Kameralny Facebook Watch. "Sorry for Your Loss" – recenzja nowego serialu z Elizabeth Olsen
Kamila Czaja
23 września 2018, 20:02
"Sorry for Your Loss" (Fot. Facebook Watch)
"Sorry for Your Loss" to zaskakująco udany kameralny dramat z elementami cierpkiego humoru. Dobrze zagrana i napisana historia, którą Facebook Watch pokazuje, że może konkurować nawet z HBO i Hulu.
"Sorry for Your Loss" to zaskakująco udany kameralny dramat z elementami cierpkiego humoru. Dobrze zagrana i napisana historia, którą Facebook Watch pokazuje, że może konkurować nawet z HBO i Hulu.
Jeśli nie czekaliście w napięciu na serial Facebook Watch, to witam w klubie. Wobec wysypu premier nie traktowałam priorytetowo zapowiedzi tej platformy, sądząc, że internetowy potentat pójdzie w mało wyrazisty produkt dla wszystkich – czyli w zasadzie dla nikogo. Z radością donoszę, że się myliłam, a "Sorry for Your Loss" to pozycja, która może się spodobać wielu widzom właśnie dlatego, że jest "jakaś".
Mamy do czynienia z serialem o młodej wdowie, Leigh (Elizabeth Olsen, czyli Scarlet Witch z universum Marvela), która po śmierci męża, Matta (Mamoudou Athie, "The Get Down"), próbuje poradzić sobie z żałobą, brakiem pomysłu na dalsze życie oraz relacjami z rodziną: matką, Amy (Janet McTeer, ostatnio "Jessica Jones" i "Ozark"), siostrą, Jules (Kelly Marie Tran, "Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi"), i szwagrem, Dannym (Jovan Adepo, "Pozostawieni").
Nie brzmi to jak hit, bo widz z góry spodziewa się jednego z dwóch scenariuszy. Albo dostaniemy niestrawną ponurą historię, przy której nic, tylko płakać, albo twórcy zaserwują nam równie niestrawny optymistyczny przekaz w duchu poradników lub Paula Coelha. Nic z tych rzeczy. "Sorry for Your Loss" jakimś cudem omija mielizny typowej opowieści o stracie, a chociaż znajdziemy tu parę znanych tropów, to efekt, przynajmniej w czterech dotychczas udostępnionych odcinkach, wypada zaskakująco świeżo.
To tym bardziej imponujące, że serial Kit Steinkellner jest zupełnie niespektakularny. Mamy kilka postaci, które próbują poradzić sobie po śmierci Matta. Mamy co odcinek jeden przewodni temat, trafnie uchwycony w kolejnych tytułach. Oglądamy więc kolejno zmagania Leigh z grupą wsparcia i szukaniem w życiu jakiejś radości ("One Fun Thing"), z porządkowaniem rzeczy Matta ("Keep, Toss, Giveaway"), z różnymi sposobami przeżywania żałoby po mężu ("Jackie O. and Courtney Love") i z opieką nad znalezionym psem, co przywodzi wspomnienia dawnego wspólnego zwierzaka ("Visitor").
Serialowi służy taka jasna wizja, o czym są kolejne odcinki, a równocześnie dobrze komponują się one w większą opowieść. Podobnie było choćby w "Master of None". I chociaż "Sorry for Your Loss" mniej eksperymentuje z formą, stawiając na dość proste przeplatanie się teraźniejszości i przeszłości, to taki słodko-gorzki klimat przywodził mi czasem na myśl właśnie serial Aziza Ansariego. A także komediodramaty typu "Togetherness" czy "Casual", mimo że w produkcji Facebook Watch akcent pada raczej na dramat.
Chwilami trudno nie przypomnieć sobie podczas oglądania wielkiego hitu ostatnich lat, "This Is Us". Równocześnie jednak, chociaż najwyraźniej zmierzamy w "Sorry for Your Loss" do rozwikłania razem z Leigh kilku sekretów z życia jej męża, a pytanie, jak umarł Matt, towarzyszy widzom, to znów różnica polega na unikaniu sensacyjności i nadmiernej emocjonalności. Przy "This Is Us" mamy płakać rzewnymi łzami, przy "Sorry for Your Loss" zaangażowanie w losy postaci przybiera spokojniejszy, może nawet bardziej satysfakcjonujący przebieg.
