Nasz top 10: Najlepsze seriale stycznia 2019
Redakcja
15 lutego 2019, 22:02
"Sex Education" (Fot. Netflix)
W tym roku styczeń przyniósł jeden rewelacyjny debiut, jeden niezły powrót po bardzo długiej przerwie i kilka sympatycznych pożegnań. Prezentujemy top 10 najlepszych seriali poprzedniego miesiąca.
W tym roku styczeń przyniósł jeden rewelacyjny debiut, jeden niezły powrót po bardzo długiej przerwie i kilka sympatycznych pożegnań. Prezentujemy top 10 najlepszych seriali poprzedniego miesiąca.
10. "You're the Worst" (powrót na listę)
Z czterech wyemitowanych w styczniu odcinków "You're the Worst" aż trzy trafiły do naszych cotygodniowych hitów. Serial Stephena Falka wrócił z 5. serią w znacznie lepszej formie niż w sezonie poprzednim, więc znów chętnie towarzyszymy Jimmy'emu i Gretchen w ich nadal niełatwym, za to teraz już narzeczeńskim związku.
"The Intransigence of Love", premiera finałowej serii, to mocne uderzenie, w którym zabawę formą komedii romantycznej dobrze połączono ze specyfiką bohaterów "You're the Worst". Świetna zabawa w rozpoznawanie filmowych aluzji i radość, że nasza ulubiona toksyczna para chyba wychodzi na prostą, sprawiły, ze chcieliśmy więcej.
I dostaliśmy jedyne w swoim rodzaju przegapienie własnego ślubu cywilnego przez oboje narzeczonych ("The Pin In My Grenade") oraz perypetie związane z ogromnym czekiem ("What Money?"). Może "The One Thing We Don't Talk About", czyli 3. odcinek sezonu, nie zapisał się specjalnie w naszej pamięci, ale proporcje hitów do średniaków i tak wypadają bardzo dobrze. Na dodatek ostatni, przez większość czasu przezabawny styczniowy odcinek "You're the Worst" skończył się tak, że niejednego fana głównej pary pewnie coś zabolało. A równocześnie ciekawość została gwałtownie podsycona. [Kamila Czaja]
9. "Odpowiednik" (awans z 10. miejsca)
Miesiąc temu pisaliśmy, że "Odpowiednik" rozkręca się z odcinka na odcinek, teraz możemy to tylko potwierdzić. Wprawdzie awans w porównaniu z poprzednim zestawieniem zaliczyła produkcja stacji Starz tylko symboliczny, ale rosnący poziom jest widoczny gołym okiem. Ba, jeden z trzech styczniowych odcinków można śmiało uznać za najlepszy w jej dotychczasowej historii.
Dlatego też głównie na "Twin Cities" wypada się skupić, bo godzina to nie tylko ze wszech miar udana, ale i bardzo istotna dla całej serialowej historii. W końcu poznaliśmy tam odpowiedzi na mnóstwo dręczących nas od początku kwestii, na czele z tajemniczym przejściem między światami i tym, skąd się wzięło. A że wszystko ubrano w świetnie przemyślaną, emocjonującą i dramatyczną opowieść rodem z komunistycznych Niemiec (i z Alphaville w tle!), to nawet nie zwracało się uwagi, że w odcinku w ogóle nie pojawił się żaden z Howardów.
Co nie znaczy, że całkiem zapomnieliśmy o głównych bohaterach. Ich wątki też ruszyły pełną parą do przodu, przez co nie brakowało nam emocji i solidnej dawki wysokiego napięcia, gdy wszystko co rusz stawało na krawędzi noża. Wyraźnie czuć, że zbliżamy się do wielkiej kulminacji i jeśli ten sezon do końca utrzyma taki poziom, to nie będziemy mieli żadnych powodów do narzekań. [Mateusz Piesowicz]
8. "High Maintenance" (powrót na listę)
Dwa styczniowe odcinki "High Maintenance" wystarczyły, żebyśmy sobie przypomnieli, jak lubimy klimat tej nowojorskiej historii rozciągającej się między typowym serialem a antologią. Wciąż towarzyszymy Facetowi podczas jego "biznesowych" spotkań i prywatnych perypetii, ale co najmniej równie mocno czekamy na zawarte w każdym odcinku losy klientów.
