"Camping" w koszmarnym towarzystwie. Recenzja nowego serialu komediowego HBO
Mateusz Piesowicz
15 października 2018, 20:24
"Camping" (Fot. HBO)
Świetna obsada z Jennifer Garner i Davidem Tennantem na czele, a za sterami twórczynie "Dziewczyn". Co mogło pójść nie tak? "Camping" udowadnia, że wiele.
Świetna obsada z Jennifer Garner i Davidem Tennantem na czele, a za sterami twórczynie "Dziewczyn". Co mogło pójść nie tak? "Camping" udowadnia, że wiele.
Kto jak kto, ale Lena Dunham i Jenni Konner wiedzą doskonale, jak robi się dobry serial o ludziach, którzy bywają absolutnie nie do zniesienia. Kilka lat pracy nad "Dziewczynami" sprawiło, że doszły do wprawy, a my mieliśmy prawo oczekiwać, że przeniosą te doświadczenia na swoją nową produkcję – będący remake'iem brytyjskiego serialu o tym samym tytule "Camping". Coś im jednak nie wyszło, a boli to tym bardziej, że zebrały na planie naprawdę sympatyczną obsadę.
Tej przewodzi Jennifer Garner, która wciela się w Kathryn McSorley-Jodell, oszalałą na punkcie kontroli i niesamowicie irytującą pod jeszcze wieloma innymi względami bohaterkę, która z okazji 45. urodzin swojego męża, Walta (David Tennant), urządziła jemu, ich synowi (Duncan Joiner) oraz gronu ich przyjaciół weekend na łonie natury. Czy jak wolicie tytułowy "Camping" (albo "Kemping", jak woli polskie HBO). Ten jednak z wypoczynkiem i miłym spędzaniem wolnego czasu nie ma oczywiście nic wspólnego – zgadnijcie, czyja to wina.
No dobrze, bądźmy uczciwi. Dyrygująca wszystkimi, zasadnicza, przewrażliwiona i w żaden sposób niedająca się lubić Kathryn nie jest jedynym powodem, dla którego nic tu nie idzie zgodnie z planem. Sporo zamieszania wywołuje choćby Jandice (Juliette Lewis), nowa dziewczyna przyjaciela Walta, Miguela (Arturo Del Puerto), którą ten przedstawia zaskoczonej gromadzie. Albo Joe (Chris Sullivan), gburowaty partner siostry Kathryn, Carleen (Ione Skye). Ogólnie rzecz biorąc, potencjalnych konfliktów jest tu od groma i nie musimy długo czekać, by zaczęły się problemy.
Największym jest jednak sam serial, który opierając się na stercie oklepanych klisz, stara się nas zainteresować swoimi bohaterami. I owszem, może coś by z tego wyszło, gdyby nie to, że w centrum uwagi postawiono jedną z najbardziej antypatycznych postaci, jakie ostatnimi czasy widziałem na małym ekranie. Nie, Kathryn nie jest bohaterką, którą kocha się nienawidzić – jej po prostu się nie znosi praktycznie od samego początku. Albo odrobinę później, zależy, czy bardziej będzie Was denerwować jej sztuczność rodem z instagramowego konta, czy może jednak ciągłe wzmianki o histerektomii.
Nie ma też mowy o przymykaniu oka na jej wady, co byłoby możliwe, gdybyśmy mieli świadomość, że gdzieś pod powierzchnią odpychającej osobowości Kathryn kryje się miła i ciepła osoba. Lub chociaż ktoś, kto sam cierpi i ma powód, by przelewać tę niedolę na innych. Niestety, albo twórczynie zakopały te cechy tak głęboko, że w czterech odcinkach (z ośmiu), które już widziałem, jeszcze do nich nie dotarły, albo żadna z nich zwyczajnie nie istnieje.
