Ten jeden raz, kiedy nie przewidziałam niczego. 10 uwag na temat Złotych Globów
Marta Wawrzyn
7 stycznia 2019, 22:01
Złote Globy (Fot. NBC)
Były oświadczyny na scenie, zaskoczony ochroniarz odbierający Złoty Glob i nagroda pocieszenia w postaci najlepszego dramatu. Dwie z tych rzeczy możliwe są tylko na tej gali!
Były oświadczyny na scenie, zaskoczony ochroniarz odbierający Złoty Glob i nagroda pocieszenia w postaci najlepszego dramatu. Dwie z tych rzeczy możliwe są tylko na tej gali!
Jak pewnie pamiętacie, rok temu Złote Globy były bardzo poważne — wszyscy przyszli na czarno i oznajmili, że Time's Up, Jamesowi Franco oberwało się za hipokryzję i parę innych grzechów, a wygrywające panie po kolei mówiły, jak ważna jest równość. To była gala, która faktycznie zapadła mi w pamięć, choć zwykle od Złotych Globów tego nie oczekuję. Werdykty Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej są tak absurdalne, że aż chciałoby się je móc przetrawić z pomocą czegoś mocniejszego (o 6. rano w poniedziałek), po czym o większości zapomnieć.
Po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy, ale możliwe, że w historii Serialowej, zabrakło moich przewidywań co do tego, kto wygra. Zwyczajnie nie zdążyłam ich napisać, wybaczcie. Ale po zapoznaniu się z listą zwycięzców Złotych Globów 2019 mogę uczciwie powiedzieć, że przewidziałabym może ze dwie kategorie — te, które wygrali Rachel Brosnahan i Darren Criss. Reszta to zaskoczenie, czasem bardzo pozytywne. I od tego zacznijmy wyliczankę.
1. Lista zwycięzców jest ciekawa i zróżnicowana
I nie potrafię powiedzieć, czy to dobrze, czy źle. "The Americans" coś dostało na pożegnanie — dobrze. Richard Madden i Sandra Oh sprzątnęli nagrody Keri Russell i Matthew Rhysowi — nie do końca dobrze. "The Kominsky Method" był na szarym końcu, jeśli chodzi o moich faworytów komediowych, ale jakimś cudem wygrał — w sumie nie tak źle. "Ostre przedmioty" przegrały prawie wszystko, co było do przegrania, podobnie jak Amy Adams — no kurcze, niezbyt dobrze. Ale jak dobrze było zobaczyć Patricię Arquette odbierającą Złoty Glob za "Ucieczkę z Dannemory".
W przeciwieństwie do niektórych/większości kategorii filmowych, prawie nie było tutaj sytuacji, żeby nagrodę dostał ktoś, kto absolutnie nie zasłużył (prawie). Wygrywali najczęściej ci, którzy faworytami nie byli, ale to nie znaczy, że nie zasługiwali. "Zabójstwo Versace" prawdopodobnie nie jest najlepszym serialem limitowanym ostatniego roku, ale jest serialem świetnym. "The Kominsky Method" to prostsza i moim zdaniem nieco słabsza komedia niż te, z którymi rywalizowała, ale to też dowód dla Netfliksa, że warto takie rzeczy robić. "The Americans" to wybór najlepszy z możliwych.
Ben Whishaw, Darren Criss, Patricia Clarkson, Sandra Oh, Michael Douglas, Rachel Brosnahan, Patricia Arquette — wszyscy oni (ups, o kimś zapomniałam?) zagrali świetne role i dodatkowo jeszcze mieli sporo szczęścia. Szkoda tych, którym nie udało się niczego dostać, ale zdecydowanie jest to zestaw nazwisk, który mi się podoba.
2. "The Americans" wreszcie z główną nagrodą
Wiem, że się powtarzam, ale nic na to nie poradzę, mogę w nieskończoność mówić o tym, jak bardzo poszkodowane we wszelkich rozdaniach nagród było "The Americans". Tej nagrody też nie oczekiwałam (gdybym obstawiała przed galą, pewnie postawiłabym na "Pose" albo "Obsesję Eve") i jestem nią zaskoczona. Ekipa serialu chyba też — jak zazwyczaj widzimy na scenie przy takich okazjach pełne obsady, tak tutaj pojawiła się tylko trójka (Rhys, Russell i Holly Taylor). Jak słusznie pisaliście w komentarzach, ten Złoty Glob to nagroda pocieszenia dla "The Americans". Przyszła za późno i jest zdecydowanie za mała, ale cieszmy się i z tego. Poza tym pamiętajcie: mógł wygrać "Bodyguard".
3. Są tacy, których szkoda mi trochę bardziej
Jako że filmy interesują mnie trochę mniej, nie będę analizować tego, kto zasłużył bardziej niż "Bohemian Rhapsody". Większości nominowanych filmów zwyczajnie nie widziałam, zakochałam się tylko w "Romie", ale znacznej części tytułów jeszcze nie było w Polsce. Nie moja działka, choć rozumiem narzekania krytyków filmowych, którzy od rana płaczą, jak bardzo oderwane od rzeczywistości są te nagrody.
W przypadku seriali o oderwaniu od rzeczywistości nie można mówić, raczej można mówić o sytuacjach, że ci, którzy zasługiwali trochę bardziej, przegrali z tymi, którzy zasługiwali trochę mniej. Szkoda, że całkiem przepadło i "Pose", i "Homecoming", a o "Ostrych przedmiotach" usłyszeliśmy dziś tylko dzięki roli Patricii Clarkson.
