"Odpowiednik" komplikuje sprawy w 2. sezonie. Recenzja premierowego odcinka
Mateusz Piesowicz
12 grudnia 2018, 22:02
"Odpowiednik" (Fot. Starz)
Powrót "Odpowiednika" jest jak skok na głęboką wodę, by nauczyć się pływać. Łatwo utonąć w plątaninie wątków i postaci, ale jeśli utrzymacie się na powierzchni, to nie powinniście żałować. Spoilery.
Powrót "Odpowiednika" jest jak skok na głęboką wodę, by nauczyć się pływać. Łatwo utonąć w plątaninie wątków i postaci, ale jeśli utrzymacie się na powierzchni, to nie powinniście żałować. Spoilery.
Ani stosunkowo krótka przerwa między sezonami, ani szybkie przypomnienie najważniejszych wątków nie są szczególnie pomocne na początku 2. odsłony "Odpowiednika". Twórcy z marszu wracają bowiem do porzuconych przed kilkoma miesiącami wątków, każąc nam błyskawicznie się w nich orientować i dorzucając jeszcze do układanki nowe elementy. A biorąc pod uwagę z założenia skomplikowaną naturę tej szpiegowskiej historii z fantastycznym motywem w tle, pewna konfuzja podczas oglądania premierowego "Inside Out" jest w pełni uzasadniona.
Trudno oczywiście oczekiwać od serialu z tak rozbudowaną i pogmatwaną fabułą, by nagle miał wrócić do podstaw, jednak mam wrażenie, że lepsze jej poukładanie znacznie ułatwiłoby nam wszystkim życie. Naturalnym rozwiązaniem mogłoby się na przykład wydawać skoncentrowanie akcji na dwóch Howardach (J.K. Simmons), uwięzionych w obcych dla siebie światach. Tymczasem w pierwszej godzinie widzimy tylko jednego, Howarda Prime'a, prowadzącego życie swojego odpowiednika w "naszym" świecie. A i tak uwaga w większym stopniu niż na nim, skupiona jest na konsekwencjach wydarzeń z finału poprzedniego sezonu.
Te są rzecz jasna poważne, bo w wyniku zamachu zorganizowanego przez grupę nazywaną Indygo, przejście między dwoma światami zostało zamknięte, a stosunki dyplomatyczne zerwane. Zaczęło się za to polowanie na terrorystów, które prowadzi była agentka FBI, Naya Temple (Betty Gabriel), świeżo zapoznana z faktem istnienia alternatywnej rzeczywistości. Jej śledztwo jest sporym problemem dla Petera (Harry Lloyd), który jak wiemy, trzyma jedną ze sprawczyń zamieszania pod własnym dachem i ma coraz większe wątpliwości, co z tym wszystkim zrobić. Clare (Nazanin Boniadi) aż takiego problemu nie ma, będąc w stanie wypełniać swoje obowiązki, ale i ją ta gra może wkrótce przerosnąć – musi w końcu myśleć o córce.
Poza nietypowym małżeństwem Quayle'ów mamy jeszcze Emily (Olivia Williams), wracającą do domu po wybudzeniu ze śpiączki i niepamiętającą wielu szczegółów swojego życia. Choćby faktu, że wiodła podwójne, przez co nawet jego znajome elementy są trudne do rozszyfrowania. No ale na szczęście pamięta Howarda. To znaczy swojego Howarda, nie tego tutaj, którego jeszcze nie podejrzewa o oszustwo, ale już odnotowała jego dziwne zachowanie. Uff, sporo tego, prawda? A przecież wszystkie części tej układanki są ruchome, przeplatają się ze sobą i każą nam nieustannie uważać. Może jednak poukładanie najpierw spraw w jednym świecie nie było takim złym pomysłem?
Przynajmniej mając na uwadze samo zrozumienie zawiłej fabuły, bo ta, gdy jej klocki wskoczą wreszcie na właściwe miejsca, staje się w miarę przejrzysta. Nieco gorzej wygląda kwestia naszego zaangażowania w historię, które zdecydowanie bywało już większe. I tu właśnie pojawia się problem nieobecności pierwszego Howarda i nie tak dużej roli drugiego. Bohaterowie grani przez J.K. Simmonsa zostali mocno zmarginalizowani kosztem zawiązania akcji na innych frontach, co sprzyja wprawdzie budowaniu intrygi, ale już niekoniecznie pomaga w jej odpowiednim przeżywaniu.