Skłaniałbym się ku tej drugiej wersji, bo sądzę, że właśnie w tym celu obsadzona została Jennifer Garner, której z zasady trudno nie lubić. Ot, taki przewrotny casting – przesympatyczna aktorka w roli największej jędzy, jaką możecie sobie wyobrazić. Szkoda tylko, że w tym przypadku nawet słynna "Agentka o stu twarzach" nie może wiele zrobić.
A to już wina scenariusza, który skupiając się w stu procentach na najgorszych cechach Kathryn, podcina skrzydła aktorce i całej historii. Ta bowiem szybko z prostej, ale potencjalnie przyjemnej komedyjki, błyskawicznie zamienia się w groteskową fabułę, przy której ani nie da się dobrze bawić, ani tym bardziej traktować jej poważnie. A jak marnuje przy tym świetnych wykonawców! I nawet nie mam na myśli Garner, bo ta, choć bohaterkę dostała napisaną fatalnie, coś jednak do grania ma (i radzi sobie nieźle).
W przeciwieństwie do Davida Tennanta, na którego aż żal patrzeć, gdy jego talent marnuje się w roli nudnego jak flaki z olejem Walta. Tak, domyślam się, że dokądś to wszystko zmierza i pewnie w finale zobaczymy jakiegoś rodzaju awanturę, a on dostanie tam pole do popisu. Ale rany, jeśli do tego czasu mam się tylko dziwić, dlaczego u licha ten facet nie ucieka czym prędzej gdzie pieprz rośnie, to ja podziękuję.
Bo o ile biedny Walter nie wyjścia, musząc cierpieć, gdyż tak przykazały mu twórczynie, my na szczęście nie musimy podzielać jego niedoli, mogąc się oddalić na bezpieczną odległość od ekranu. Jeśli jednak z jakiegoś powodu zdecydujecie się wytrwać, to mogę powiedzieć, że będziecie mieli kilka chwil ulgi. Bo chyba mając świadomość, jak trudno wytrzymać z Kathryn, serial od czasu do czasu opuszcza główną bohaterkę i – kto by się spodziewał – są to jego najlepsze chwile. Nie jakieś wybitne, bo schematów nie porzucamy ani na moment, ale mimo wszystko pokazujące, że "Camping" dałoby się przynajmniej bez bólu obejrzeć, gdyby został lepiej wyważony.
Takich momentów jest jednak niewiele i zawsze kończą się tym samym – powrotem do Kathryn. Powiecie, że o to przecież chodziło. O stworzenie postaci, która wszystko rujnuje, zamieniając bajkowy weekend w piekło i stopniowo wyciągając z każdego jego najgorsze cechy. Tak, to był całkiem niezły plan. Sęk w tym, że twórczynie tak zafiksowały się na jego pierwszym punkcie, czyli Kathryn, że po macoszemu potraktowały całą resztę.
Konflikty wewnątrz grupy są więc banalne, problemy poszczególnych bohaterów ledwie zarysowane, a oni sami w najlepszych przypadkach są tylko lekko interesujący (Carleen) lub w miarę zabawni (Jandice). Najczęściej zaś bywają po prostu przeraźliwie stereotypowi i nijacy, co tyczy się właściwie wszystkich panów. Wyjątkiem może być tylko Joe, w którym fani "This Is Us" dostrzegą swego rodzaju przeciwieństwo Toby'ego. Trochę mało, ale zawsze coś.
Efektem tego wszystkiego jest serial, który pomimo niespełna półgodzinnych odcinków męczy jak mało co, testując cierpliwość i odporność widzów. Jeśli zaliczacie się do tych wyjątkowo wytrwałych, to pozostaje mi życzyć przyjemności porównywalnej z tą, jaką musieli mieć aktorzy na planie. Bo jestem przekonany, że oni bawili się lepiej ode mnie.
"Camping" można oglądać co poniedziałek o godz. 21:10 w HBO. Nowe odcinki są też dostępne od rana w HBO GO.