Nasz top 10: Najlepsze seriale grudnia 2018
Redakcja
12 stycznia 2019, 22:02
"Wspaniała pani Maisel" (Fot. Amazon)
Zawsze jest trochę dziwnie, kiedy po podsumowaniach roku zabieramy się za podsumowania grudnia. Niemniej jednak każda okazja, żeby docenić "Wspaniałą panią Maisel", jest dobra!
Zawsze jest trochę dziwnie, kiedy po podsumowaniach roku zabieramy się za podsumowania grudnia. Niemniej jednak każda okazja, żeby docenić "Wspaniałą panią Maisel", jest dobra!
10. "Odpowiednik" (powrót na listę)
Ostatnie miejsce w grudniowym rankingu, gdy na nadmiar wartych uwagi tytułów nie możemy narzekać, nie jest pewnie wielkim powodem do chwały. Ale bynajmniej nie zamierzamy "Odpowiednika" krytykować, zwłaszcza że podobnie jak w poprzednim sezonie, tak i teraz ta szpiegowska historia z nutą science fiction rozpędza się z odcinka na odcinek.
W zeszłym miesiącu zobaczyliśmy cztery, w których powoli zazębiały się historie z dwóch równoległych rzeczywistości. Rozdzielenie Howardów (jak zawsze świetny J.K. Simmons), z których jeden utknął w życiu swojego sobowtóra, a drugi trafił do dość nietypowego więzienia, wpłynęło wprawdzie nieco na dynamikę i dramaturgię zdarzeń, ale już zaczyna być widoczne, że wkrótce zbierzemy tego owoce. Bo że obydwie historie w końcu się spotkają, jest raczej oczywiste, ale już przewidzieć tego konsekwencji nie sposób.
Choć można się domyślać, że będą one poważne choćby dla Emily (Olivia Williams), którą teraz także oglądamy w podwójnej roli, patrząc jak w jednej i drugiej wersji dowiaduje się coraz więcej na swój temat (albo swojej odpowiedniczki, zależy jak na to patrzeć). I jest w tym wszystkim sporo emocji, zwłaszcza w "naszym" świecie, gdzie wybudzona ze śpiączki kobieta próbuje przypomnieć sobie, kim była, a jednocześnie odbudować relacje z mężem, nie wiedząc, że to nie on. Wszystko jasne?
Pewnie nie do końca, ale rzecz w tym, że twórcy "Odpowiednika" wyglądają na takich, którzy naprawdę wiedzą, co robią, mając wszystko dokładnie zaplanowane. Wystarczy tylko pozwolić im się wciągnąć w tę historię, nieco pogłówkować, spinając ze sobą poszczególne wątki, a efekt powinien być zadowalający. Na razie na tyle, by zamykać naszą listę, ale za miesiąc? Kto wie. [Mateusz Piesowicz]
9. "Outlander" (powrót na listę)
Od przybycia Brianny (Sophie Skelton) do Inverness, aż po rodzinne spotkanie Fraserów w Wilmington — "Outlander" w grudniu zaliczył szereg świetnych odcinków, w których były emocje, przygody, niebezpieczeństwa i kolejne kraciaste suknie. Czyli wszystko to, za co melodramat telewizji Starz uwielbiamy.
Oglądaliśmy, jak swego rodzaju nostalgiczna podróż Brianny przez XVIII-wieczną Szkocję śladami własnej matki zamienia się w niebezpieczną wyprawę do amerykańskich kolonii, a Roger (Richard Rankin) podąża za swoją dziewczyną, w międzyczasie wplątując siebie i ją w nieprzyjemną historię ze Stephenem Bonnetem (Edward Speleers), łotrem, jakiego w "Outlanderze" nie było od czasów Black Jacka. Relacja córki Fraserów z konserwatywnym szkockim historykiem to jeden wielki fajerwerk. W bardzo krótkim czasie przerobiliśmy pogoń po całym świecie, szybkie zaślubiny, seks, kłótnię, spotkanie z piratem i gwałt, a potem jeszcze niechcianą ciążę i tragicznie zakończone nieporozumienie.
