10 powodów, aby oglądać "The First. Misję na Marsa" — serial twórcy "House of Cards" o podboju kosmosu
Marta Wawrzyn
5 grudnia 2018, 21:00
©Endeavor Content, LLC. All rights reserved.
6 grudnia o godz. 21:00 w Canal+ wystartuje "The First. Misja na Marsa" — kosmiczny serial twórcy "House of Cards" w świetnej obsadzie. Oto 10 powodów, dla których warto go zobaczyć.
6 grudnia o godz. 21:00 w Canal+ wystartuje "The First. Misja na Marsa" — kosmiczny serial twórcy "House of Cards" w świetnej obsadzie. Oto 10 powodów, dla których warto go zobaczyć.
W grudniu w Canal+ będzie niezła dostawa seriali i bardzo nas cieszy, że znalazło się w niej miejsce także dla "The First. Misji na Marsa". Autor amerykańskiej wersji "House of Cards" stworzył kolejną ciekawą rzecz i zaprosił do współpracy polską reżyserkę Agnieszkę Holland, a także ekipę świetnych aktorów, w tym Seana Penna ("Sekretne życie Waltera Mitty") i Nataschę McElhone ("Californication", "Truman Show").
Serial, który powstał w USA dla platformy Hulu (tej samej, której zawdzięczamy "Opowieść podręcznej"), zdecydowanie jest jedną z najbardziej niedocenianych tegorocznych nowości. I to nie tylko dlatego , że zabiera nas w kosmos.
1. Kosmiczna misja, jakiej jeszcze nie było
"The First. Misja na Marsa" działa na wyobraźnię już na etapie najprostszego opisu: to osadzona w niedalekiej przyszłości (dokładnie w 2031 roku) historia pierwszego załogowego lotu na Czerwoną Planetę. Składający się z ośmiu odcinków pierwszy sezon w dużym stopniu skupia się na przygotowaniach do historycznej wyprawy, z jednej stronie podkreślając, jaki to wielki, przełomowy moment w dziejach ludzkości, a z drugiej, zostawiając dużo miejsca na zwykłe, ludzkie dramaty jej uczestników i organizatorów.
2. Nowy serial twórcy "House of Cards"
Beau Willimon, czyli twórca "House of Cards" i showrunner serialu do 4. sezonu włącznie, to jedno z najgorętszych nazwisk w telewizyjnym światku. I zarazem jeden z tych scenarzystów, którzy mają własną wizję oraz rozpoznawalny styl. "The First. Misję na Marsa" łączy z "House of Cards" nie tylko zamiłowanie do poważnych tematów i bohaterów decydujących o losach świata, ale także teatralność, dramatyzm i chłodna estetyka. Ani przez moment nie będziecie mieli wątpliwości, że to serial o rzeczach wielkich i ważnych.
3. W ekipie twórców jest Agnieszka Holland
"The First. Misja na Marsa" zrealizowane jest tak jak większość amerykańskich seriali, czyli nad całością pieczę sprawował Willimon — showrunner i współautor scenariusza — a reżyserzy się zmieniali. Agnieszka Holland, która ma ogromne doświadczenie w pracy w amerykańskiej telewizji — reżyserowała m.in. "House of Cards", "The Wire", "Treme" i "The Killing" — odpowiedzialna była za dwa pierwsze odcinki. To oznacza, że pomogła serial ukształtować, a kolejni reżyserzy, w tym nagradzana za film "Mustang" Turczynka Deniz Gamze Ergüven, dopasowywali się do jej wizji.
4. Główną rolę gra Sean Penn
Willimon potrafi ściągać głośne nazwiska do swoich seriali. Dla laureata Oscara, Seana Penna, to co prawda nie jest pierwsza rola telewizyjna (zagrał gościnnie m.in. w "Przyjaciołach i "Dwóch i pół"), ale to pierwsza tak duża rola. W "The First. Misji na Marsa" aktor wciela się w Toma Hagerty'ego, dowódcę tytułowej wyprawy i zarazem człowieka, mającego bardzo skomplikowane życie osobiste. Jego rodzinne dramaty, z żoną i córką w roli głównej, zajmują bardzo dużo miejsca w serialu.
