Nasz top 10: Najlepsze seriale sierpnia 2018
Redakcja
14 września 2018, 22:01
"Ostre przedmioty" (Fot. HBO)
Zamykamy serialowe lato i podsumowujemy sierpień — kolejny miesiąc, w którym rządziły "Ostre przedmioty". Doceniamy także "Castle Rock", "Rojst", "Bodyguarda" i inne mniej lub bardziej zaskakujące tytuły.
Zamykamy serialowe lato i podsumowujemy sierpień — kolejny miesiąc, w którym rządziły "Ostre przedmioty". Doceniamy także "Castle Rock", "Rojst", "Bodyguarda" i inne mniej lub bardziej zaskakujące tytuły.
10. "Lodge 49" (nowość na liście)
Nowy serial AMC, który moim zdaniem nie został doceniony tak, jak na to zasługiwał, bo poza paroma krytykami zza wielkiej wody nie zainteresował się nim chyba nikt. Szkoda, że tak się stało, ale jeśli szukacie czegoś niezobowiązującego na ostatnie dni lata, wciąż macie szansę go nadrobić. Polecam, z tym zastrzeżeniem, że jest to twór dość nietypowy i zdecydowanie nie dla każdego.
Akcja "Lodge 49" dzieje się w Long Beach, kalifornijskim miasteczku surferów, gdzie od dziecka mieszkał główny bohater tej historii, Dud, a właściwie Sean Dudley (Wyatt Russell, syn Kurta Russella i Goldie Hawn). Jak sama ksywka wskazuje, mamy tu do czynienia z typem znanym jako "wyluzowany koleś" — Dud nie ma pracy, mieszkania ani dziewczyny. Jego życie skręca w intrygującym kierunku, kiedy podczas przeszukiwania plaży wykrywaczem metalu znajduje złoty pierścień z charakterystycznym lwem. Niedługo potem trafia do jego właścicieli — specyficznego bractwa tudzież loży, klubu, stowarzyszenia, nazywajcie to, jak chcecie.
I szybko się okazuje, że to nie jest taka historia, jak nam się wydawało na początku. Dud to nie taki zwyczajny luzak i obibok, tylko facet, który nie może pozbierać się po śmierci ojca, podobnie zresztą jak jego siostra, Liz (Sonya Cassidy z "Humans"). Zaś jego nieoczywista przyjaźń z członkami bractwa to zwykłe poszukiwanie kontaktu z drugim człowiekiem w świecie pełnym życiowych rozbitków. Serial lubi różne odcienie dziwności i prezentuje niezły poczet oryginałów, ale przede wszystkim jest opowieścią o życiu i całej reszcie.
Opowieścią słodko-gorzką, zmuszającą raz do płaczu, innym razem do śmiechu, i prawie zawsze taką, od której dosłownie bije ciepło i zrozumienie dla drugiego człowieka oraz jego odmienności. Widać, że autorem jest nie hollywoodzki scenarzysta, tylko pisarz (Jim Gavin, autor "Middle Men: Stories"), ale taki, który widział dużo starych filmów i potrafi wprawnie operować także obrazem. Bezpretensjonalny egzystencjalizm, wielkie pytania zadawane w lekki sposób, czarny humor i różnego rodzaju ekscentryczne pomysły to największe zalety tego skromnego serialu, który — mam nadzieję — jeszcze do nas wróci. [Marta Wawrzyn]
9. "The Affair" (utrzymana pozycja)
"The Affair" zafundowało nam prawdziwą jazdę bez trzymanki w ostatnich odcinkach 4. sezonu, który zresztą od początku trzymał poziom, przyciągając nie tylko zagadką zniknięcia jednej z bohaterek, ale też znacznie bardziej interesującymi niż przed rokiem zwykłymi sprawami naszych bohaterów. I to prowadzonymi równolegle na dwóch amerykańskich wybrzeżach.
Nic jednak nie przebije końcówki. Trzy sierpniowe odcinki wbiły widzów w fotel i już zawsze będą kojarzyć się z tym ogromnym szokiem, jaki przeżyliśmy, a także ze zgadywanką, co właściwie się stało, która perspektywa jest prawdziwa — i czy którakolwiek. Sprawnie przeprowadzona egzekucja spowodowała, że o serialu było głośniej niż kiedykolwiek, ale szum wynikał nie tylko z tego, że fani długo nie mogli się pozbierać.