"M.A.S.H.", lepszy z tej odcinkowej dwójki, świetnie połączył oba aspekty "High Maintenance". Z jednej strony widzieliśmy, ile radości Facet ma z kampera i jak to auto poszerzyło jego świat – w tym o intrygującą Lee (Britt Lower). Ale poznaliśmy też Cori próbującą poradzić sobie po śmierci przyjaciela i byliśmy gośćmi na nietypowej, optymistycznej stypie.
"Craig" nie wzrusza aż tak, zwłaszcza że wątek randki już nam wyleciał z pamięci. Ale za to w historii o wysypisku twórcy pokazali, jak świetnie potrafią wykorzystać konwencję miejskiego horroru połączoną dodatkowo z motywami rodem z "Incepcji". Ale i z "Titanica" (świetna scena przy napisach). Poza tym jak już robić aluzje polityczne, to właśnie z takim uroczym "użyciem" Obamy (w tej roli Louis "Bronx Obama" Ortiz).
"High Maintenance" nie wspięło się może na razie na wyżyny niektórych odcinków z poprzednich sezonów, ale wciąż pozostaje czymś wyjątkowym w serialowym krajobrazie. Ben Sinclair i Katja Blichfeld opowiadają nam świat, nie tylko nowojorski, na własnych warunkach. I zdecydowanie warto je przyjąć. [Kamila Czaja]
7. "Brooklyn 9-9" (powrót na listę)
Bardzo miły powrót serialu, który w maju zeszłego roku na moment straciliśmy. Na szczęście przygarnęło go NBC i wszystko dobrze się skończyło. Ale 7. miejsce na naszej styczniowej liście to nie jest tylko nagroda za to, że "Brooklyn 9-9" do nas wróciło (choć naprawdę nas to cieszy). To nagroda za dwa rewelacyjne odcinki — "Hitchcock & Scully" z historią dwóch tytułowych detektywów oraz "Four Movements" z odejściem Giny.
Oba są perfekcyjne pod każdym względem — pomysłowe, zabawne i mające spory ładunek emocjonalny. Hitchcock (Dirk Blocker) i Scully (Joel McKinnon Miller) od dawna zasługiwali na więcej czasu ekranowego, tak jak my zasługiwaliśmy na odpowiedź na pytanie — cytując Jake'a Peraltę — "co tam poszło nie tak!?". "Brooklyn 9-9" poszedł na całość, opowiadając cudowną, słodko-gorzką origin story duetu zaprzysięgłych leniwców, który nawet na 99. posterunku jest jednym wielkim żartem.
Z kolei "Four Movements" było naprawdę godnym pożegnaniem Giny i grającej ją Chelsea Peretti. Ludzki odpowiednik 100 emocji postanowił udzielić swoim przyjaciołom z 99. posterunku kilku życiowych lekcji i trzeba przyznać, że każda z nich była trafem w dziesiątkę. Peralta miał okazję nasikać na złoto i obrazić celebrytę. Rosa została doprowadzona do płaczu, Amy dowiedziała się, że powinna pozostać sobą. Całość nieco przypominała "Goodbye Michael" z "The Office", bo postawiono na emocje, podkreślenie wyjątkowości osobistych relacji i małe pożegnania z każdym z osobna.
I to wciąż nie wszystko, bo otwierający sezon "Honeymoon" i zabierający nas do czasów szkoły średniej Jake'a i Giny "The Tattler" to również niezłe odcinki. "Brooklyn 9-9" powrócił w bardzo dobrej formie — i oby tak dalej. [Marta Wawrzyn]
6. "Unbreakable Kimmy Schmidt" (powrót na listę)
Idealistyczna Kimmy i jej cyniczni przyjaciele wrócili po raz ostatni. Tym razem z serią odcinków może nie najlepszych w historii tej komedii, ale godnie wieńczących kilka lat przygody z sitcomem, który nie miał prawa się udać. Wydobywanie absurdalnego komizmu z historii dziewczyny latami więzionej w podziemnym bunkrze przez psychopatę nie brzmi wszak specjalnie obiecująco.