Z jednej strony, Tom to amerykański bohater, najbardziej utytułowany z astronautów, biorących udział w misji. Człowiek, który to robi, bo to kocha, i nie może tak po prostu przestać. Z drugiej, facet z krwi i kości, który przeżył tragedię i próbuje pozbierać to, co zostało z jego życia. Tych dwóch Tomów stacza ze sobą walkę, ale wiadomo, że w końcu kosmos będzie musiał wygrać. Serial nieustannie przypomina, że nasze wielkie życiowe pasje są po to, by je realizować. Choćbyśmy mieli za to zapłacić wysoką cenę.
5. Natascha McElhone jako Elon Musk w spódnicy
Natascha McElhone dla "The First. Misji na Marsa" porzuciła rolę w "Designated Survivor". Czy słusznie, czas pokaże, ale na pewno ma tu więcej do zagrania i nie musi rezygnować ze swojego pięknego brytyjskiego akcentu. Jej postać, Laz Ingram, to prawdziwa wizjonerka i zarazem magnatka kosmonautyki. Kobiecy odpowiednik Elona Muska, ale też interesująca, skomplikowana osoba, która — podobnie jak Tom i inni astronauci — z wielu rzeczy musi zrezygnować, by spełnić marsjańskie marzenie.
Bohaterka ze wszech miar interesująca, bo pod maską chłodu i niedostępności skrywająca pokłady emocji. Laz udowadnia na przestrzeni sezonu, że jest osobą niezwykle inteligentną, mającą wspaniały umysł, wizję i dużo odwagi. Pokazuje także, że bardzo daleko jej do królowej śniegu, a żeby stać się tą osobą, która jest w stanie zorganizować pionierską wyprawę na Czerwoną Planetę, musiała poświęcić bardzo dużo.
6. Dramat rodzinny w nietypowej oprawie
To, że tyle miejsca zajmują tutaj prywatne sprawy bohaterów, wyróżnia "The First. Misję na Marsa" spośród innych seriali o wyprawach kosmicznych. To nie jest typowe science fiction, w każdym razie nie w pierwszym sezonie, który skupia się na przygotowaniach do lotu na Marsa. Owszem, historyczna misja stanowi oś fabuły i najważniejszą rzecz w życiu głównych postaci, ale zanim ktokolwiek gdziekolwiek poleci, do uporządkowania jest mnóstwo życiowych spraw.
Na pierwszy plan wysuwają się problemy Toma, które kręcą się wokół jego żony, Diane (Melissa George), i córki, Denise (Anna Jacoby-Heron). Astronauta i dwie utalentowane artystki tworzą mieszankę wybuchową, a jednym z najlepszych odcinków serialu jest ten o numerze 5, skupiający się na rodzinnych retrospekcjach Hagertych. Ale ich historia to tylko jedna z wielu puzzli we wciągającym dramacie rodzinnym, jakim w dużej mierze jest "The First. Misja na Marsa".
Serial zagłębia się w osobiste sprawy Toma, Laz i całej grupki astronautów, która za dwa lata ma lecieć kosmos. Zanim misja będzie mogła dojść do skutku, swoje prywatne problemy będą musieli rozwiązać Kayla (LisaGay Hamilton), Sadie (Hannah Ware), Aiko (Keiko Agena) i kilka innych osób, związanych z misją. Ich zwykłe, ludzie sprawy są dla serialu równie ważne co "wypełnianie przeznaczenia ośmiu miliardów ludzi". Pierwszy sezon dopiero nas do tego wielkiego historycznego momentu przygotowuje, dbając o to, żeby została nawiązana więź pomiędzy bohaterami a widownią.
