Jeszcze raz o "Awake": To może być kultowy serial
Andrzej Mandel
4 marca 2012, 19:50
Być może "Awake" nie jest arcydziełem. Na pewno ma słabe strony. Ale coś sprawia, że przykuwa do ekranu.
Być może "Awake" nie jest arcydziełem. Na pewno ma słabe strony. Ale coś sprawia, że przykuwa do ekranu.
Do "Awake" podszedłem dość sceptycznie. Serialowi na pewno nie pomogło zamieszanie z tym, czy w ogóle zostanie wyemitowany. Nie pomógł też 8-minutowy sneak peek. Wydawało się, że zdradzono najważniejsze, czyli konstrukcję serialowego świata, w którym obserwujemy dwie rzeczywistości, jakie pojawiły się po wypadku samochodowym głównego bohatera. W jednej przeżyła jego żona, a w drugiej syn.
Jednak to był pierwszy mylny (bądź nie) trop podsunięty nam przez twórców. Fakt, że Michael Britten (Jason Isaacs) szczegółowo omawia swoje problemy z psychiatrami w obu równoległych liniach, nie oznacza, że wiemy wszystko, a konstrukcja tego skomplikowanego świata ładowana jest nam do głowy łopatą. Nic bardziej mylnego, bo psychiatrzy wydają się raczej przeciągać linę każde na swoją stronę, a detektywowi chyba nie będzie to bardzo służyć.
Być może nie będzie mu też służyć relacja z instruktorką do tenisa z tej rzeczywistości, w której żyje jego syn. Dziewczyna ma najwyraźniej chrapkę na męskiego detektywa (ocenę, czy przystojnego również zostawiam paniom i tym panom, którzy w panach gustują), ale on może mieć z tym problem, bo przecież w obu równoległych życiach wie, co robił w tym drugim. Powstać może ciekawe, z etycznego punktu widzenia, pytanie czy wiążąc się z nową kobietą w tym życiu, w którym jego żona nie żyje, zdradza żonę wciąż żyjącą w drugim życiu? Oczywiście, nie oznacza to, że w ogóle cokolwiek wyniknie ze znajomości z Tarą (Michaela McManus).
Ciekawie też wygląda wzajemne przenikanie się spraw w obu rzeczywistościach. Jeżeli scenarzyści będą w stanie łączyć to tak zgrabnie jak w pilocie, to fani kryminałów będą mieli dużo dobrej zabawy w oglądaniu tego, jak Michel Britten rozwiązuje zagadki. Każdą z innym partnerem – w rzeczywistości "ciepłej" z Efremem Vegą (Wilmer Valderrama), a w "zimnej" z Isaiahem "Birdem" Freemanem (Steve Harris)*.
Twórcy oferują nam więc dużo tropów, dużo pola do domysłów i stosując proste środki, zręcznie kreują dwa różne światy, które łączy jedna osoba, czyli główny bohater, niemal przez cały czas obecny na ekranie. Co ciekawe, Jason Isaacs nie męczy widza swoją obecnością, co dobrze świadczy tak o jego talencie aktorskim, jak i reżyserii "Awake".
Mając tyle tropów, nie możemy być niczego pewni. Bo równie dobrze nasz bohater może teraz przebywać w psychuszce z ciężkim stanem podobnym do schizofrenii, jak i może po prostu leżeć w śpiączce. I wcale nie wiadomo, czy ktokolwiek z jego rodziny przeżył ten wypadek, co do którego nie mamy pewności nawet, jak się wydarzył i czy Michael nie przyczynił się do niego, wychylając parę głębszych, zanim wsiadł za kółko.
Siłą rzeczy otrzymujemy serial trudny w odbiorze. Nie można mu więc wróżyć wielkiego sukcesu. Szczególnie, że leci zaraz po bloku komediowym, kiedy to widz raczej oczekuje czegoś, co nie będzie zmuszało do myślenia. A na dodatek żeby pewne rzeczy wyłapać, trzeba czasem obejrzeć jeszcze raz.
*Rozróżnienie na "ciepłą" i "zimną" rzeczywistość jest proste jak konstrukcja cepa. Wynika z filtra, jakim filmowane są obie rzeczywistości. Amerykanie dzielą te rzeczywistości na "Red" i "Green", ale im zawsze brakło subtelności… Co nie zmienia faktu, że ten chwyt twórców dowodzi, iż czasem to co najprostsze jest najlepsze.