Twist z "San Junipero" dało się przewidzieć? Charlie Brooker dziwi się, że mało kto na to wpadł
Mateusz Piesowicz
3 grudnia 2018, 22:02
"Black Mirror" (Fot. Netflix)
Czy oglądając "San Junipero", odgadliście przed czasem twist z tego odcinka? My nie, a najwyraźniej powinniśmy, bo twórcy umieścili tam wskazówki i nawet bali się, że będą zbyt oczywiste.
Czy oglądając "San Junipero", odgadliście przed czasem twist z tego odcinka? My nie, a najwyraźniej powinniśmy, bo twórcy umieścili tam wskazówki i nawet bali się, że będą zbyt oczywiste.
Niewiele jest serialowych odcinków, do których wracamy równie chętnie i często, co do "San Junipero". Najbardziej nietypowa, a przy okazji bez wątpienia jedna z najlepszych odsłon "Black Mirror" za każdym razem zachwyca nas jednak tak samo, a my mamy wrażenie, że wciąż odkrywamy w niej coś nowego. Choćby mnóstwo drobnych wskazówek, jakie umieścili tam twórcy, a które powinny nas wcześniej naprowadzić na to, co właściwie oglądamy. Powinny, ale wyłapanie ich przed czasem było praktycznie niemożliwe.
Twórcy serialu mieli jednak na ten temat inne zdanie, obawiając się nawet, że umieścili w odcinku zbyt ewidentne tropy i widzowie szybko się połapią, o co chodzi. We fragmencie książki o "Black Mirror", który opublikował serwis Vulture, Charlie Brooker wyraził zdziwienie, że generalnie niewielu oglądających wyłapywało te wskazówki za pierwszym razem.
– Jest taki moment w klubie Tucker's, gdy facet pokazuje Yorkie grę wyścigową, w której samochód roztrzaskuje się na ekranie. Ona reaguje na to bardzo gwałtownie, bo przypomina jej się wypadek, po którym została sparaliżowana. Gdy wiecie, co się dzieje, ma to doskonały sens. Umieściliśmy nawet odgłos roztrzaskującego się samochodu na ścieżce dźwiękowej, więc myślałem, że ludzie od razu pomyślą: "No tak, miała wypadek w prawdziwym życiu". Ale nikt nigdy tego nie wyłapał, może dopiero za trzecim obejrzeniem — powiedział Brooker.
Przyznajemy, że my też na to nie wpadliśmy, choć rzeczywiście, teraz wydaje się całkiem oczywiste. Wcale się jednak temu nie dziwimy — za bardzo byliśmy oczarowani wszystkimi ekranowymi cudami i niesamowitym klimatem lat 80., by zwracać uwagę na takie szczegóły. To, co twórcom wydawało się jasne, dla widzów stawało się takim dopiero, gdy dobrze poznali serialowy świat.
– Inną dużą wskazówką było zagranie piosenki "Girlfriend in a Coma" The Smiths przy ujęciu Yorkie. Widzicie, wydawało mi się, że widzowie zapisują sobie wszystkie te drobne detale! Ale nie. Ludzie zauważają tylko, gdy fabuła nie ma sensu. Ale dobrze jest dać im szansę na zrozumienie, w przeciwnym razie mogą poczuć się oszukani — tłumaczył twórca "Black Mirror".
Wątpimy, by ktokolwiek czuł się oszukany czy w jakikolwiek sposób rozczarowany za sprawą "San Junipero", bo im bliżej przyglądamy się temu odcinkowi, tym bardziej doskonały pod każdym względem się wydaje. Dobrze więc, że twórcy ostatecznie zrezygnowali z pierwotnego pomysłu, jaki na niego mieli. Trudno powiedzieć, czy wówczas wspominalibyśmy go tak dobrze, a tak zawsze mamy do czego wracać.
Tymczasem mamy nadzieję, że kolejna odsłona "Black Mirror" będzie choć po części tak dobra jak "San Junipero". Na razie jednak czekamy na oficjalne potwierdzenie, że odcinek zatytułowany "Bandersnatch" rzeczywiście trafi na Netfliksa 28 grudnia.
Dotychczasowe odcinki "Black Mirror" są dostępne w serwisie Netflix.