Tymczasem "Unbreakable Kimmy Schmidt" okazała się kolorową i ostrą satyrą na seksizm, a przy tym wciąż przezabawną opowieścią o grupie ekscentryków (tu także Kimmy) i egocentryków (tu już bez Kimmy) próbujących realizować marzenia w Nowym Jorku. Kolejną historią o rodzinie z wyboru, ale tak przetworzoną przez twórców serialu, że w efekcie dostaliśmy produkcję wyjątkową i zaludnioną przez postacie do których łatwo się przywiązać.
Druga część ostatniej serii zostanie nam w pamięci prawdopodobnie głównie ze względu na podwójny odcinek "Sliding Van Doors". Pytanie "co by było, gdyby" zadawano już nieraz, ale w "Unbreakable Kimmy Schmidt" udało się obok zabawy alternatywnymi losami postaci pokazać coś ważnego na temat miejsca, do którego bohaterowie już dotarli, i tego, jaką pomoc na tej drodze dostali od innych.
Co do pozostałych odcinków, to, były nierówne i można odnieść wrażenie, że twórcy koniecznie chcieli na koniec upchnąć wszystkie pomysły. Ale okazały się też zabawne i dowiodły, że ludzie czasem się jednak zmieniają. Bohaterom oddano sprawiedliwość, kończąc ich losy bez zbędnych dramatów. Przy całej paskudności realiów, które z opóźnieniem poznaje Kimmy, przekaz serialu wciąż jest pozytywny i w duchu "chcieć to móc". Będziemy tęsknić za tym optymizmem zapakowanym w wielobarwny absurd! [Kamila Czaja]
5. "Crashing" (powrót na listę)
Gdyby wszystkie komedie wracały w takim stylu! Choć produkcji Pete'a Holmesa stuknął już 3. sezon, nie tylko nie widać po niej zmęczenia materiału i powtarzania sprawdzonych schematów, ale wręcz emanuje ona nową energią – w dodatku bardzo zaraźliwą.
Za główną przyczynę tego stanu rzeczy trzeba zaś uznać niejaką Kat (Madeline Wise), niezwykle ekspresyjną blondynkę będącą nowym obiektem zainteresowania Pete'a. Tak, tego samego Pete'a, który jeszcze niedawno zerwał z Ali, a wcześniej zdarzało mu się mieszkać w garażu kochanka swojej byłej żony. Cóż, los w końcu musiał się odmienić i naprawdę trudno nie cieszyć się wraz z bohaterem. Wprawdzie na froncie zawodowym nie jest już tak różowo, ale skoro nie wychodzi w Comedy Cellar, to zawsze można wystąpić w synagodze.
Jak widzicie, pomysłów Holmesowi i ekipie bynajmniej nie brakuje, a że wszystkiemu towarzyszy jak zawsze pogodne nastawienie, to całość nadal świetnie się ogląda. Może Pete nie spełnił jeszcze swoich marzeń w stu procentach, ale bez wątpienia idzie w dobrym kierunku. Oby jak najdłużej, bo w takiej wersji lubimy go zdecydowanie najbardziej. [Mateusz Piesowicz]
4. "Seria niefortunnych zdarzeń" (powrót na listę)
Mamy wrażenie, że finałowy sezon netfliksowej ekranizacji powieści Lemony'ego Snicketa przeszedł raczej niezauważenie. A to spore niedopatrzenie, bo podobnie jak dwa poprzednie, tak i ten trzymał naprawdę wysoki poziom, w satysfakcjonujący sposób kończąc naszą przygodę z Baudelaire'ami.
