"The Widow" to sieć kłamstw w sercu Afryki. Recenzja serialu z Kate Beckinsale
Mateusz Piesowicz
5 marca 2019, 22:02
"The Widow" (Fot. Amazon Prime Video)
Egzotyczna i niebezpieczna Afryka, Kate Beckinsale w roli głównej oraz pełna intryg fabuła autorstwa twórców "The Missing". Nowy serial Amazona wyglądał na potencjalny hit – co z tego wyszło?
Egzotyczna i niebezpieczna Afryka, Kate Beckinsale w roli głównej oraz pełna intryg fabuła autorstwa twórców "The Missing". Nowy serial Amazona wyglądał na potencjalny hit – co z tego wyszło?
Harry i Jack Williamsowie to jedni z najbardziej zapracowanych twórców telewizyjnych ostatnich lat. Po tym, jak dali się poznać dzięki świetnemu "The Missing", brytyjscy bracia praktycznie co chwilę raczą nas nowymi produkcjami, nie ograniczając się przy tym wcale do jednego serialu naraz. Taką sytuację mamy właśnie teraz, bo gdy BBC pokazuje "Baptiste'a", Amazon we współpracy z ITV wypuścił cały sezon "The Widow".
Ośmioodcinkowa produkcja nie odbiega w znaczący sposób od dotychczasowych dokonań swoich twórców, będąc oczywiście trzymającym w napięciu, zawiłym i pełnym twistów thrillerem. Tym, co wyróżnia ją na tle pozostałych jest jednak sceneria, bo zamiast typowej brytyjskiej (czy też europejskiej), postawiono na pełną egzotykę, zabierając nas do samego serca Afryki – Demokratycznej Republiki Konga.
The Widow, czyli Kate Beckinsale na tropie
Tam właśnie po raz ostatni widziano męża głównej bohaterki, Georgii Wells (Kate Beckinsale), który miał być wśród ofiar katastrofy lotniczej sprzed trzech lat. No właśnie, miał być, bo w pierwszym odcinku kobieta przypadkowo dostrzega w relacji telewizyjnej z zamieszek w Kinszasie kogoś uderzająco podobnego do tragicznie zmarłego Willa (Matthew Le Nevez). Czy to tylko jej chwytająca się najdrobniejszej nadziei wyobraźnia, czy może za wszystkim rzeczywiście kryje się jakaś większa tajemnica?
Odpowiedzi możecie się już rzecz jasna domyślać, podobnie jak faktu, że zanim dojdziemy do sedna sprawy, czeka nas całe multum zwrotów akcji, (nie)oczekiwanych zdrad, ślepych zaułków i wielu wątków łączących się w jedną całość. Dla znających twórczość braci Williamsów nie jest to absolutnie żadna nowość, tak samo jak to, że akcent stawia się nie tylko na jak największym zagmatwaniu fabuły, ale również jej emocjonalnym wymiarze. W końcu to historia kobiety, która straciwszy wszystko, niespodziewanie dostaje szansę na odzyskanie dawnego życia – wiadomo, że nie można było po prostu zrobić z tego pospolitego thrillera.
Taki przynajmniej był plan, co widać w serialu od samego początku i co z biegiem czasu tylko zyskuje na sile. Owszem, osadzona w Afryce i przeskakująca pomiędzy różnymi bohaterami oraz liniami czasowymi akcja prowadzona jest w dość szybkim tempie, jednak nie postawiono tylko i wyłącznie na bieganinę po egzotycznych lokacjach. "The Widow" wyraźnie stara się nadać swoim postaciom głębi i dokładnie przedstawić towarzyszące im przeżycia, za co trzeba twórców pochwalić. Inna sprawa, że nie zawsze ich starania przynoszą oczekiwany skutek.