To bardzo dużo jak na jeden serial, na dodatek taki, który jest z nami od czterech sezonów. Niemniej jednak przyznaję, że "Outlander" znów mnie wkręcił tak jak kiedyś, a przyczyny upatruję mniej w Jamiem, Claire i przygotowaniach do amerykańskiej rewolucji, a bardziej właśnie w szaleństwach panny Brianny, która odziedziczyła po swoim prawdziwym ojcu więcej, niż by (w tym momencie) chciała. [Marta Wawrzyn]
8. "The ABC Murders" (nowość na liście)
Do kolejnej adaptacji książki Agathy Christie Sarah Phelps podeszła z jeszcze większą odwagą niż wcześniej, a efekt, chociaż do pewnych rozwiązań mamy zastrzeżenia, był wart podjętego takiego ryzyka i narażenia się zagorzałym zwolennikom kanonicznych wersji. Ale trzeba wyzbyć się dotychczasowych przyzwyczajeń w kwestii wizerunku i życia Herkulesa Poirota, by docenić nową wersję "The ABC Murders".
Belgijski detektyw nie jest tu bowiem pociesznym cudzoziemcem z zadbanym wąsem, a upadłym herosem, starym człowiekiem zapomnianym przez świat. Ma twarz Johna Malkovicha, który tę legendarną postać buduje od nowa, nie korzystając z doświadczeń Davida Sucheta. Bohaterowi powieści Christie dopisano tu też sporo do biografii, na pierwszy plan wysuwając tak dziś aktualną kwestię uchodźstwa.
Odświeżanie klasycznego kryminału, by eksponował pierwszoplanowe i dziś wątki społeczne, wypada tu chwilami łopatologicznie, ale trzeba przyznać, że to przynajmniej zupełnie inna adaptacja Christie niż te znane wcześniej. Sprawa kryminalna, zagmatwana i wypełniona znanymi twarzami (między innymi Rupert Grint, Eamon Farren, Shirley Henderson i Andrew Buchan), schodzi na drugi plan, bo najważniejsza jest kondycja coraz bardziej ksenofobicznej Anglii i osamotniony Poirot w jej realiach.
W wyreżyserowanej przez Alexa Gabassiego adaptacji chodzi o ludzi i ich złożone historie, a zbrodnia to tylko sposób na pokazanie możliwie wielu perspektyw. To raczej miniserial dla zwolenników oryginalnych pomysłów na reaktywację klasyki oraz fanów powolnych psychologicznych dramatów, a nie pełnych akcji kryminałów. Ogląda się może bez wielkiego zachwytu, ale ze sporym uznaniem. Na 8. miejsce w nieco leniwym serialowo grudniu to zdecydowanie wystarczy. [Kamila Czaja]
7. "Les Misérables" (nowość na liście)
Jeden odcinek wystarczył, by bardzo klasyczna w formie adaptacja powieści Victora Hugo znalazła się w naszym rankingu, ale nie myślcie sobie, że to przypadek. Ekranizacja od BBC, ze scenariuszem autorstwa Andrew Daviesa, czyli specjalisty od przenoszenia wielkiej literatury na mały ekran, okazała się bowiem wyjątkowo udanym projektem, przypominając te zalety oryginału, które mogły ginąć w musicalowej wersji.
Tutaj śpiewania na ekranie zatem nie ma, a zamiast niego dostaliśmy dobrze znane historie Jeana Valjeana, Fantyny czy Javerta, które okazały się zawierać nadspodziewanie dużo życia i autentycznych emocji. Przeskakując pomiędzy kolejnymi wątkami, zdołaliśmy się nie tylko w nie wciągnąć, ale także całkiem mocno zainteresować losami bohaterów. A sprawienie, że tak się stanie, nie było wbrew pozorom łatwą sztuką, w końcu XIX-wieczny materiał źródłowy, pomimo niezaprzeczalnej uniwersalności, ma prawo być jednak nieco wtórny.
Twórcy zdołali to jednak skutecznie obejść, w dużej mierze dzięki wykonawcom, wśród których brylują świetnie obsadzeni Dominic West i Lily Collins, a drugi plan jest wypełniony brytyjskimi znakomitościami. Do tego dochodzi jeszcze obowiązkowy w kostiumowej produkcji BBC, ale nie nadmierny przepych wizualny i już mamy gotowy przepis na udaną premierę. Jeśli dalej będzie podobnie, to już nigdy nie zwątpimy w umiejętności Brytyjczyków do ekranizowania klasyki. [Mateusz Piesowicz]
6. "Pani Wilson" (awans z 9. miejsca)
Obiecujący był już pierwszy, listopadowy odcinek miniserii, w której Ruth Wilson gra własną babcię, Alison Wilson, odkrywającą sekrety swojego męża, Aleca (Iain Glen). Kolejne dwie godziny spędzone z tą skomplikowaną kobietą, która musiała poukładać sobie życia po tym, jak wszystko okazało się kłamstwem, też nie rozczarowały.
