują swoje dzieło zdecydowanie zbyt poważnie, oczekując, że dokładnie tak samo będzie z widzami.
Momentami to bardzo przeszkadza, zwłaszcza w najsłabszym w sezonie odcinku, który próbuje nieudolnie zmierzyć się z konsekwencjami wydarzeń z poprzedniego finału, momentami nieco mniej, wzbudzając tylko uśmiech lekkiego zażenowania. Najistotniejsze jednak, że na koniec nawet ci najbardziej sarkastyczni widzowie (a przypuszczam, że do takich się zaliczam) zostają w pomysłowy sposób wynagrodzeni, a twórcy pokazują, że jednak stać ich na nieco dystansu. I wcale nie musi to zmieniać wydźwięku całej historii!
Historii, która bez dwóch zdań ma w sobie coś niezwykłego i potrafi to w nieoczywisty sposób sprzedać. Tak, bywa przy tym niezamierzenie śmieszna, przesadnie dramatyczna, nielogiczna i oparta na pretekstowym scenariuszu, ale jednocześnie tak mocno odrywa się od rzeczywistości, że można to wszystko gładko przełknąć. Jeśli uczyniliście tak już za pierwszym razem, to mogę zapewnić, że teraz będziecie się bawić jeszcze lepiej. W końcu, jak serial sam to otwarcie przyznaje, logika jest przeceniona, a kto ma wiedzieć, ten będzie wiedział. I tyle chyba wystarczy za wyjaśnienie.