"Shrill", czyli jak ze szczerością mówić o byciu plus size — recenzja nowego komediodramatu Hulu
Michał Paszkowski
17 marca 2019, 20:02
"Shrill" (Fot. Hulu)
"Shrill" od Hulu to idealna okazja dla Aidy Bryant z "Saturday Night Live" do zabłyśnięcia w głównej roli i przy okazji ważny głos w dyskusji o fat shamingu. Oceniamy 1. sezon.
"Shrill" od Hulu to idealna okazja dla Aidy Bryant z "Saturday Night Live" do zabłyśnięcia w głównej roli i przy okazji ważny głos w dyskusji o fat shamingu. Oceniamy 1. sezon.
Aż chce się powiedzieć "w końcu", widząc Aidy Bryant po raz pierwszy jako główną gwiazdę nowego serialu komediowego. Aktorka i komiczka pojawiająca się w "Saturday Night Live" od 2012 roku niejednokrotnie udowodniła, że jest jedną z najbardziej utalentowanych członkiń obecnej obsady programu, co w 2018 roku przełożyło się także na pierwszą nominację do nagrody Emmy. Nowy komediodramat Hulu "Shrill" jest jednak dla Bryant okazją do wystąpienia na pierwszym planie i jak udowadnia sześcioodcinkowy sezon, aktorka idealnie pokazuje się nie tylko od dobrze już znanej komediowej strony, ale i błyszczy w subtelniejszych momentach dramatycznych.
"Shrill" oparte zostało na zbiorze esejów "Shrill: Notes from a Loud Woman" autorstwa Lindy West z 2016 roku. Częściowo wzorowana na West Annie kompletnie nie spełnia się w swojej pracy, w której może pochwalić się zaszczytną rolą asystującej redaktorki kalendarzy, a jej obecny partner seksualny, bo o bardziej romantycznym opisie ciężko tu mówić, prosi ją, aby wychodziła z domu przez tylne drzwi i ogrodzenie. Tak na wszelki wypadek, aby przypadkiem nie natknęli się na nią jego współlokatorzy.
Jako historia o niespełnionym millenialsie, który czuje, że nie dostaje takiej szansy na jaką zasługuje, "Shrill" może wydawać się czymś, co już bardzo dobrze znamy i niejednokrotnie widzieliśmy. Ale jako historia kobiety, która dojrzewa do tego, aby nie bać się nazwać "grubą", serial Hulu wkracza na terytoria, na które inne filmy i seriale rzadko odważają się wchodzić.
Shrill, czyli "cześć, jestem gruba"
Nawet kiedy w trochę mniej angażującej pierwszej połowie sezonu "Shrill" niektóre historie wydają się na pierwszy rzut oka znajome, to tak rzadko pokazywana (przynajmniej nie w szyderczo-komediowym tonie) perspektywa kobiety z nadwagą i jej doświadczeń dodaje serialowi autentyczności. Serial obiera sobie za zadanie ze szczerością pokazać, jak bycie osobą plus size wpływa na wszystko w życiu od relacji z rodziną i partnerami, przez sytuację w miejscu pracy aż po drobne wymiany zdań z nieznajomymi na ulicy. Sytuacja, w której totalnie obca osoba mówi Annie, że w jej środku istnieje chuda osoba, która pragnie się wydostać, może wydawać się wymysłem scenarzystów, dopóki nie okaże się, że Aidy Bryant przeżyła coś bardzo podobnego we własnym życiu.
"Shrill" wyróżnia przede wszystkim to, że do przeżyć kobiet dużych rozmiarów podchodzi z pełnym szacunkiem, jednocześnie nie traktując ich jako obiektu dowcipu. W serialu Hulu "gruba" to nie obelga, to słowo znaczące tyle samo co "normalna". I nigdzie nie widać tego wyraźniej niż w 4. odcinku (najlepszym z całego sezonu), w którym Annie i jej przyjaciółka Fran (Lolly Adefope) udają się na "basenową imprezę dla grubych lasek". Scena, w której Annie może po raz pierwszy poczuć się w pełni swobodnie, jest nie tylko przełomem dla bohaterki, ale też bez typowego dla Hollywood uprzedmiotawiania czy ubierania w szyderczy dowcip celebruje ciała dużych kobiet.
