"Pani Wilson", czyli Ruth Wilson na tropie tajemnic. Recenzja nowego miniserialu BBC
Kamila Czaja
30 listopada 2018, 20:02
"Mrs Wilson" (Fot. BBC)
Miniserial BBC "Pani Wilson" to stylowa, oparta na faktach historia, w której Ruth Wilson ma pole do aktorskiego opisu, a widz chętnie razem z bohaterką odkrywa kolejne sekrety.
Miniserial BBC "Pani Wilson" to stylowa, oparta na faktach historia, w której Ruth Wilson ma pole do aktorskiego opisu, a widz chętnie razem z bohaterką odkrywa kolejne sekrety.
Trzyodcinkowy miniserial "Pani Wilson" zapowiadano jako ten, w którym Ruth Wilson ("The Affair", "Luther") wciela się we własną babkę, a historia oparta została na faktach. I o ile jest to promocyjnie skuteczny punkt wyjścia, to pilot udowadnia, że na nową produkcję BBC warto się skusić także z powodów pozabiograficznych.
"Pani Wilson" stanowi bowiem bardzo ciekawe połączenie szpiegowskiego suspensu z psychologicznym dramatem rodzinnym. W centrum opowieści jest Alison (Ruth Wilson), która po śmierci męża, Aleca (Iain Glen, "Gra o tron"), odkrywa, że wiódł on co najmniej podwójne życie. Liczne zarówno prywatne, jak i zawodowe tajemnice zmarłego zaczynają wychodzić na jaw i jego rodzina musi zmierzyć się z konsekwencjami. A właściwie zaledwie część sekretów sama wychodzi na światło dzienne. Inne wdowa musi sama drążyć, próbując wydobyć informacje od ludzi, którzy zawodowo zajmują się ich ukrywaniem.
Miniserię urozmaica fakt, że oglądamy zarówno wydarzenia po śmierci Aleca, czyli w Londynie roku 1963, jak i wcześniejszą, rozpoczętą w czasie II wojny światowej relację między czarującym oficerem i pisarzem a młodą, zafascynowaną nim Alison. Wilson wykorzystuje okazję nie tylko do pokazania, że świetnie czuje się w roli retro, ale też do zbudowania złożonego portretu bohaterki zmieniającej się przez lata. I niby naiwnej, ale w trudnych sytuacjach zaskakująco zaradnej. Kobiety, która musi o status wdowy walczyć z innymi, a wspomnienie czułego męża jakoś pogodzić z faktami, które nie pasują do dotychczasowego obrazu.
Doskonale do roli Aleca pasuje Glen, który niby jest ujmujący i budzący zaufanie, ale jakoś nietrudno uwierzyć, że za jego uśmiecham kryje się niejeden sekret. To skomplikowana postać, a gdy już się wie, że pewne jego opowieści nie były prawdziwe, to można zacząć kwestionować wszystko inne. A to kwestionowanie i odkrywanie razem z Alison kolejnych fragmentów puzzli naprawdę wciąga.
Interesująco zarysowano też motywacje postaci. Ważną rolę odgrywają katolicyzm Aleca, różnica wieku i doświadczenia między mężem a Alison oraz kontekst wojenny, który nieraz wpływa na podejmowane przez bohaterów decyzje. Całość jest dzięki temu psychologicznie spójna, mimo że łączy parę gatunków i na pierwszy rzut oka może się wydawać dość skomplikowana.
Póki co proporcje między sensacyjnością a dramatem wewnętrznym bohaterów są dobrze pomyślane. Być może kolejne odcinki przekroczą cienką granicę między wciągającym wątkiem szpiegowskim a nadmiernym skumulowaniem zwrotów akcji. Ale nawet jeśli, to trzeba wziąć pod uwagę, że biografia Alexandra "Aleca" Wilsona po prostu była wyjątkowo zagmatwana i kolejne warstwy tajemnic często znajdują odbicie w prawdziwej historii.
Fabułę poza parą głównych aktorów uwiarygadnia obsada drugiego planu. W paru zaledwie scenach atmosferę tajemnic świetnie podkręca szefowa Aleca, Coleman, grana przez Fionę Shaw (w roli nieco podobnej do tej z "Killing Eve"). Jako po pierwszym odcinku jeszcze niezidentyfikowana, ale ewidentnie istotna dla rozwikłania całości kobieta pojawia się Keeley Hawes ("Line of Duty", "The Durrells", ostatnio "Bodyguard").
Jak na historię pełną szpiegów, oszustw, różnych wersji biografii oraz losów tych, którzy zostali po śmierci Aleca postawieni w trudnym położeniu, miniserial wyreżyserowana przez Richard Laxtona nie epatuje tabloidowością ani tanimi emocjami. Realizacja jest gustowna, stonowana – nie tylko ze względu na to, że mamy do czynienia z dopracowaną scenerią lat 40. czy 60. XX wieku. Ładne kadry i dobre przejścia między planami czasowymi uprzyjemniają seans.
Niby wymieszano tu znane konwencje, ale przemyślany miks, uzupełniony świetną obsadą, wypadł całkiem oryginalnie. Trudno przewidzieć, czy "Pani Wilson" utrzyma poziom w kolejnych dwóch odcinkach, jednak na podstawie pilotowej odsłony, która z każdą minutą wciąga bardziej, miniseria wydaje się warta polecenia.