7. "The First. Misja na Marsa" wspaniale wygląda
Beau Willimon współpracował przy "House of Cards" z Davidem Fincherem i to widać. "The First. Misja na Marsa" jest zrobione ładnie, minimalistycznie i ze smakiem. Jaskrawych kolorów praktycznie nie ma, dominuje chłodna elegancja i nowoczesny design. Nawet bohaterowie mają skłonności do noszenia ubrań w stonowanych barwach. Na wszystko jest tutaj pomysł, poczynając od charakterystycznych treningów na dnie basenu, a kończąc na historycznych momentach pokazywanych przez pryzmat rodzinnych emocji. A najwspanialej wygląda oczywiście kosmos. Serial każe chwilę poczekać na główny spektakl, rozgrywający się po opuszczeniu Ziemi, i możemy was zapewnić, że warto.
8. Wizja świata w niedalekiej przyszłości
Akcja serialu dzieje się w 2031 roku, a więc w takim momencie, kiedy załogowa misja na Marsa faktycznie może już dojść do skutku. I co ciekawe, "The First. Misja na Marsa" pozostaje realistycznym obrazem tej niedalekiej przyszłości pod każdym względem. Nie ma żadnych "futurystycznych" ubrań czy wydumanych gadżetów. Owszem, miniaturowa słuchawka w uchu zamiast smartfona to norma, wszyscy mają inteligentne domy i wożeni są autami bez kierowców. Ale to tyle. Ten świat wygląda zupełnie jak nasz, z rozsądnie zaplanowanymi udogodnieniami.
To, co się zmieniło, to problemy globalne. Sytuacja ekologiczna naszej planety znacząco się pogorszyła, do tego stopnia, że o kolonizacji wszechświata zaczyna się mówić jako o szansie na przetrwanie. W ten sposób myśli o tej wyprawie Laz, z kolei politycy i opinia publiczna starają się nie dopuszczać tego do siebie. Jak wyjaśnić najpierw amerykańskiej prezydent (tak, w tej wizji przyszłości prezydentem USA jest kobieta!) i senatorom, a potem zwykłym ludziom, że wyprawy w kosmos to coś więcej niż droga fanaberia? To jedno z zadań, przed którymi stają nasi bohaterowie.
9. Miks, który nie przypomina niczego innego
Wszystko to razem składa się na serial, jakiego jeszcze nie było. Nie kolejne typowe science fiction, nie dokument, a atrakcyjną fabułę o tym, co by było, gdybyśmy za kilkanaście lat wybrali się na Marsa i zaczęli myśleć o jego kolonizacji. "The First. Misja na Marsa" tworzy coś własnego z elementów, które znamy: to i dramat rodzinny, i poważny serial o kwestiach społeczno-politycznych, i opowieść o wielkim momencie w historii ludzkości, okraszona odpowiednią dawką patosu.
Do niektórych pomysłów Willimona trzeba się przyzwyczaić — np. do sekwencji z narratorem komentującym pocztówkowe obrazki z różnych stron naszej planety — a muzyka momentami wydaje się aż nazbyt wyrazista, ale to wszystko elementy konwencji. Konwencji, która sprawia, że "The First. Misja na Marsa" wydaje się czymś nowym i świeżym, nawet jeśli wiele części składowych skądś kojarzymy. To pewne zaskoczenie, że w serialu o wyprawie kosmicznej tak dużo miejsca poświęcono życiu prywatnemu jej uczestników, rozmaitym stanom neurotycznym bohaterów czy rozważaniom o pięknie wszechświata i ludzkiego umysłu. I jest to coś, co serial wyróżnia.
10. Marsjańska obietnica zostaje spełniona
Nie obawiajcie się jednak, że to wszystko do niczego nie prowadzi. Na Marsa w końcu lecimy, a kiedy już to się dzieje, jest naprawdę niesamowicie. Finał sezonu to przepiękny, poruszający, wspaniale zrealizowany spektakl, na który warto czekać.
"The First. Misja na Marsa" startuje w czwartek 6 grudnia o godz. 21:00 w Canal+. Premierowe odcinki będą w kolejne czwartki.