"Halt and Catch Fire" miało się skończyć inaczej. Twórcy pokazali oryginalne zakończenie — dużo mroczniejsze!
Marta Wawrzyn
19 grudnia 2018, 15:02
"Halt and Catch Fire" (Fot. AMC)
Finał "Halt and Catch Fire" nazwaliśmy rok temu zakończeniem idealnym. A co by było, gdyby twórcy wybrali swój pierwszy pomysł? Zobaczcie fragment oryginalnego scenariusza.
Finał "Halt and Catch Fire" nazwaliśmy rok temu zakończeniem idealnym. A co by było, gdyby twórcy wybrali swój pierwszy pomysł? Zobaczcie fragment oryginalnego scenariusza.
Zdecydowanie za szybko, ale poza tym idealnie — tak moim zdaniem zakończyło się "Halt and Catch Fire". Twórcy serialu, kierując się zasadą, że życiem rządzą cykle, dokonali ostatecznego przetasowania, zarazem dając bohaterom to, na co zasłużyli. Nie było happy endu dla Joego (Lee Pace) i Cameron (Mackenzie Davis), ale za to szczęśliwie skończyła się historia Cameron i Donny (Kerry Bishé), które były w stanie naprawić swoją relację i zacząć pracę nad kolejnym wspólnym projektem.
Historia Joego w praktyce zatoczyła pełne koło, bo jego ostatnia kwestia z serialu — "Pozwólcie, że zadam wam pytanie…" — to zarazem też jego pierwsza kwestia z pilota. Joe nie wrócił do IBM-u, zajął się uczeniem i wydawało się, że został dobrze potraktowany przez życie i twórców serialu. Okazuje się jednak, że nie taki był początkowy plan.
Jak zwrócił uwagę nasz czytelnik, w sieci pojawiło się oryginalne, znacznie mroczniejsze zakończenie serialu. Opublikował je na Twitterze Christopher Cantwell, jeden z twórców "Halt and Catch Fire". Dotyczy ono tylko wątku Joego.
All right, I figure it"s been long enough. Here is the original (much darker and melancholic) ending to HALT AND CATCH FIRE. Harsh, not as good, but always intriguing to me nonetheless. pic.twitter.com/vx3gDHtMkr
— Christopher Cantwell (@ifyoucantwell) 27 listopada 2018
W tej wersji Joe zdecydował się jednak wrócić do IBM-u, co też by oznaczało, że jego życie zatoczyło pełne koło, tylko w inny sposób. Wyraźnie widać, że to nie jest dla niego szczęśliwe zakończenie. Joe żyje i walczy dalej, ale nie na własnych zasadach, jak przez ostatnie dziesięć lat. Jest jednym z wielu "niebieskich garniturów", pracujących dla korporacji. Twórcy są dla niego bezlitośni.
Joe wchodzi do mrowiska, strumienia złożonego z ludzi. Granatowy materiał, czarne buty, kobiety i mężczyźni żyjący zgodnie dalej, w harmonii, niczym odpowiednio umiejscowione obwody. Entropia i porządek jednocześnie. I jest tam Joe. Jest tam… ale w miarę jak coraz bardziej się oddala, pośród innych osób, wielu osób takich jak on, zaczynamy go tracić z pola widzenia. A w końcu już go nie ma. Tylko morze niebieskiego życia, tylko możliwości na przyszłość, które za chwilę mogą się pojawić.
Następnie mieliśmy jeszcze zobaczyć szklane drzwi biura, zapraszające Joego do środka, i tak miało zakończyć się "Halt and Catch Fire". W zamian serial poszedł w zupełnie innym kierunku, wybierając znacznie bardziej optymistyczną wersję. Entuzjazm Donny i jej ostatnie słowa — "Mam pomysł!" — to w przypadku "Halt and Catch Fire" wręcz definicja happy endu.
A i Joe na uczelni brzmi lepiej niż Joe znikający w morzu niebieskich garniturów. Poznaliśmy go wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że on nie jest "niebieskim garniturem", pozbawionym twarzy facetem z korporacji. Gdyby na koniec serial kazał mu wrócić do tej roli, to byłoby trudne do przełknięcia.
Przynajmniej dla niego, bo ja przyznaję, że takie gorzkie zakończenie ma dla mnie pewien urok i prawdopodobnie też by działało, tylko z innego powodu niż to, które wybrano ostatecznie. A jak Wam się podoba oryginalne zakończenie "Halt and Catch Fire"?
"Halt and Catch Fire" jest dostępne do 31 stycznia w serwisie Showmax.