10 powodów, aby oglądać "The Kominsky Method" – komedię o przyjaźni i aktorstwie w oscarowej obsadzie
Kamila Czaja
9 grudnia 2018, 20:02
"The Kominsky Method" (Fot. Netflix)
Aż trzy nominacje do Złotych Globów! Ale są i inne powody, żeby oglądać "The Kominsky Method". Przede wszystkim serial Netfliksa to coś znacznie ciekawszego, niż się spodziewaliśmy.
Aż trzy nominacje do Złotych Globów! Ale są i inne powody, żeby oglądać "The Kominsky Method". Przede wszystkim serial Netfliksa to coś znacznie ciekawszego, niż się spodziewaliśmy.
"The Kominsky Method", komedię Chucka Lorre'a z Michaelem Douglasem i Alanem Arkinem, chwaliliśmy już w recenzji i w hitach tygodnia. Ale jeżeli ktoś jeszcze nie jest przekonany, że warto dać tej produkcji szansę, to proponujemy krótkie zestawienie powodów, dla których naprawdę warto poświęcić parę godzin serialowi o nauczycielu aktorstwa i jego agencie.
1. Michael Douglas im starszy, tym lepszy
Serial nie bez powodu reklamowano przede wszystkim aktorami. Netflix prawdopodobnie uznał, że gwiazdę takiego formatu jak Douglas widzowie zobaczą chętnie we wszystkim, a skuszeni nazwiskiem zostaną potem też z innych powodów.
To się w przypadku "The Kominsky Method" sprawdza, ale warto zaznaczyć, że słynny aktor nie chałturzy w tym serialu, nie gra na pół gwizdka. Stwarza pełnowymiarową postać, świetnie wypadając zarówno w scenach, w których ironicznie podchodzi do swojego dawnego wizerunku silnego faceta, jak i wtedy, gdy Sandy Kominsky musi wziąć się w garść i być mentorem dla uczniów i wsparciem dla Normana.
2. Alan Arkin robi swoje
W tytule pojawia się metoda nauczania Kominsky'ego, ale bez jego przyjaciela i agenta, Normana, serialu by nie było. Tak jak bez Arkina. Doświadczony aktor bawi się rolą, wzruszając jako zagubiony na skutek tragedii starszy człowiek z coraz słabszym zdrowiem, ale i bawiąc, gdy udziela nieco młodszemu Sandy'emu sprawdzonych rad na temat kolejnych etapów starości. W duecie Douglas i Arkin sprawiają, że "The Kominsky Method" osiąga poziom znacznie wyższy, niż to, co zapisane w scenariuszu.
3. Chuck Lorre poza swoją szufladką
Zasługa aktorów jest nie do przecenienia, ale zachwyty nad Douglasem i Arkinem nikogo nie zdziwią. To oscarowi aktorzy, kojarzeni z dobrym kinem. Lorre natomiast to weteran sitcomów z ich mocno tradycyjnym wydaniu. Owszem, stworzył też "Mom", ale to nadal komedia, która musi się wpisywać w wymogi stacji CBS.
Tymczasem "The Kominsky Method" okazuje się komediodramatem prawie całkiem pozbawionym gagów, pod które można by podłożyć śmiech z offu. Jest kameralnie, przez większość czasu całkiem subtelnie. Lorre zostawia w scenach przestrzeń na dłuższe rozmowy czy monologi, nie goniąc za szybką rozrywką. Trzeba docenić, że ryzykuje, zamiast po prostu dać widzom kolejnych, po prostu nieco starszych "dwóch i pół".
4. Trudna przyjaźń
Wiele już było opowieści o niedobranych postaciach, które muszą się jakoś dogadać. Tu jednak udaje się zapewnić ciekawy wariant takiej historii. Problemy między bohaterami wynikają zarówno z różnic charakteru, jak i z długiej historii znajomości, a najważniejsza dla serialu relacja przekonuje.
Serial pokazuje, co dzieje się, gdy dla Sandy'ego i Normana przychodzi czas próby. Gdy nie wystarczy już wsparcie w postaci wspólnego siedzenia w barze, tylko trzeba zrobić coś więcej, faktycznie zatroszczyć się o przyjaciela w trudnym momencie. I chociaż obaj mężczyźni mają sporo wad, kiedy łączą siły, potrafią pokonać lub chociaż oswoić wiele wyzwań. Łatwo uwierzyć, że to przyjaźń długa, skomplikowana, głęboka i mimo pewnych scenariuszowych schematów jedyna w swoim rodzaju.
