Sezon i mniej: "Hellcats" – kocie ruchy na kampusie
Marcela Szych
20 czerwca 2011, 12:40
Jak można nie lubić pięknych dziewczyn w krótkich spódniczkach, wyginających się w rytm muzyki? Można. Opowiadający o cheerleaderkach serial "Hellcats" został skasowany, bo jego oglądalność spadła z 3 mln do 1,6 mln osób.
Jak można nie lubić pięknych dziewczyn w krótkich spódniczkach, wyginających się w rytm muzyki? Można. Opowiadający o cheerleaderkach serial "Hellcats" został skasowany, bo jego oglądalność spadła z 3 mln do 1,6 mln osób.
Cheerleaderki są nieodzownym elementem amerykańskiego serialu dla młodzieży. Przeciętna high school, niezależnie od tego czy jest sportretowana w zwykłym młodzieżowym serialu, czy też w kiepskim filmie o zombie, zawsze na stanie posiada kilka pięknych, acz wrednych cheerleaderek, dziewczęta – obowiązkowo z aparatami ortodontycznymi – aspirujące do tej grupy, oraz wyluzowaną outsiderkę, z którą chętnie identyfikuje się kobieca widownia.
Jeżeli mamy doświadczenia z amerykańską pop-kinematografią i oglądamy też seriale dla dorosłych, dobrze wiemy, że cheerleaderki wyrastają na eleganckie soccer albo pilates mums, tym samym skutecznie przyczyniając się do reprodukcji struktury klasowej amerykańskiego społeczeństwa.
Jeżeli ktokolwiek z Was zastanawiał czy zastanawiała się, co dzieje się z cheerlederkami, w tak zwanym międzyczasie – spieszę donieść, że odpowiedź można znaleźć w niedawno zakończonym, 24-odcinkowym sezonie "Hellcats". Znajdziemy tam wszelkie najważniejsze cechy, które posiadać musi porządny amerykański serial dla młodzieży.
Akcja toczy się w obrębie studenckiego kampusu. Marti (w tej roli Aly Michalka), studentka prawa, próbując odzyskać utracone stypendium, z zaskoczeniem odkrywa, że są one przyznawane odnoszącym sukcesy atletom i atletkom z grupy dopingującej – tytułowym Hellcats. Marti jest kontestatorką tego rodzaju amerykańskości, która cechuje cheerleading. Jednocześnie główna bohaterka jest – a jakże! – blond ślicznością, zaskakująco gibką i wysportowaną, na tyle zwinną i sprężystą, że bez większego trudu udaje jej się przejść eliminacje i zostać członkinią zespołu.
Jej postać rozwija się podług przewidywalnej linii: zwalczanie początkowego dysonansu między uczestnictwem w cheerleadingu a dotychczasowymi poglądami na zjawisko, niechętna akceptacja, wreszcie finałowa pełnia aprobaty dla cheerleadingu jako dyscypliny sportowej. Ze sceptyczki Marti staje się orędowniczką tezy, że atletki i atleci stanowią dla siebie rodzinę, która może liczyć na swoich członków w niemal każdej sytuacji. Tak, drodzy Państwo, atletki i ATLECI (jak dotąd nie zastanawiałam się, kto łapie te wszystkie, choćby najlżejsze cheerleaderki) – połowę dopingującego składu stanowią muskularni chłopcy, pewni siebie, bez poczucia kulturowej kastracji.
"Hellcats" jest skonstruowane zgodnie z przepisem na idealny serial młodzieżowy; piękni chłopcy, seksowne dziewczęta, kocie ruchy, odrobina intrygi. Z racji tematyki – sporo tańca, kilka pop-rockowych przebojów. Są gorące romanse, rozstania, powroty, łzy, konkurencja, pot, krew. A nawet i złamania. Jest też podrośnięta słodka gwiazdka High School Musical – Ahsley Tisdale.
Twórcy Hellcats skorzystali także z gotowych sprawdzonych rozwiązań. Marti rozwiązuje zagadkę kryminalną niczym Veronica Mars, niespodziewanie odnajduje siostrę niczym Ridge Forster i wdaje się w romans z wykładowcą niczym Serena van der Woodsen.
Żadne z powyższych nie przysłużyło się "Hellcats" na tyle, by telewizja CW zdecydowała się zakupić kolejny sezon serialu. Mimo że produkcja, wydawałoby się, miała wszystko, a producentem wykonawczym był Tom Welling, czyli Clark Kent/Superman ze "Smallville", "Hellcats" skasowano. Stało się tu ku rozczarowaniu zagorzałej (choć mocno już stopniałej) publiki, której emocje podsycane są pojawiającymi się od czasu do czasu fabularnymi gdybaniami producentów i scenarzystów.
Jeżeli należycie do tej publiki, możecie wziąć udział w projekcie Save Hellcats, którego organizatorzy i organizatorki upatrują szansy dla serialu w jego ewentualnym przejęciu przez telewizję ABC.