A to dlatego, że gdy już zagłębimy się w serialowy świat, odkryjemy, że jest on w dużej mierze zbudowany na sztucznych i nieprzekonujących fundamentach. Sprzedawana nam jako w stu procentach poważna historia skomplikowanej bohaterki musi wszak mieć solidne oparcie w scenariuszu, lecz ten jest w większym stopniu skupiony na afrykańskich przygodach Georgii, niż towarzyszącej jej traumie. Jasne, stopniowo poznajemy coraz więcej faktów z przeszłości kobiety, dzięki czemu powinniśmy ją lepiej rozumieć, ale zamiast pozwolić nam przetrawić pewne informacje, serial już pędzi dalej. Przez to zostajemy tylko z faktami i Kate Beckinsale, która szyje z czego może, by uwiarygodnić swoją bohaterkę, a przez to również całą historię, jednak bardzo brakuje jej materiału.
The Widow – mroczna strona Afryki
W jeszcze większym stopniu z tym problemem zmagają się drugoplanowi bohaterowie – z jednej strony istotni, z drugiej trudno pozbyć się wrażenia, by byli tu kimś więcej, niż pionkami potrzebnymi, by w odpowiednim miejscu pchnąć akcję naprzód. A to już zakrawa na zwykłe marnotrawstwo, biorąc pod uwagę aktorów, jakich udało się zebrać. Ólafur Darri Ólafsson ("W pułapce"), Charles Dance ("Gra o tron"), Alex Kingston ("Doktor Who") czy Louise Brealey ("Sherlock") odgrywają w tej historii mniejsze czy większe role, ale w każdym przypadku można mówić o jakimś rozczarowaniu. I bynajmniej nie jest to winą wykonawców, a niedopracowanego, mocno pretekstowego scenariusza.
I to właśnie jego trzeba wskazać jako największy problem "The Widow", czyli serialu, który celując w ambitną produkcję mającą coś do powiedzenia na temat problemów współczesnego świata (a przede wszystkim Afryki), okazał się dość banalnym thrillerem. Nie, to wcale nie znaczy, że co sprytniejsi z was odgadną zakończenie po piętnastu minutach. Raczej to, że nie spodziewając się "Jacka Ryana" bis, ku swojemu zaskoczeniu dostałem serial z bardzo podobnej półki (tylko znacznie mniej efektowny). Jak zobaczycie Georgię w akcji, to zrozumiecie, że to wcale nie jest to porównanie na wyrost.
Pytanie brzmi, czy w takim razie nową produkcję Amazona można śmiało wykreślić z listy rzeczy do oglądania? Niekoniecznie, bo mówiąc szczerze, wady scenariusza i jego pewna przewidywalność (zwłaszcza gdy dobrze zna się sztuczki Williamsów) nie przeszkodziły mi w obejrzeniu całości z umiarkowaną, ale jednak przyjemnością. Najprościej rzecz ujmując, "The Widow" po prostu skutecznie wciąga, bo gdy już zaczniecie śledzić tę historię, to bardzo chce się poznać jej zakończenie. Nawet pomimo niemal zerowego zaangażowania emocjonalnego, ponieważ to wzbudzać może ewentualnie tylko jeden serialowy wątek.
Mam na myśli historię małej Adidji, kongijskiej dziewczynki porwanej z rodzinnej wioski i zmuszonej do walki przez tamtejszych zbirów rekrutujących żołnierzy wśród dzieci. Jasne, mamy tu po prostu jeden z wielu problemów Afryki w pigułce, ale również zwyczajnie poruszający wątek, ożywiony dzięki naturalnemu występowi debiutującej na ekranie, trzynastoletniej Shalom Nyandiko. Takiej właśnie autentyczności brakuje serialowi przez większość czasu.
Szkoda tym bardziej, że jej przykład pokazuje, jak duży potencjał tkwił w "The Widow". Pewnie, można obniżyć poprzeczkę i cieszyć się wciągającą historią w oryginalnej scenerii, zwłaszcza że ta rzeczywiście cieszy oko, choć Demokratyczną Republikę Konga "gra" tu Południowa Afryka (zdjęcia w oryginalnych lokacjach były niemożliwe ze względów bezpieczeństwa) – zaręczam, że i tak będziecie się co najmniej nieźle bawić. Jeśli jednak liczycie na coś ponad podstawową rozrywkę, szukajcie w innym miejscu.