5. O miłości wiecznej oraz takiej bez złudzeń
Główni bohaterowie "The Kominsky Method" poza swoją skomplikowaną relacją uwikłani są też w związki z kobietami. Norman od kilkudziesięciu lat jest z Eileen (Susan Sullivan), bez której nie wyobraża sobie życia. Sandy z kolei angażuje się w obiecujący romans z Lisą (Nancy Travis). Te wątki okazują się zupełnie odmienne, dają obraz różnych, czasem niezmiennych, a czasem zaskakująco pragmatycznych i ulotnych uczuć. Można się wzruszyć, ale i dać się zaskoczyć niekonwencjonalnymi rozwiązaniami pozornie typowych miłosnych historii.
6. Męska starość
Bez skrępowania o starości w wersji kobiecej od lat opowiada "Grace i Frankie", jednak na serialową wersję męską trzeba było poczekać dłużej. Ale warto było. Sandy i Norman bez owijania w bawełnę rozmawiają o fizycznych i psychicznych problemach, ucząc widza empatii. A przy tym "The Kominsky Method" nie przygnębia, lecz zachowuje dobry humor w obliczu nieuchronnych oznak starzenia się. Ładne podejście do tematu, z zaskakującą w serialu twórcy "Dwóch i pół" delikatnością.
7. Lekcje aktorstwa
Jednym z najmocniejszych punktów "The Kominsky Method" są sceny rozgrywające się podczas udzielanych przez Sandy'ego lekcji aktorstwa. Jego monologi o tym, jak rozumie ten zawód, wypadają przekonująco, ale szansę pokazania się w różnych odgrywanych przed klasą scenach i monologach dostają też uczniowie. Każdy z ich występów to mała perełka, czasem ze względu na odkryty talent dramatyczny, czasem komediowy wydźwięk. Zdarza się też ciekawe wykorzystanie lekcji do poruszenia kwestii społecznych. Ostatnio coś podobnego widzieliśmy chyba w "Eulogy", świetnym odcinku "Better Things". Ale tam to był mały epizod, tu natomiast można się scenami z lekcji cieszyć częściej.
8. Drugi plan
Lekcje nie wypadłyby tak dobrze, gdyby Douglasowi nie towarzyszyła w nich cała grupa zdolnych aktorów. Na dodatek na drugim planie "The Kominsky Method" ma też kolejną hollywoodzką gwiazdę – Danny'ego DeVito w roli lekarza. I chociaż kobiece bohaterki są tu napisane słabiej niż męskie, to zarówno żona Normana, Eileen (Susan Sullivan), jak i Nancy Travis w roli Lisy, potencjalnej partnerki Sandy'ego, potrafią zbudować interesujące postacie. A w mocno karykaturalnej roli córki Normana, Phoebe, zdaje się całkiem dobrze bawić znana z "House'a" Lisa Edelstein.
9. Czarny koń sezonu nagród
Warto przekonać się, czym "The Kominsky Method" tak urzekło niektóre ważne gremia. Owszem, są seriale, które naszym zdaniem bardziej zasłużyły na miejsce wśród pięciu najlepszy komedii roku ("Atlanta"? "GLOW"?), ale nominacja do Złotego Globu dla serialu Lorre'a nie wydaje się dużą wpadką, skoro przypadła serialowi świetnie zagranemu, nieźle napisanemu. Do tego dodać należy miejsce "The Kominsky Method" na prestiżowej liście Amerykańskiego Instytutu Filmowego.
Natomiast nominacje aktorskie do Złotych Globów i dla Douglasa (dla najlepszego aktora w serialu komediowym lub musicalu), i dla Arkina (w kategorii najlepszy aktor drugoplanowy w serialu, serialu limitowanym lub filmie telewizyjnym) cieszą, bo obaj panowie zasłużyli. A to pewnie dopiero początek wyróżnień.
10. Sygnał dla Netfliksa
"The Kominsky Method" to produkcja Netfliksa, co wiąże się nie tylko z wygodą, bo można tam zobaczyć cały sezon. Ważne jest też to, że Netflix ostatnio odwracał się od kameralnych seriali. Kilka ocalało, ale skasowanie "Unbreakable Kimmy Schmidt", "Lady Dynamite", "Everything Sucks!", "Love" i "American Vandal" to sygnał, że kończy się dla tej platformy czas niszowych komediodramatów skrojonych pod mniejszą publiczność. Oglądajmy więc, póki możemy, dając przy okazji Netfliksowi sygnał, że warto w takie projekty inwestować.
"The Kominsky Method" dostępne jest na Netfliksie.