Przede wszystkim zrobiono to dobrze. Wszystkie cegiełki do siebie pasowały i tak naprawdę da się obronić dwie skrajnie różne wersje wydarzeń (choć chyba już wiemy, która jest właściwa). A przede wszystkim zadziałało to na płaszczyźnie emocjonalnej, doprowadzając do różnego rodzaju dziwnych stanów nie tylko widzów, ale i bohaterów serialu. Czekam z niecierpliwością na finałowy sezon. [Marta Wawrzyn]
8. "Tom Clancy's Jack Ryan" (nowość na liście)
Zdecydowanie największy serialowy blockbuster tego lata, a zarazem produkcja, w którą mocno wierzono w Amazonie – 2. sezon zamówiono już kilka miesięcy temu. Wtedy wydawało się to zaskakujące, dzisiaj absolutnie nie dziwimy się pośpiechowi. Sami po obejrzeniu ośmiu odcinków najchętniej od razu zobaczylibyśmy kolejne.
"Jack Ryan" okazał się bowiem dokładnie tym, czym powinien. Pierwszej klasy rozrywką, która oprócz wciągającej jak diabli fabuły i widowiskowej akcji, miała też widoczne gołym okiem, choć nie jakieś przesadne ambicje. Ot, świetnie zrobiony wakacyjny hit, który ani nie nuży, ani nie wydaje się nadmiernie rozbuchany. Powiedziałbym nawet, że to jeden z coraz rzadszych przypadków wysokobudżetowej produkcji, przy której odnosi się wrażenie, że twórcy dobrze wydali włożone w nią pieniądze.
Na przykład w grającego tytułową rolę Johna Krasinskiego – nieoczywisty wybór, jeśli chodzi o bohatera kina akcji. A jednak niezapomniany Jim Halpert z "The Office" podołał wyzwaniu, świetnie wchodząc w skórę prostego analityka CIA, który trafia w sam środek międzynarodowej intrygi. Dodajmy jeszcze towarzyszącego mu Jamesa Greera (Wendell Pierce), z którym stanowi naprawdę udany duet, czy nie taki znowu oczywisty czarny charakter w osobie niejakiego Suleimana (Ali Suliman), a otrzymamy akcyjniak z wyższej półki.
Nie oczekujcie przy tym, że "Jack Ryan" czymś Was szczególnie zaskoczy. Twórcy wprawdzie odświeżyli stworzone przez Toma Clancy'ego postaci i napisali własną historię, ale to wciąż prosta opowieść o amerykańskim bohaterze ratującym świat. Trzeba jednak przyznać, że więcej niż przyzwoita, zatem jeśli już Amazon musi stawiać na blockbustery, to niech nadal robi je w takim stylu. [Mateusz Piesowicz]
7. "Bodyguard" (nowość na liście)
Jeden serialowy akcyjniak w naszym zestawieniu możemy zrozumieć – w końcu to wakacyjny ranking – ale dwa? Tego się nie spodziewaliśmy, jednak na swoje usprawiedliwienie możemy dodać, że nie byliśmy w tym osamotnieni. Wszak chyba nikt nie podejrzewał, że nowy serial twórcy "Line of Duty" okaże się aż takim hitem, bijąc w Wielkiej Brytanii kilka rekordów oglądalności.
Wytłumaczenie takiego stanu rzeczy da się jednak szybko znaleźć. Wystarczy obejrzeć sam początek premierowego odcinka, choć zapewniam, że na tym nie skończycie. Bo "Bodyguard" to istny telewizyjny potwór, który najpierw nie wypuści Was łatwo ze swoich objęć, a gdy już to zrobi, każe siedzieć jak na szpilkach w oczekiwaniu na ciąg dalszy. A to wszystko przy okazji sensacyjnej historii, która w gruncie rzeczy nie jest pod żadnym względem odkrywcza.
Mamy w niej nieradzącego sobie ze stresem pourazowym weterana, Davida Budda (Richard Madden). Mamy panią minister, Julię Montague (Keeley Hawes), którą ma ochraniać, choć ta ucieleśnia wszystko, z czym nasz bohater się nie zgadza. Mamy pełne napięcia sekwencje, podczas których nie da się oderwać wzroku od ekranu. Mamy bardzo solidnie zarysowane konflikty, przede wszystkim pomiędzy dwójką głównych bohaterów, ale nie tylko. Mamy wreszcie złożoną intrygę, która szybko nabiera tempa, zapewniając nieustanne poczucie zagrożenia.