Duża w tym zasługa Olsen, która gra oszczędnymi środkami, dobrze pokazując zarówno żałobę Leigh, jak i szczęśliwą wersję tej postaci sprzed śmieci Matta. Bohaterka bywa niemiła, nie liczy się z innymi wobec własnego nieszczęścia, któremu dylematy innych członków rodziny nie są w stanie według Leigh dorównać. A równocześnie to postać niesprowadzona do własnej żałoby, chwilami dowcipna, potrafiąca z dystansem spojrzeć na psychologiczne mechanizmy, w których tkwi, i na to, jak traktuje ją otoczenie.
Serial skupia się głównie na Leigh, ale powoli rozwija też innych bohaterów. Jules próbuje wyjść z nałogu, Amy walczy o swój biznes, Danny nie radzi sobie po śmierci brata. Relacje rodzinne bywają trudne, ale łatwo uwierzyć, co jeszcze przypominają odwołania do przeszłości, że ci ludzie chcą dla siebie wzajemnie jak najlepiej.
To duży plus "Sorry for Your Loss". Oglądamy losy ludzi psychologicznie wiarygodnych, którzy nie są idealni, ale i nie mają złych intencji. Łatwo im kibicować, bo i twórcy podchodzą do swoich bohaterów z empatią. Ale nie ma ryzyka przesłodzonych obrazków, za to jest powolna próba zbudowania na nowo jakiegoś porządku po śmierci osoby, która, jak zgodnie twierdzą inni, spajała tę rodzinę.
Jak na kameralny serial z krótkimi odcinkami "Sorry for Your Loss" osiąga naprawdę dużo. Poza powyższymi zaletami wskazać można jeszcze choćby wątek wielostronnego spojrzenia na depresję kliniczną. I chociaż serial nie ustrzegł się paru skrótów, kiedy na przykład sytuację Amy zarysowuje w serii autoterapeutycznych monologów, to nawet coś takiego się tu broni dzięki świetnej grze McTeer i takiemu ustawieniu postaci, że snucie autoterapeutycznych monologów do niej pasuje.
W "Sorry for Your Loss" ludzie ze sobą rozmawiają, na dodatek bardzo dobrze napisanymi dialogami. Postacie się lubi, a przeżycia Leigh i jej rodziny wciągają. Właściwie już po pilotowym odcinku ma się wrażenie, że chodzi o bohaterów, którym znamy od dawna. To świetnie zagrany, celnie napisany, mądry, empatyczny, zaskakująco wiarygodny i szczery serial, przypominający propozycje rodem z Festiwalu Filmowego w Sundance.
Poczucie, że mamy do czynienia z odcinkowym filmem niezależnym, może nie powinno aż tak dziwić, skoro Olsen, zanim kojarzona była z Marvelem, wybiła się rolą w niezależnym filmie "Martha Marcy May Marlene", a reżyser pierwszych dwóch odcinków, James Ponsoldt, odpowiadał za film "The Spectacular Now". Wśród producentów znalazła się natomiast Lizzy Weiss, której "Switched at Birth" długo było jednym z najciekawszych seriali familijnych (zanim zaczęło w późniejszych sezonach naśladować licealne romansidła).
Polecam z przekonaniem wszystkim fanom kameralnych produkcji dramatycznych z nutą cierpkiego humoru. Mimo przykrego tematu ogląda się "Sorry for Your Loss" zaskakująco lekko, a odcinki mijają błyskawicznie. Wszystkie dostępne obejrzałam w maratonowym trybie i żałowałam, że nie ma więcej. Na szczęście kolejny już we wtorek (w Polsce w nocy z wtorku na środę).
"Sorry for Your Loss" oglądać można za darmo na Facebook Watch. Polecamy naszą instrukcję>.