"The ABC Murders", czyli inny alfabet Herkulesa Poirota — recenzja miniserialu BBC
Kamila Czaja
30 grudnia 2018, 19:03
"The ABC Murders" (Fot. BBC)
Zaskakujący wybór obsadowy, czyli John Malkovich jako Herkules Poirot, to tylko jedna z wielu odważnych decyzji, jakie podjęli twórcy nowej adaptacji "The ABC Murders" Agathy Christie.
Zaskakujący wybór obsadowy, czyli John Malkovich jako Herkules Poirot, to tylko jedna z wielu odważnych decyzji, jakie podjęli twórcy nowej adaptacji "The ABC Murders" Agathy Christie.
Swoimi scenariuszami na podstawie kryminałów Agathy Christie Sarah Phelps przyzwyczaiła nas do tego, że traktuje materiał źródłowy raczej jako inspirację do eksperymentów niż nienaruszalną świętość, którą należy adaptować wiernie i pokornie. Jednak nawet widzowie, którzy znają i lubią powstające w ostatnich latach dla BBC wersje "I nie było już nikogo", "Świadka oskarżenia" oraz "Próby niewinności", powinni przed seansem "The ABC Murders" przygotować się na zaskoczenia.
I nie chodzi tylko o to, że już przy kompletowaniu obsady popełniono swego rodzaju herezję, porywając się na utarty wizerunek belgijskiego detektywa, równie błyskotliwego, co zarozumiałego i budzącego wesołość swym nadmiernie wypielęgnowanym wąsem. Ten portret, tak wiernie oddany w kreacji Davida Sucheta w kilkudziesięcioodcinkowym serialu "Poirot", zastąpiono tu zupełnie innym typem postaci, w którą wciela się John Malkovich.
Przy oglądaniu "The ABC Murders" bardzo szybko można odkryć, że fizyczna niezgodność z opisem proponowanym przez brytyjską królową kryminału to tylko wierzchołek góry lodowej. Phelps zmienia znacznie więcej. Zamiast pociesznego geniusza na ekranie widzimy upadłego herosa, starego i zmęczonego weterana kryminalnych afer, który w samotności i zapomnieniu wspomina dawną świetność. Tak jest aż do momentu, gdy tajemnicze listy wciągają Herkulesa Poirota w śledztwo dotyczące seryjnego mordercy wybierającego ofiary zgodnie z alfabetycznym porządkiem i rozkładem jazdy pociągów.
Równolegle poznajemy losy młodego sprzedawcy pończoch, ewidentnie nękanego psychicznymi problemami. Alexander Bonaparte Cust (Eamon Farren, aktor znany z zeszłorocznego "Twin Peaks" i obsadzony jako Cahir w zapowiadanym "Wiedźminie") wynajmuje pokój u wyjątkowo niesympatycznej pani Marbury (Shirley Henderson, ostatnio "Happy Valley") i nawiązuje bliską więź z jej córką, Lily (Anya Chalotra, "Wanderlust", wkrótce Yennefer w "Wiedźminie").
Już na tym etapie widać, ze obsada jest imponująca. A każde kolejne miejsce zbrodni pozwala widzom poznać kolejne środowiska i ludzkie dramaty. Grono postaci wciąż się powiększa. Oskarżony o zabójstwo żony Peter Asher (Ian Pirie, "Da Vinci's Demons"), o którym wszyscy łatwo zapominają – niestety, scenarzystka trochę też. Zakochana w okropnym mężczyźnie Megan Barnard (Bronwyn James, "Harliots") i jej pozbawiona skrupułów siostra, Betty (Eve Austin). Arystokratyczny klan Clarke'ów – śmiertelnie chora Hermione (Tara Fitzgerald, "Gra o tron"), jej łagodny mąż, Carmichael (Christopher Villiers), i zawadiacki szwagier, Franklin (Andrew Buchan, "Boradchurch"), oraz uwodzicielska sekretarka, Thora Grey (Freya Mavor, "Skins"). A przecież to jeszcze nie wszyscy.