Przede wszystkim jednak "Bodyguard" wciąga nas w mistrzowsko napisaną i kompletnie nieprzewidywalną gierkę, w której trudno jednoznacznie zrozumieć i ocenić motywacje kierujące bohaterami. Jeśli ten poziom zostanie utrzymany do samego końca, to… polecamy wstrzymać się z oglądaniem i obejrzeć cały sezon za jednym zamachem. [Mateusz Piesowicz]
6. "Rojst" (nowość na liście)
Jeśli się nie mylę, najwyżej notowany polski serial w historii naszej listy. I tak, macie rację, jeśli podejrzewacie, że to przynajmniej w jakimś stopniu zasługa letnich pustek w ramówce. Ale tylko w jakimś stopniu, bo "Rojst" to rzeczywiście zaskakująco dobra rzecz pod każdym względem. Coś więcej niż przyzwoity serial kryminalny, które, jak już pewnie zauważyliście, zaczęły wreszcie Polakom wychodzić.
W "Rojście" sama zagadka pt. "Kto zabił i dlaczego?" jest owszem, istotna, bo to wokół niej kręcą się wszystkie wydarzenia. Ale jeszcze istotniejsze jest to, że na ekranie oglądamy PRL jak żywy — odtworzono to wszystko, co wywołuje w nas nostalgiczne odczucia, jak i to, co powoduje, że za nic w świecie nie chcielibyśmy do tamtych czasów powrócić. Bo to faktycznie było bagno — polityczne, systemowe bagno i wszechogarniająca beznadzieja, która krępowała ruchy każdego, kto chciał się wybić albo po prostu nie żyć w zakłamaniu, jak bohaterowie tej historii.
Porządnie napisany scenariusz, sprawna realizacja, Andrzej Seweryn z Dawidem Ogrodnikiem w rolach głównych, a do tego ten cudowny, przygnębiający klimat. "Rojst" to — podobnie jak wcześniej "Kruk" — dowód na to, że potrafimy już w Polsce tworzyć kryminały na europejskim poziomie. [Marta Wawrzyn]
5. "Niepewne" (powrót na listę)
Choć już trzeci rok śledzimy poczynania Issy Dee (Issa Rae), nie jesteśmy ani trochę mądrzejsi o wiedzę na temat tego, co główna bohaterka "Niepewnych" chce zrobić ze swoim życiem. Ona zresztą też nie, ale ani spanie na kanapie u Daniela (Y'lan Noel), ani brak większych środków finansowych, ani coraz bardziej męcząca praca, z pewnością nie są szczytem jej marzeń.
Pomimo tego przeciągającego się zastoju, serial HBO ogląda się równie dobrze jak zawsze, bo ten nie stracił niczego ze swojej energii. Issa to wciąż ta sama dziewczyna, która nie bardzo rozumie własne uczucia względem byłego, za to doskonale wie, że ma dość bycia głosem czarnych w pracy. Łatwo wplątuje się w dziwne sytuacje (o co nietrudno jeżdżąc po nocy Lyftem), myśli co innego, niż mówi i nadal czeka na odpowiedni moment, by wreszcie coś zmienić.
W sierpniowych odcinkach jeszcze się to nie udało, za to nie brakowało jedynego w swoim rodzaju miksu ciętego humoru (ach, ten grecki chór w wykonaniu Molly, Kelli i Tiffany!), wulgarnego języka i muzyki, który nadaje "Niepewnym" świetnej dynamiki. Może i Issa stoi w miejscu, ale z pewnością nie można tego powiedzieć o serialu – ten pięknie się rozwija, zgrabnie balansując pomiędzy komedią a gorzkim, życiowym dramatem. I spokojnie, jesteśmy pewni, że w końcu zrobi ten upragniony krok naprzód. [Mateusz Piesowicz]
4. "Castle Rock" (utrzymana pozycja)
Klimatyczna historia z dreszczykiem. Krwawy horror godny twórczości Stephena Kinga. Niesamowicie emocjonalny dramat. "Castle Rock" było tym wszystkim i znacznie więcej, kontynuując w sierpniu dobry początek, jaki zaliczyło miesiąc temu. Wówczas mieliśmy jeszcze bardzo mgliste pojęcie na temat kierunku, w jakim pójdzie serial i to w gruncie rzeczy nie uległo wielkiej zmianie – to wciąż historia, która zaskakuje na każdym kroku, potrafiąc jednak wyjść daleko poza proste szokowanie.