Shrill — szczerze o fat shamingu
Przede wszystkim jednak "Shrill" to opowieść o samoakceptacji i serial bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że droga do niej potrafi być wyboista. "Shrill" uważnie obserwuje, jak Annie powoli zaczyna czuć się coraz pewniej we własnej skórze, jednocześnie zwracając uwagę na to, jak problematyczne może okazać się znalezienie równowagi między dbaniem o samą siebie a egoizmem. Historia Annie wydaje się pod wieloma względami rewolucyjna i ciężko nie kibicować bohaterce w walce z uprzedzeniami tak mocno wpisanymi w seksistowską kulturę.
A o zjawisku fat shamingu i różnych formach dyskryminacji wobec osób z nadwagą nadal rzadko dyskutuje się w odpowiedzialny sposób w mediach. Sam fakt, że jeszcze nie dorobiliśmy się polskiego określenia na fat shaming może sugerować, jak bardzo ten problem współczesna kultura zdaje się bagatelizować i ignorować. "Shrill" otwiera interesującą dyskusję na ten temat, szczególnie w relacji Annie z szefem, Gabe'em (John Cameron Mitchell), który choć sam reprezentuje dyskryminowaną mniejszość, kompletnie lekceważy doświadczenia swojej pracownicy.
Z bolesną szczerością "Shrill" zwraca też uwagę na fakt, że mikroagresje wobec grubszych ludzi to nie tylko kwestia dalszego otoczenia, ale też relacji rodzinnych. I właśnie o bohaterach z bliskiego kręgu Annie chciałoby się dowiedzieć jeszcze więcej po krótkim sezonie, który czasem spycha przyjaciół i rodzinę bohaterki na dalszy plan. Niektóre postaci dopiero pod koniec sezonu prezentują się jako bardziej wielowarstwowi bohaterowie i ciężko pozbyć się wrażenia, że można by się o nich dowiedzieć trochę więcej. W szczególności przychodzą tu na myśl rodzice Annie grani przez Julię Sweeney (także weterankę "Saturday Night Live") oraz Daniela Sterna.
Serial idealny dla fanów komediodramatów
"Shrill" wpisuje się w tradycję seriali, które wydają się wprost wyjęte z życia swoich twórców i spełnia się jako całkiem udana mieszanka delikatnej komedii i realistycznego dramatu. Nie eksperymentuje z formą, tak jak lubi to czasem robić "Better Things", ani nie miesza w tak mocnych dawkach tragedii z komedią jak choćby "Fleabag", ale znajduje swoją niszę w gatunku wprost stworzonym dla autorskich historii. Nie tylko pozwala w pełni zabłysnąć Aidy Bryant, ale przy okazji otwarcie mówi o tematach, o których inne seriale wolą milczeć albo pokazywać w stereotypowy sposób.
Przy okazji "Shrill" udowadnia, że to właśnie Hulu wyrasta ostatnio na najlepszy streamingowy dom dla autorskich i niszowych seriali, które wykraczają poza utarte schematy i pokazują jeszcze rzadko poruszane w mainstreamie perspektywy. Pomiędzy zachwycającym "Pen15", nadchodzącym w kwietniu serialu "Ramy" o amerykańskim muzułmaninie, a teraz także "Shrill", Hulu pokazuje, że bardziej dba o jakość i różnorodność niż wcześniejsze źródło podobnych projektów — Amazon Prime Video, skupiający się obecnie na bardziej widowiskowych projektach, jak "Władca Pierścieni", czy też inna platforma, której tak bardzo zależy na historiach marginalizowanych grup, że kasuje serial najlepiej te doświadczenia pokazujący.
"Shrill" daje w swoim obiecującym 1. sezonie przedsmak czegoś jeszcze lepszego, co może dopiero nadejść. Hulu — uprzejmie prosimy o 2. sezon.