Serialowa alternatywa: "Dzień", czyli napad na bank w różnych perspektywach
Mateusz Piesowicz
16 lutego 2019, 21:49
"Dzień" (Fot. FBO)
Spokój flamandzkiego miasteczka przerywa napad na bank. Przestępcy barykadują się w środku, biorą zakładników i zaczynają grę z czasem. Znamy to, a jednak od "Dnia" trudno się oderwać.
Spokój flamandzkiego miasteczka przerywa napad na bank. Przestępcy barykadują się w środku, biorą zakładników i zaczynają grę z czasem. Znamy to, a jednak od "Dnia" trudno się oderwać.
Na pierwszy rzut oka "Dzień" ("De Dag") to schemat na schemacie. Rabusie, zakładnicy, negocjatorzy, dynamicznie zmieniająca się sytuacja, zaskakujące zwroty akcji – widzieliśmy to już tyle razy w różnych wydaniach, że trudno wyobrazić sobie, by w te oklepane klisze dało się wcisnąć coś nowego. Można oczywiście próbować na różne sposoby urozmaicać scenariusz, ale wówczas trzeba liczyć się z możliwością przeszarżowania. Cóż, logika nie jest z gumy, a trzymającą w napięciu fabułę od kompletnego braku sensu dzieli tylko mały kroczek.
Twórcy jednego z najgłośniejszych belgijskich seriali zeszłego roku go jednak nie wykonali, przez cały sezon stosunkowo mocno trzymając się ziemi. A zadanie wcale nie należało do najłatwiejszych, bo do wypełnienia treścią mieli aż dwanaście odcinków, w których trzeba było upchnąć akcję toczącą się na przestrzeni jednej doby. Wszystko zaczyna się od wczesnego ranka, gdy tajemniczy sprawcy zamykają się w lokalnym banku z grupką zakładników, w tym dwójką dzieci. Żądania? Standard – milion euro albo komuś stanie się krzywda. Tak to przynajmniej wygląda z zewnątrz.
W tym momencie dochodzimy do pierwszego wyróżnika "Dnia", czyli przyjmowanej perspektywy. Serial jest bowiem podzielony na sześć dwuodcinkowych segmentów, w których śledzimy te same wydarzenia dwa razy pod rząd. Najpierw oglądamy je z zewnątrz, obserwując działania policji, rozmowy negocjatorów czy nerwy rodzin zakładników, by w kolejnej godzinie zobaczyć to jeszcze raz, ale już z wnętrza banku, gdzie przetrzymywani są ludzie, a rabusie skrupulatnie realizują swój złożony plan.
Oczywiście tego typu narracja to też nic nowego, ale za jej przyjęcie trzeba twórców pochwalić, bo automatycznie urozmaicili nam zabawę, jednocześnie zwiększając sobie poziom trudności (scenarzyści Jonas Geirnaert i Julie Mahieu mieli spędzić nad przygotowaniem skryptu ponad rok). Na zabiegu korzystają zatem choćby najprostsze cliffhangery (na końcu jednego odcinka słychać strzał, w kolejnym dowiadujemy się, co właściwie miało miejsce, śledząc sytuację z innej perspektywy), ale przede wszystkim skutecznie nadaje on całości pozorów realizmu, zmuszając również widzów do większego wysiłku. Co innego bezmyślnie konsumować piętrzące się w kolejnych odcinkach scenariuszowe bzdurki, a co innego musieć nieustannie uważać, by nie pogubić się w szczegółach stopniowo zazębiającej się układanki.
Te z kolei zostały na tyle starannie dopracowane, że nie ma mowy o nudzie czy powtarzalności. Paradoksalnie, oglądając w teorii raz za razem to samo, dostajemy ciągle nowe informacje, będąc w gruncie rzeczy najlepiej poinformowani o tym, co się dokładnie dzieje. Stąd też "Dnia" nie ogląda się jak na przykład "Domu z papieru" (porównanie nasuwa się samo), gdzie znaczenie miało szybkie tempo i jak największa częstotliwość coraz bardziej efekciarskich twistów.