Ruth odkrywała przede wszystkim kolejne rodziny Aleca, jego żony i dzieci. Na tym tle nawet wciągające intrygi związane ze szpiegowską karierą pana Wilsona i wiszące nad całą historią pytanie, czy był on szkodzącym krajowi fantastą czy kozłem ofiarnym skorumpowanego wywiadu, musiało zejść na drugi plan. Na dodatek historia wydarzyła się naprawdę, chociaż nieraz trudno w to uwierzyć.
"Pani Wilson" to przede wszystkim dobre połączenie konwencji gatunkowych. Melodramat wojenny, szpiegowski thriller, a przede wszystkim dramat psychologiczny o radzeniu sobie z kłamstwem, szukaniu drogi do wybaczenia oraz lepieniu nowej tożsamości, gdy stara okazała się zbudowana na iluzji – miniserial w reżyserii Richarda Laxtona wszystkie te elementy miesza w odpowiednich proporcjach, widz dostaje więc i emocje związane z kolejnymi tajemnicami, i pogłębione portrety postaci.
Przekonująco wypada drugi plan, zwłaszcza Glen, Fiona Shaw i Keeley Hawes, ale "Pani Wilson" to przede wszystkim szansa dla Ruth Wilson na pokazanie imponującego aktorskiego warsztatu. Dzięki temu główna bohaterka jest przekonująca. I jako młoda naiwna dziewczyna w czasach wojny, i jako rozgoryczona kłamstwami wdowa. I jako zbuntowana wobec religii, wycofana pragmatyczka, i jako ktoś, kto postanowiła raz jeszcze zaufać – tym razem Bogu. Ciekawa historia i dobrze spędzone trzy godziny. [Kamila Czaja]
5. "Black Mirror: Bandersnatch" (nowość na liście)
Nowość albo powrót na naszą listę — w zależności od tego, czy traktować "Bandersnatch" jako osobny byt, jak każe Netflix, czy jako interaktywny odcinek "Black Mirror", jak nakazywałby zdrowy rozsądek. Na pewno naszym zdaniem nie jest to rzecz aż tak świeża, wyjątkowa i przełomowa, jak chcieliby twórcy. Ale opowieść o Stefanie (Fionn Whitehead, "Dunkierka"), młodym programiście, który doprowadził się do szaleństwa, tworząc przełomową grę, to fajna, inteligentna zabawka. Wszyscy spędziliśmy z nią po kilka godzin, a pewnie moglibyśmy jeszcze więcej. Ilość poukrywanych scen, easter eggów i niespodzianek robi wrażenie.
"Bandersnatch" daje też duże pole do interpretacji, gdybyśmy chcieli pogadać o wolnej woli, fatalizmie i o tym, czy naprawdę zawsze mamy wybór w życiu. I tak, jasne, ta dyskusja byłaby efektem technologicznych ograniczeń, na jakie natrafili Charlie Brooker i spółka, w efekcie nam także ograniczając pewne wybory. Niemniej jednak ten dodatkowy poziom tam jest, podobnie jak momentami cudowny metakomentarz. "Bandersnatch" świetnie łączy nietypową formę z pasującą do niej tematyką. A do tego oferuje komentarz społeczny, tonę czarnego humoru i przyjemny klimat lat 80.
Najsłabiej wypada sama fabuła. Historie o autorach, którzy tak bardzo zatracili się w stworzonych przez siebie światach, że aż oszaleli, to nic nowego. Były już takie – zarówno te prawdziwe, jak i fałszywe. Brooker prochu nie wymyślił. Nie wymyślił też szczególnie wyjątkowych postaci ani nie dał im aż tak interesujących historii. Nie ma mowy o przeżywaniu podobnych emocji co podczas oglądania "San Junipero", "The Entire History of You" albo "Be Right Back".
Cóż, widać nie można mieć wszystkiego. Ale polecamy "Bandersnatch" jako ciekawostkę, którą można bawić się godzinami. [Marta Wawrzyn]
4. "Ucieczka z Dannemory" (awans z 8. miejsca)
Miniserial w reżyserii Bena Stillera mógłby być kolejną banalną historią o ucieczce z więzienia przez podkop. Albo, co gorsza, tabloidową opowieścią o kobiecie sypiającej z mordercami. Oparta na faktach miniseria okazała się jednak porządnie i z pomysłem nakręconym dramatem w rewelacyjnej obsadzie.
"Ucieczka z Dannemory", przy całym uznaniu dla kreacji Benicia del Toro i Paula Dano grających uciekinierów, Richarda Matta i Davida Swata, to przede wszystkim wielki popis Patricii Arquette, która za rolę Tilly Mitchell zdążyła już dostać Złoty Glob. Grając nudzoną żonę, która w ryzykowanym romansie z więźniami widzi szansę ucieczki od swojego rozczarowującego życia, Arquette zrobiła znacznie więcej, niż tylko przeobraziła się fizycznie. Stworzyła złożoną postać, którą łatwo potępiać, ale której charakter i motywacje do końca trudno rozgryźć.