Bo czegokolwiek by nie powiedzieć o pozostałych, to losy Howarda są tu najciekawsze, i to w niego najmocniej od samego początku inwestowaliśmy. Reszta stanowiła efektowne uzupełnienie, a nagle ni stąd, ni zowąd stała się daniem głównym. I to na początku sezonu, gdy trzeba szczególnie uważać, by pozwolić widzom bezkolizyjnie wrócić do serialowego świata.
Temu zadaniu więc moim zdaniem twórcy nie sprostali, chyba zbyt mocno wierząc w siłę wszystkich swoich bohaterów. Bo weźmy choćby wspomnianego Petera, którego kryzys stanowił istotną część pierwszego odcinka. Wszystkie wydarzenia, począwszy od pojawienia się agentki Temple, poprzez sprawę robiącego za kozła ofiarnego Edgara (Rafi Gavron), aż do udawania szczęśliwej rodzinki z Clare, miały wszak uwiarygodnić fakt jego nieradzenia sobie z presją. Ten z kolei prowadził prostą ścieżką do spowiedzi bohatera, wyrzucającego z siebie, co mu leżało na wątrobie.
Mniejsza o to, na ile wiarygodnie sprzedał całą sytuację Harry Lloyd. Mniejsza nawet o ukrycie dyktafonu z wyznaniem w biurze, gdzie z całą pewnością prędzej czy później wpadnie w niepowołane ręce. Widziałem już banalniejsze sztuczki scenarzystów, które działały, więc możliwe, że i ta się sprawdzi. Ale czy naprawdę potrzebowaliśmy ku temu aż takiego wprowadzenia? W dodatku zakończonego niesamowicie tandetną sceną w kasynie? Wydaje się, że poświęcony Peterowi czas naprawdę można było spożytkować lepiej.
Choćby na Emily, której zagubienie w znajomym świecie ładnie korespondowało z tematyką serialu. Gdy porównywała sytuację do snu o domu, który nie jest domem, analogie były aż nazbyt wyraźne, ale granicy, za którą zaczyna się łopatologia, nie przekroczono. Tym bardziej, że aktorsko znakomicie poradziła sobie tu Olivia Williams, którą w duecie z Simmonsem chciałoby się oglądać znacznie częściej, niż jakikolwiek inny element serialu. Z prostego powodu – to właśnie tutaj są emocje. Zwykłą sprzeczkę tej dwójki zakończoną niepozornym, ale gorzkim wyrzutem na temat jedzenia na wynos zapamiętałem lepiej, niż przemielone na kilka sposobów przeżycia Petera, a nawet szpiegowską historię.
Co wcale nie znaczy, że "Odpowiednik" wyraźnie stracił na jakości. Utrzymana w zimnowojennym klimacie intryga jest wymagająca, ale jednocześnie unika wielkich dziur logicznych i krzyczących o wyjaśnienia niedopowiedzeń. Nie mam więc powodów wątpić, że podobnie jak poprzednio, tak i tym razem twórcy utkali swoją konspiracyjną sieć bardzo starannie, a odkrywanie kolejnych połączeń w niej będzie czystą przyjemnością. Wniosek z tego taki, że mamy do czynienia z ciągle więcej niż solidną produkcją, która potrafi bardzo mocno wciągnąć, a potrzebuje tylko nieco lepszego zbalansowania.
Mam bowiem nadzieję, że twórcy nie zapomnieli, że ich serial jeszcze przed momentem był równie dobrą historią szpiegowską i trzymającym w napięciu thrillerem, co skupionym na pełnokrwistych bohaterach, czasami wręcz intymnym dramatem. Jedno z drugim się absolutnie nie wyklucza, ba, mając do dyspozycji wykonawcę takiego kalibru jak J.K. Simmons, obydwa aspekty można połączyć w jedyną w swoim rodzaju mieszankę. Obyśmy jak najszybciej do niej wrócili, bo wbrew pozorom to nie fantastyczny aspekt najbardziej wyróżniał "Odpowiednika", ale skrywające się za nim ludzkie oblicze tej historii i jej bohaterów.
"Odpowiednika" można oglądać w serwisie HBO GO.