Tych rzecz jasna też tutaj nie brakuje, ale widać, że dla twórców znacznie istotniejsze od wzięcia widza z zaskoczenia było dopuszczenie go do informacji niedostępnych dla wszystkich bohaterów. Dzięki temu jak na dłoni widzimy, kiedy jeden drobny błąd, niedopowiedzenie, źle zrozumiane zachowanie lub błędnie odczytane intencje mają daleko idące konsekwencje, a całość układa się w niemożliwą do przewidzenia sieć przypadków.
Czyli mamy dokładnie to, czego można się było spodziewać od samego początku, a jednak sprzedane w sposób, dzięki któremu łatwo zapomnieć, że już nieraz w tę grę graliśmy. Pogratulować konceptu, ale również wykonania, bo słabe mogłoby cały plan błyskawicznie pogrzebać. I tu jednak twórcy wyszli obronną ręką, serwując nam w pewnym stopniu dwa seriale w jednym.
Pierwszy to policyjny dramat częstujący nas sporą dawką chłodnego procedurala, ale nieunikający osobistych przeżyć bohaterów. Drugi jest z kolei rasowym thrillerem o grupce ludzi postawionych w obliczu śmiertelnego zagrożenia w klaustrofobicznej, ograniczonej ścianami przestrzeni. Różnica jest więc zauważalna nie tylko w treści, ale i stylu (długie ujęcia kamery na zewnątrz, szybkie cięcia i zbliżenia w środku), wprowadzającym odpowiednią atmosferę dla danej części historii.
W każdej z nich mamy też zestaw bohaterów, którzy dbają o to, byśmy mieli na kim skupiać uwagę. Z jednej strony są więc policyjni negocjatorzy, na których w dużym stopniu koncentruje się opowieść, czyli doświadczona Vos (Sophie Decleir), początkujący Ibrahim (Lukas De Wolf) i dręczony błędem z przeszłości Roealand (Willy Thomas) oraz cała gromada policjantów i cywili. Z drugiej mam zaś przestępców i ich zakładników, o których oczywiście nic nie napiszę, żeby nie zepsuć wam niespodzianki. Bo przecież tego, że nie wszyscy są tu tymi, za kogo się podają, już się z pewnością domyślacie.
Do tej części scenariusza, w której odcinek za odcinkiem odkrywamy, co kryje się za tą układanką, nie mam większych zastrzeżeń (a nawet zdarzało mi się być pod wrażeniem jej pomysłowości) – nieco gorzej wypada wgłębianie się w osobiste wątki poszczególnych postaci. Tu odniosłem wrażenie, że twórcy na siłę dopisywali każdemu jakiś własny dramat (albo dramacik), co raz wypadało lepiej, raz gorzej, a niekiedy nie prowadziło w żadnym konkretnym kierunku. O ile nie ma planów na kolejny sezon, trzeba to uznać za minus. Choć zakładam, że jakaś kontynuacja powstanie, biorąc pod uwagę popularność serialu i zostawione w zakończeniu furtki.
A skoro już przy nich jesteśmy, to nie musicie obawiać się braku wyjaśnień. Te są jak najbardziej satysfakcjonujące, zgrabnie zamykając sezon pełen wrażeń, ale nigdy nieodrywający się zbyt mocno od ziemi. "Dzień" ma w sobie znacznie więcej z ponurego skandynawskiego kryminału, niż z rozbuchanej konwencji wspominanego już "Domu z papieru", przez co pewnie nigdy nie zyska porównywalnej do niego popularności, ale to bynajmniej nie znaczy, że na nią nie zasługuje.
"Dzień" będzie można oglądać w Ale kino+ od 21 lutego od godz. 10:00 (emisja po dwa odcinki dziennie przez tydzień). Cały sezon jest również dostępny w serwisie Player.pl.