Jeszcze bardziej szkoda mi "Barry'ego", "Kidding" oraz genialnej w tym sezonie "Atlanty". Szkoda Yvonne Strahovski, bo jej rola była najlepszym, co miała do zaoferowania "Opowieść podręcznej" w 2. sezonie. Po wielokroć szkoda Amy Adams, która przegrała wszystko, co tylko mogła. "Opowieść" z Laurą Dern też zasługiwała na więcej.
Niestety/na szczęście, kategorie serialowe, zwłaszcza w przypadku miniseriali, coraz bardziej przypominają wyścig po Oscara. Chciałoby się nagrodzić wszystkich — albo chociaż wszystkich po trochu. Listy przegranych z roku na rok są coraz trudniejsze do zaakceptowania. Ot, jeszcze jeden dowód na to, że z tą złotą erą seriali to nie żart.
4. Roast z dodatkiem wazeliny? Pewnie!
Andy Samberg i Sandra Oh okazali się dość nietypowym duetem sympatycznych prowadzących, którzy wiedzieli, że są sympatyczni i nawet z tego żartowali. To nie powinno działać, ale działało i nie irytowało mnie ani trochę. Roast z dodatkiem wazeliny miał bardzo dużo uroku, a końcówka monologu otwarcia w wykonaniu Sandry Oh, która powiedziała, że coś się wreszcie zmienia w kwestii różnorodności, wybrzmiała tak mocno i poważnie, jak powinna była.
Z późniejszych żartów zapamiętam pewnie tylko ten o chusteczkach i ekipie "This Is Us", bo nie da się ukryć, że zawierał absolutnie cudowny twist. Ale nic nie szkodzi, że było miło. Czasem fajnie obejrzeć galę, która jest jednym wielkim odpoczynkiem od wrednych docinków i przypominania w co drugim gagu, kto jest prezydentem USA. Fajnie też było zobaczyć rodzinne emocje Sandry Oh, która zaprosiła na galę mamę i tatę. I zostali oni świadkami jej wielkiego zwycięstwa. Super!
5. Sandra Oh miała naprawdę udany dzień
Czy uważam, że Złoty Glob dla najlepszej aktorki w serialu dramatycznym powinna była dostać Keri Russell? Oczywiście. To wybitna rola, którą przez lata wszystkie gremia ignorowały. Ale to niczego nie ujmuje Sandrze Oh, która miała fantastyczny dzień, bo sobie na to zapracowała. "Obsesja Eve" działa nie tylko dzięki błyskotliwemu scenariuszowi, ale też idealnie dobranym wykonawczyniom. Skoro nie dało się nagrodzić obu, pozostaje się cieszyć, że dostrzeżono choć jedną.
6. Regina King potrafi przemawiać
Regina King powinna być nagradzana na wszystkich galach, choćby po to, żebyśmy mogli posłuchać, jak pięknie mówi o rzeczach ważnych i wielkich. W tym roku wielu podniosłych momentów nie było, ale polecam przeczytać (a najlepiej też zobaczyć) całą przemowę King, która mówiła o tym, jakie to ważne, żeby kobiety nie były spychane do ról statystek w branży rozrywkowej. Zapewniła, że we wszystkim, co ona produkuje, 50% będą stanowić kobiety, i zaapelowała, żeby to wyglądało tak wszędzie — nie tylko w przemyśle filmowym.
7. Amy Poehler i Maya Rudolph za rok?
To nie był szczególnie wyszukany ani elegancki żart, bo jak pewnie wciąż pamiętacie, oświadczyny na gali Emmy były naprawdę piękne, wzruszające i wszyscy byśmy takie chcieli. Nie ma się z czego śmiać. Niemniej jednak po skeczu z parodią zaręczyn zakiełkowała mi w głowie myśl, że może to właśnie Amy Poehler i Maya Rudolph powinny poprowadzić następne Złote Globy.
8. Chuck Lorre w takim samym szoku jak my
Chuck Lorre to prawdziwy weteran amerykańskiej telewizji. I jednocześnie spec od rozrywki "użytkowej" — takiej, która nie jest nagradzana na tego typu galach. Nietrudno było uwierzyć w jego szok i wzruszenie, bo takie rzeczy faktycznie mu się nie przytrafiają. My ze swojej strony możemy tylko raz jeszcze polecić "The Kominsky Method", bo to bardzo mądra, ciepła komedia w rewelacyjnej obsadzie.
9. Nie lubię mówić, że ktoś nie zasłużył, ale…
…ten jeden raz powiem jasno i wyraźnie: Richard Madden nie zasłużył. Nie zasłużył, bo jego rola to nic szczególnego w porównaniu z tym, co wyprawiali na ekranie Billy Porter czy Matthew Rhys. Sądziłam, że akurat Rhys ma wygraną w kieszeni i może jedynie Porter — którego rola w "Pose" jest po prostu wybitna — może mu zagrozić. A tu taka niespodzianka.
10. Rewia mody w ekipie Ryana Murphy'ego
W tym roku nie za bardzo jest już dalej o czym mówić, więc pogadajmy na koniec o "kieckach". Fajny przegląd jak zwykle zrobiło E! Online, ale zapomniano o przynajmniej kilku wartych uwagi facetach. No to ja o nich nie zapomnę. Tak wyglądał na gali odtwórca roli Pray Tella w "Pose".
A tak prezentowali się Cody Fern, Darren Criss i Judith Light z ekipy "American Crime Story: Versace". Nie wiem, czy aktorzy z seriali Ryana Murphy'ego mają tego samego szalonego stylistę, czy to przypadek — niemniej jednak jak dla mnie czerwony dywan mógłby składać się tylko z nich.
Wyświetl ten post na Instagramie.The #GoldenGlobes are over but the party continues with @moetusa!
Post udostępniony przez Golden Globes (@goldenglobes)