Oprócz niezwykłych niebezpieczeństw grożących rodzeństwu bohaterów tym razem choćby w odmętach oceanu, bardzo szczególnym hotelu i na odciętej od świata wyspie, dostaliśmy jeszcze więcej moralnych wątpliwości i odcieni szarości, których ten grosteskowy świat był przecież zawsze pełen. Dzięki temu mogliśmy spojrzeć od nieco innej strony na Hrabiego Olafa i jego popleczników, a także poznać nieraz zaskakujące rodzinne historie, przy okazji dowiadując się oczywiście coraz więcej o ukrytych w przeszłości tajemnicach. Wszystko złożyło się na zgrabną całość, i mimo może nieco zbyt szybkiego tempa na sam koniec, trudno narzekać na brak satysfakcjonujących odpowiedzi.
Dodając do tego fakt, że serial jak zwykle zachwycał bogactwem i pomysłowością pod względem wizualnym, udanie łączył czystą abstrakcję i karykaturalne przerysowanie z autentycznymi emocjami oraz po prostu sprawiał, że trudno było oderwać się od ekranu, nie widzimy szczególnych powodów do narzekań. Jasne, produkcja Netfliksa nigdy nie zdołała się do końca pozbyć pewnych wad (powtarzalność fabularnych rozwiązań bywała nużąca), ale zapewniała przy tym tyle innych atrakcji, że schodziły one na dalszy plan. I jeszcze miała do tego cudowną Allison Williams i Lucy Punch, i Tony'ego Hale'a, i Joan Cusack, i jeszcze wielu innych.
Koniec końców trzeba więc "Serię niefortunnych zdarzeń" uznać za bardzo udaną ekranizację, ciesząc się, że szczęśliwie dobrnęła do mety. Lepiej się tego chyba nie dało zrobić. [Mateusz Piesowicz]
3. "Detektyw" (powrót na listę)
Pięć lat temu "Detektyw" z Matthew McConaugheyem i Woodym Harrelsonem był absolutnym objawieniem, nie tylko w ramach gatunku klimatycznego kryminału, ale też seriali ogólnie. Dziś to tylko i aż bardzo dobry serial, który dał radę przetrwać kryzys i wydostać się z dołka po 2. sezonie. To też piosenka, którą lubimy, bo znamy. Twórca serialu, Nic Pizzolatto, sięgnął po sprawdzoną formułę z 1. sezonu, powracając na prowincjonalne Południe i opowiadając skomplikowaną historię na trzech płaszczyznach czasowych równocześnie. I dobrze zrobił.
W styczniu HBO pokazało pierwszą połowę sezonu, aż do odcinka "The Hour and the Day" napisanego przez Pizzolatto wspólnie z Davidem Milchem, twórcą "Deadwood". I choć trochę brakowało fajerwerków, to były naprawdę udane cztery godziny z "Detektywem", który niespieszne snuł kolejną mroczną opowieść, dziejącą się w Arkansas, w Krainie Ozark, ale widzianej z innej strony niż w serialu Netfliksa.
Mahershala Ali jest absolutnie fantastyczny w roli gliniarza z PTSD po Wietnamie, a towarzyszący mu Stephen Dorff też się sprawdza, bo wyciąga bardzo dużo ze swojej nieco mniej interesującej roli. Nie on jeden zresztą — wzrok przyciąga także Scoot McNairy, który wynosi raczej typową postać zrozpaczonego rodzica na nowy poziom. Pizzolatto znów trafił z obsadą, ale na tym jego zasługi się nie kończą.
Swoje robi klimatyczne Arkansas, pod pewnymi względami przypominające Luizjanę z 1. sezonu — to też jest kraina biednych ludzi, braku perspektyw i miejsc, które z powodzeniem mogą grać w horrorach. Powróciły piękne kadry, rozmowy w aucie, skomplikowana męska przyjaźń i ta charakterystyczna, hipnotyzująca powolność. Dobrze nam się ogląda "Detektywa" w tym sezonie. [Marta Wawrzyn]
2. "The Good Place" (utrzymana pozycja)
Kolejny finał sezonu, kolejny reset. Można oczywiście patrzeć na "The Good Place" w ten sposób i będzie to racją, ale chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że serial NBC to znacznie więcej, niż pomysłowe wywracanie wszystkiego do góry nogami. Styczniowe odcinki dobitnie to potwierdziły, zamiast szczególnych sensacji (jak na tę historię oczywiście), fundując nam raczej emocjonalne pożegnanie.