Twórcy "The ABC Murders", w przeciwieństwie do Christie, poświęcają naznaczonym zbrodniom rodzinom sporo uwagi. Poirot, najpierw sam, potem w asyście wrogo nastawionego do detektywa ambitnego inspektora Crome'a (Rupert Grint – zupełnie tu inny niż jako Ron w serii o Harrym Potterze), zbiera dowody i poznaje tę zróżnicowaną gromadkę, którą łączy to, że prawie każdy coś ukrywa lub po prostu jest dość paskudną istotą ludzką.
W wersji napisanej przez Phelps i przepięknie wyreżyserowanej przez Alexa Gabassiego na pierwszy plan wysuwają się bohaterowie i ich historie, a sprawa kryminalna chwilami wydaje się zaledwie pretekstem do pokazania jak najszerszego spektrum postaci. Przy czym zawsze najważniejszy jest Herkules Poirot, ale nie jako mistrz rozwiązywania zagadek, tylko jako człowiek nękany wspomnieniami sprzed przybycia do Anglii i widmem przebrzmiałej sławy.
Schyłek i utrata naznaczają tę miniserię bardzo wyraźnie. Wprawdzie Poirot oburza się na tęsknotę za dawnymi czasami, twierdząc, że okrucieństwo nie jest niczym nowym, ale obraz Londynu i miejscowości, które odwiedzają najpierw morderca, a potem ścigający go śledczy, okazuje się wyjątkowo ponury. Phelps i Gabassi pokazują bowiem Anglię coraz bardziej nacjonalistyczną, a słynny detektyw służy jako uniwersalna figura imigranta, któremu ktoś "życzliwy" zawsze przypomni, że nie jest u siebie.
Ewidentnie odsyłające do współczesności, brutalne sceny antyimigranckie sprawdzają się tu w różnym stopniu. Nie dlatego, że odciągają od morderczej intrygi, bo z akcentem raczej obyczajowym niż kryminalnym można się pogodzić, szanując taką wizję twórców i doceniając jej realizację. Po prostu chwilami "The ABC Murders" rozgrywa ten wątek zbyt łopatologicznie, próbując wykorzystać przywiązanie widzów do Poirota w słusznym, ale nadmiernie tu dydaktycznym przekazie tolerancji i otwartości.
Oryginalny pomysł, świetna rola Malkovicha, który buduje Herkulesa po swojemu i robi z belgijskiego detektywa postać znękaną, a przez to głębszą niż utarty wizerunek zarówno w pierwowzorze literackim, jak i w licznych adaptacjach, mocna osada i rewelacyjne zdjęcia – to wszystko sprawia, że warto się z "The ABC Murders" zapoznać. Choćby po to, by wyrobić sobie własne zdanie.
Opinie mogą być bowiem podzielone. Szukającym wciągającego kryminału poleciłabym raczej jakąś bardziej klasyczną ekranizację. Tym, którym niestraszny powolny rozwój wydarzeń, nastawiony bardziej na detal i pojedyncze ludzkie portrety niż na szybką akcję, "The ABC Murders" może się spodobać.
Jest tu co podziwiać, smakować, chociaż więcej w tym właśnie chłodnego uznania niż wielkich emocji. Doceniam pomysł na tak odważne uwspółcześnienie książki, która miała jedną z ciekawszych intryg detektywistycznych, ale poza tym nie wyróżniała się szczególnie pod względem społecznym czy psychologicznym. Miniserial natomiast imponująco pogłębia te warstwy, dorzucając jeszcze dość zaskakujący wątek religijny.
To zdecydowanie inne "The ABC Murders", niż znaliśmy wcześniej. Przyznając zasłużone punkty za oryginalność, nie można zignorować paru dłużyzn czy niesubtelnych agitacji, ale całość się broni. Trzeba tylko porzucić przyzwyczajenia, zwłaszcza jeśli jest się fanem pierwowzoru.