Najlepszym przykładem jest oczywiście 7. odcinek, "The Queen", jedna z najlepszych serialowych godzin, jakie widziałem w tym roku i prawdziwy popis Sissy Spacek, która składając swoją bohaterkę z porozrzucanych po zakamarkach jej pamięci cząsteczek, ułożyła absolutnie genialny portret. Twórcy z kolei połączyli jej poruszającą historię z czystym napięciem, dając nam godzinę, podczas której na przemian siedziało się jak na szpilkach i zanurzało w odmętach wspomnień. A jakby tego było mało, na koniec jeszcze zwalili nas z nóg.
Ten cudowny kontrolowany chaos przerastał o głowę wszystko inne, co miało do zaoferowania "Castle Rock", co bynajmniej nie świadczy, że było to słabe. Serial Hulu bywa nierówny, jak każdej Kingowskiej adaptacji (w tym przypadku pewnie raczej "adaptacji") zdarza się mu niepotrzebna dosłowność, a kiedy indziej wręcz przesadza z mnożeniem tajemnic, ale nie da się ukryć, że ta niestworzona historia piekielnie wciąga. Pierwszorzędna realizacja i znakomite aktorstwo bez wątpienia też mają w tym swój udział.
Nade wszystko jednak, twórcy "Castle Rock" potrafią sobie tylko znanym sposobem zaangażować nas w tę niezwykłą opowieść. Historię, która może autentycznie wstrząsnąć losem bohatera, o którym wcześniej wcale za dużo nie wiedzieliśmy; wyskoczyć ni stąd, ni zowąd z dwójką przedziwnych postaci i "głosem Boga" albo hotelem rodem z koszmaru, w którym ktoś o nazwisku Torrance po latach zrobił właściwy użytek z siekiery.
Nie mam pojęcia, jakim cudem to wszystko nie pęka w szwach, ale przyznaję, że niewiele rzeczy oglądałem ostatnio z równie dużym zaciekawieniem. [Mateusz Piesowicz]
3. "Trial & Error" (awans z 5. miejsca)
"Trial & Error" niestety raczej już do nas nie wróci, ale cóż to było za pożegnanie! Kristin Chenoweth zafundowała nam – i swojemu prawnikowi, zwanemu Prawnikiem – komediową jazdę bez trzymanki, pełną twistów, fabularnych absurdów i hurtowo popełnianych morderstw, bo przecież jakoś trzeba przykryć ślady poprzednich zbrodni, nie? Pod względem tempa, w jakim padały kolejne żarty, serial NBC może równać się chyba tylko z produkcjami Tiny Fey, a warto zauważyć, że niektóre z tych zabawnych bzdurek miały kluczowe znaczenie dla sprawy kryminalnej.
Nie raz, nie dwa serial nagradzał w cudowny sposób widzów, którzy uważnie przyglądali się pomysłowym rekwizytom i śledzili wydarzenia na marginesie, a także dokładnie słuchali tych wszystkich dziwactw, które wypowiadali bohaterowie. "Trial & Error" zgrabnie połączył komedię sytuacyjną z trzymaniem się reguł parodiowanego gatunku, czyli true crime. Do samego końca pozostał absurdalny, przezabawny i najbardziej pomysłowy na świecie.
A na koniec zafundował taki cliffhanger, że naprawdę nie wiemy, jak pogodzić się z tym, że to prawdopodobnie już koniec. "Trial & Error", który od początku nie miał wysokiej oglądalności, został dobity przez taki a nie inny model emisji — latem, w telewizji ogólnodostępnej, po dwa odcinki jednocześnie — i pozostaje tylko żałować, że tak się stało. [Marta Wawrzyn]
2. "Better Call Saul" (powrót na listę)
Powrót "Better Call Saul" zapowiadał się naprawdę ekscytująco, ale rzeczywistość przerosła nasze oczekiwania. Historia (jeszcze) Jimmy'ego McGilla (Bob Odenkirk) wskoczyła bowiem na poziom, na którym stawki są wyższe, emocje większe, a świat coraz bardziej znajomy. Jeśli to jeszcze nie jest moment, w którym spin-off "Breaking Bad" zaczął dorównywać oryginałowi, to z całą pewnością jesteśmy go bardzo bliscy.