Zanim jednak do niego doszło, dostaliśmy jeszcze wgląd w sytuację w Dobrym Miejscu i skomplikowany (oraz niedopasowany do współczesnych kryteriów) system oceniania ludzi, który w końcu może zostać zmieniony. O ile oczywiście powiedzie się eksperyment z czwórką nowych śmiertelników, w którym już teraz piętrzą się przeszkody. To wszystko schodziło jednak na drugi plan, gdy tylko w grę wchodziły relacje pomiędzy naszymi bohaterami – tak szczere, autentyczne i poruszające, że zapominało się o całej fantastycznej otoczce.
Bo kogo właściwie obchodzą losy ludzkości, gdy ucierpieć na tym musi związek Eleanor i Chidiego? Jak doskonale tych dwoje do siebie pasuje, widzieliśmy już wielokrotnie i choć nie wątpimy, że w końcu ponownie się odnajdą, oglądanie ich rozstania sprawiało, że pękały nam serca. Mike Schur i reszta potwierdzili więc, że są mistrzami nie tylko w układaniu wielopiętrowych scenariuszy, ale też bezlitosnego grania na widzowskich emocjach – a przy tym cała reszta staje się wręcz zbędna.
"The Good Place" zostawiło nas zatem w słodko-gorzkim nastroju, żegnając się bez wielkich fajerwerków i każąc czekać kolejne długie miesiące na ciąg dalszy. Ale czy jesteśmy tym faktem rozczarowani? Skądże znowu, po prostu chcemy jeszcze więcej. Najlepiej od razu. [Mateusz Piesowicz]
1. "Sex Education" (nowość na liście)
Bardzo fajna niespodzianka na Netfliksie. Serial, o którym myśleliśmy przed premierą, że może go obejrzymy dla Gillian Anderson, zaskoczył nas i zachwycił pod każdym względem. "Sex Education" to i młodzieżowa komedia o seksie, jaką mogą zrobić tylko Brytyjczycy, i niegłupia opowieść o problemach wieku dojrzewania. Pretekstem jest nieoficjalna "klinika terapii seksualnej", którą zakłada dwójka uczniów liceum z małego angielskiego miasteczka.
Seksualnym guru młodzieży zostaje Otis Milburn (zachwycający Asa Butterfield), który co prawda seksu z własnego doświadczenia nie zna, ale ma bardzo rozległą wiedzę teoretyczną dzięki matce, seksuolożce (Gillian Anderson), prowadzącej w domu gabinet. Pomaga mu koleżanka, Maeve (Emma Mackey), przedsiębiorcza "niegrzeczna dziewczynka", która potrzebuje kasy. W duecie zaczynają udzielać innym uczniom porad na mniej i bardziej typowe tematy.
Ale w serialu nie chodzi o seks ani o seksbiznes. "Klinika" to pretekst do pokazania, z czym zmaga się ta dzisiejsza młodzież. Nastoletnie miłości i przyjaźnie, trudne poszukiwania samego siebie, poczucie wyizolowania — to wszystko jest esencją "Sex Education", serialu, który tonem trochę przypomina "Freaks and Geeks", trochę "The Inbetweeners", trochę "The End of the F***ing World".
Korzystając z motywów, które w jakiejś formie już znamy, Netflix stworzył prawdziwą petardę. "Sex Education" wie, jak mówić do dzieciaków o seksie (dorośli mogą tylko zazdrościć, że sami kiedyś nie mieli takiego serialu), pokazywać współczesny świat z całym jego poplątaniem i opowiadać w słodko-gorzki sposób o dorastaniu. A do tego dochodzą cudownie napisane dialogi, sympatyczni bohaterowie i obsada, która absolutnie niczego się nie boi. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji, koniecznie nadróbcie! [Marta Wawrzyn]