"Ucieczka z Dannemory" poza wciągającą i świetnie zagraną historią zapewnia także doskonałą realizację i formalne eksperymenty. Najlepsze przykłady to urzekająca wizualnie sekwencja testowania przez Sweata trasy w odcinku 5. czy wywracający wcześniejsze podejście do uciekinierów odcinek 6., gdy poznaliśmy stopień zwyrodnienia, który zaprowadził bohaterów miniserialu do więzienia. Ale jest tu znacznie więcej pięknie skomponowanych kadrów i pogłębienia portretu bohaterów poprzez śledzenie ich długimi ujęciami kamery.
W innym miesiącu, przy większej konkurencji, "Ucieczka z Dannemory" pewnie nie otarłaby się aż o podium, ale w grudniu niewiele produkcji aż tak zaimponowało nam świetnym wykonaniem aktorskim i technicznym oraz konsekwentnie realizowanym pomysłem na odświeżenie nieco zużytego gatunkowego modelu. [Kamila Czaja]
3. "Genialna przyjaciółka" (spadek z 2. miejsca)
Grudniowe odcinki włoskiego serialu HBO pokazywały dobitnie, jak cienka granica dzieli bajkę od koszmaru i że pewnych rzeczy zmienić się nie da. Nie, jeśli jesteś biedną dziewczyną z ubogiej neapolitańskiej dzielnicy, choćby nie wiadomo jak upartą, zdeterminowaną, by postawić na swoim, a w końcu gotową na pewne kompromisy. Niestety, serialowa rzeczywistość okazywała się wyjątkowo podła.
I to dla obydwu bohaterek, choć w różny sposób. Dla Lili, która porzucając własne marzenia i godząc się na ślub jako jedyną formę ucieczki z otaczającego ją świata, po raz kolejny została brutalnie sprowadzona na ziemię. Dla Lenù, której rajskie wakacje na Ischii zamieniły się w mającą towarzyszyć jej do końca życia traumę, a nas zostawiły w niemym szoku. Na pozór sytuacje to nieporównywalne, w praktyce mające ze sobą wiele wspólnego, bo momentalnie deptały wszelkie nadzieje na lepszą przyszłość, jakie bohaterki mogły sobie wcześniej wyrobić.
W drugiej połowie sezonu "Genialna przyjaciółka" okazała się więc historią, która pod pozorami szczęścia skrywa kolejne pokłady gorzkich rozczarowań. Miejscami wstrząsającą opowieścią o tym, że piękne momenty w życiu są krótkie, a poddawanie się im nie może przynieść niczego dobrego. Stawiając to w kontraście do okoliczności, zawierających przecież, oprócz pełnych słońca, piaszczystych plaż, także choćby prawdziwe włoskie wesele, wydźwięk serialu robił jeszcze większe wrażenie.
Jeśli więc ktoś do tej pory mógł jeszcze mieć wątpliwości, czy mamy w tym przypadku do czynienia z czymś więcej, niż tylko żerującą na taniej nostalgii produkcją osadzoną w sprzyjających temu realiach, musiał w końcu zmienić zdanie. Napędzana skomplikowaną relacją dwóch przyjaciółek pokazała, że skrywa znacznie więcej warstw, będąc uniwersalną i poruszającą opowieścią, której dalszego ciągu będziemy z niecierpliwością wyglądać. [Mateusz Piesowicz]
2. "The Good Place" (awans z 4. miejsca)
Nasza ulubiona komedia o zaświatach miała w grudniu tylko jeden odcinek – ale za to jaki! "Janet(s)" szturmem wdarło się na naszą listę najlepszych odcinków roku, zajmując 2. miejsce. Twórcy "The Good Place" zaimponowali nam równocześnie aktorsko, realizacyjnie i pod względem popchnięcia do przodu fabuły zarówno w wątku głównym, jak i w losach poszczególnych bohaterów.
Nie trzeba znać wypowiedzi ekipy (chociaż warto!, by się domyślać, jak trudno było nakręcić "Janet(s)". Efekty specjalne wymagane w sytuacji, kiedy jedna aktorka musi zagrać cztery dodatkowe postacie, to jednak tylko część osiągnięć. Przede wszystkim docenić należy, jak świetnie D'Arcy Carden nauczyła się naśladować koleżanki i kolegów z planu.