Ogromną niesprawiedliwością byłoby jednak postrzegać tę historię tylko przez pryzmat coraz wyraźniejszych nawiązań do serialu-matki. Owszem, tych nie brakuje – z zapowiedzianymi lub nie wizytami wpadają starzy znajomi, bohaterowie zmierzają w jasno określonych kierunkach, a na chwilę przenieśliśmy się nawet w znaną, ale widzianą z nowej perspektywy przyszłość – ale to w gruncie rzeczy tylko sympatyczne dodatki. Okruchy, na których rozrzucaniu Vince Gilligan i Peter Gould znają się jak mało kto, które jednak nie przykrywają całej reszty.
A tam dzieją się rzeczy, przy których trudno usiedzieć spokojnie. Nawet jeśli na pozór wyglądają mało spektakularnie, jak reakcja Jimmy'ego na śmierć Chucka. A właściwie jej brak, z którego wciąż trudno się otrząsnąć. Przynajmniej nam, bo sam bohater nie wydaje się nie mieć z tym żadnego problemu, będąc zajętym dawnymi nawykami i zabijaniem czasu przed swoim triumfalnym powrotem w wersji noszącej krzykliwe garnitury.
Ta ekscytująca przyszłość jednak przed nami (możliwe, że już naprawdę blisko), za to taki Nacho (Michael Mando) musi się zmagać ze znacznie gorszą teraźniejszością. Koszmar, przez jaki przechodzi ten bohater w tym sezonie, wydaje się zmierzać prosto do przerażającego końca, co tylko zwiększa naszą sympatię wobec niego.
A co z szukającą właściwej drogi w życiu Kim (Rhea Seehorn)? I ze zmagającym się z przeszłością, pogrążającym w mroku Mike'iem (Jonathan Banks)? Ech, czasami żałujemy, że w niektórych przypadkach dobrze wiemy, dokąd to wszystko prowadzi. [Mateusz Piesowicz]
1. "Ostre przedmioty" (utrzymana pozycja)
Były tego lata seriale i były "Ostre przedmioty" — produkcja HBO, która zaskoczyła nas pod każdym względem. Jej twórczyni Marti Noxon, do spółki z reżyserem Jean-Markiem Vallée, wycisnęła maksimum, a nawet więcej z książki Gillian Flynn, zaś grające najważniejsze role Amy Adams, Patricia Clarkson i Eliza Scanlen powinny dostać nawet nie Emmy, tylko Oscary. Bo o takim poziomie aktorstwa mówimy.
W sierpniu wyemitowano drugą połowę miniserii i zarazem jej najlepsze odcinki — poczynając od "Closer" z koszmarnym Dniem Calhouna, poprzez "Cherry" z Camille i Ammą na imprezie oraz "Falling" z Adorą podtruwającą już nie jedną, a obie swoje córki, aż po finałowe "Milk", które na wszelkie nagrody zasługuje już za to, jak sprzedano finałowy twist i w jaki sposób Eliza Scanlen wypowiedziała tę jedną, najważniejszą kwestię: "Nie mów mamie". Co tydzień pytaliśmy, czy ten serial może być jeszcze lepszy, i odpowiedź zawsze brzmiała: tak, potrafi!
"Ostre przedmioty" udowodniły, że da się zrobić coś świeżego nawet w czasach, kiedy wszystko już było, na dodatek na podstawie książki sprzed kilkunastu lat. Sposób, w jaki połączono standardowy, zdawałoby się, kryminał z niepokojącym dramatem obyczajowym i mrocznym thrillerem psychologicznym, był niespodzianką nawet dla tych, którzy widzieli setki podobnych historii. A aktorstwo, klimat, scenografia, oprawa muzyczna i dbałość o wszelkie możliwe szczegóły — jak koszmarny domek dla lalek — robiły wrażenie nawet w czasach serialowego dobrobytu. [Marta Wawrzyn]