Dzięki temu nietrudno było się zaangażować w rozwój wydarzeń w relacji Eleanor i Chidiego oraz w dokonane przez Tahani i Jasona odkrycia na temacie uczuć Janet. Bohaterowie w cudzym ciele przeżywali jak najbardziej własne emocje. A do tego były też szczeniaczki! Chyba nic dziwnego, że "The Good Place" mimo tylko jednej odsłony w minionym miesiącu wylądowało na naszej liście tak wysoko.
Nie można zapomnieć, że równocześnie Michael odkrył, że od paru wieków żaden człowiek nie trafił do Dobrego Miejsca. A potem nasz ulubiony dobry architekt ze Złego Miejsca sam musiał się podjąć misji ratowania ludzkości, skoro na wsparcie Głównego Księgowego (Stephen Merchant) nie mógł liczyć. W efekcie, jakby szaleństw było wciąż za mało, grupka naszych uroczych uciekinierów trafiła wreszcie do Dobrego Miejsca. Fantastyczne 25 minut zwrotów akcji, zmiennych emocji i mnóstwa gagów. I pełne Janet! [Kamila Czaja]
1. "Wspaniała pani Maisel" (powrót na listę)
Nie da się ukryć, że w 2. sezonie produkcji Amazona można dostrzec elementy klasycznej kontynuacji. Jest tu wszak więcej wszystkiego, za co pokochaliśmy serial rok temu, na czele z rozsadzającą ekran energią, ale całość nabrała większego rozmachu, fundując nam choćby wycieczki do Paryża czy Catskills. Wielkim błędem byłoby jednak traktowanie tej odsłony "Wspaniałej pani Maisel" jako typowego sequela – takie pójście na łatwiznę to nie w stylu Amy Sherman-Palladino i Daniela Palladino.
Duet stojący za serialem obrał znacznie trudniejszy kierunek, pozwalając rozwijać się swojej bohaterce, ale unikając popadania w fabularne schematy. Oglądaliśmy zatem, jak Midge (jeszcze lepsza niż dotąd Rachel Brosnahan, zresztą po raz kolejny doceniona Złotym Globem) wspina się więc mozolnie po szczeblach kariery, na czym cierpi oczywiście jej życie prywatne, lecz nie szuka przy tym złotego środka. Wręcz przeciwnie, o czym mieliśmy tym sezonie kilka okazji, by się przekonać, to stand-up wygrywał w tym starciu, czyniąc z pani Maisel znacznie bardziej skomplikowaną, a zarazem ludzką postać, niż mogliśmy podejrzewać.
Bohaterka pozostała wprawdzie sobą z zeszłego sezonu – przebojową, nieco szaloną i pełną uroku kobietą – ale jednocześnie pokazała, że potrafi być charakterna też w mniej przyjemnym znaczeniu, a niekiedy nawet egoistyczna. Czy to źle? Skądże znowu, to tylko sprawia, że jej już wyrobiony wizerunek scenicznej petardy i wzorowej pani domu nabrał jeszcze więcej barw. Oto okazało się, że połączenie jednego z drugim jednak nie będzie całkiem bezbolesne, coś trzeba będzie poświęcić, a ktoś z pewnością na tym ucierpi. I bardzo dobrze, bo pomimo całego swojego uroku, "Wspaniała pani Maisel" nie jest bajką.
Znacznie bliżej jej do słodko-gorzkiej historii o trudnej drodze na szczyt i wyrzeczeniach jej towarzyszących. A także opowieści o ludziach, którym daleko do ideałów, ale nie sposób ich za to krytykować, w końcu nikt nie jest doskonały. Ba, ten sezon udowodnił, że nawet dotąd przerysowane postaci mogą pokazać ludzką twarz, zaskoczyć swoją normalnością, a wręcz dać się zrozumieć.
A że do tego dostaliśmy więcej stand-upów Midge, smutne rozmowy przy barze i jeszcze smutniejsze piosenki o samotności, niezwykłe spotkanie z pewnym malarzem, kolorowe wakacje z piekła rodem, a nawet wplątany gdzieś między to wszystko wątek matematyków i agentów CIA, to trudno, żeby efektem nie było pierwsze miejsce w naszym rankingu. Nie mam pojęcia, jak w całym tym szaleństwie udało się zachować ludzką twarz, ale mam nadzieję, że twórcy nie zejdą z tej ścieżki – bo na dłuższą metę to nie błyskotliwe dialogi, pastelowe kolory i dzika energia, a właśnie ona sprawi, że "Wspaniała pani Maisel" będzie się wybijać ponad konkurencję. [Mateusz Piesowicz]