Wyboista droga ku szczęściu. "BoJack Horseman" — recenzja 5. sezonu
Nikodem Pankowiak
13 września 2018, 22:28
Najsłynniejszy telewizyjny koń ma krótką wiadomość dla fanów: lata mijają, robię się coraz starszy, ale wciąż jestem w formie, której mógłby pozazdrościć mi niejeden serialowy młodzieniaszek.
Najsłynniejszy telewizyjny koń ma krótką wiadomość dla fanów: lata mijają, robię się coraz starszy, ale wciąż jestem w formie, której mógłby pozazdrościć mi niejeden serialowy młodzieniaszek.
Niestety, tym razem Netflix nie był zbyt hojny i udostępnił nam jedynie 4 odcinki najnowszego sezonu "BoJacka Horsemana", no ale w końcu darowanemu koniowi w zęby zaglądać się nie powinno. Spoilerowa recenzja wszystkich 13 odcinków jeszcze się na Serialowej na pewno pojawi, ale po tym, co dane było mi zobaczyć, mogę już teraz powiedzieć, że to wciąż stary dobry BoJack – facet w średnim wieku, mający na karku więcej problemów niż lat i wciąż tak samo dający się pokochać.
Nowy sezon to świeży początek dla większości postaci. Diane wraca z dalekiej podróży tylko po to, aby po powrocie spotkała ją seria rozczarowań, a Princess Caroline usilnie próbuje adoptować dziecko, choć wygląda to niczym droga przez mękę. Todd próbuje ułożyć sobie życie ze swoją aseksualną dziewczyną, co wcale nie będzie takie łatwe – w końcu tak, jak parę powinno łączyć coś więcej niż tylko udany seks, tak samo powinno ich łączyć więcej niż udany brak seksu, a z tym już wyraźnie są kłopoty.
Co może być dziwne, to że życie BoJacka wydaje się w tym momencie najbardziej uporządkowane. Choć wciąż musi on zmagać się ze swoimi wewnętrznymi demonami, widać wyraźnie, że jest już zupełnie innym człowiekiem koniem niż w pierwszych sezonach. Co prawda wciąż potrafi upić się do nieprzytomności, wciąż doskwiera mu samotność, ale krok po kroku stara się być lepszą wersję samego siebie. Przecież jeszcze niedawno byłoby nie do pomyślenia, aby powiedział drugiej osobie – nawet jeśli przychodzi mu to z trudem – że za nią tęskni lub tak po prostu starał się być miły i pomocny.
Żeby jednak nie było zbyt cukierkowo – BoJack wciąż jest ogromnym egoistą, dla którego świat najlepszy jest wtedy, gdy kręci się wokół jego potrzeb. Wciąż siedzą w nim złe rzeczy, które zrobił w przeszłości i wygląda na to, że w tym sezonie mogą mu one wystrzelić prosto w twarz, a przynajmniej próba uporania się z nimi będzie jednym z głównych wątków kolejnych odcinków. W tym roku także możemy oglądać BoJacka w pracy, co – poza krótkim epizodem w roli Seabiscuita – jest widokiem raczej niecodziennym.
Nasz bohater dostał główną rolę w telewizyjnym proceduralu, ale wnioskując po tym, co było nam dane już zobaczyć, raczej nie będzie to odrodzenie wielkiej kariery, a jej ostateczne pogrzebanie. Twórcy świetnie wyśmiewają wszelkie klisze z seriali, które próbują być bardziej ambitne, niż są w rzeczywistości, a przy okazji dostaje się także wielkim "artystom" stojącym za nimi.
Każdy odcinek to nieco inna stylistyka, choć oczywiście wszystko to w ramach tego samego, pokręconego świata, jaki obserwujemy od początku serialu. I tak oto dostajemy na przykład odcinek poświęcony Diane, obecnie chyba najbardziej nieszczęśliwej postaci w tym serialu, która próbuje odnaleźć spokój i samą siebie. Gdyby nie był to serial animowany, wcielająca się w nią Alison Brie mogłaby liczyć na kolejną nominację do Emmy. Serio, to wręcz niesamowite, że tak złożoną postać potrafią zaprezentować nam scenarzyści serialu, który kilka lat temu startował z pozycji kolejnej animacji. Dziś "BoJack Horseman" jest lepszy niż większość dramatów i ta bohaterka jest tego dowodem.
Jak w poprzednich sezonach, również i w tym twórcy wręcz lubują się w wyśmiewaniu Hollywood. Tym razem dostaje się aktorom wikłającym się w wielkie skandale obyczajowe, którym z jakiegoś powodu zwykle bardzo szybko się wybacza. Czyżby miała to być przestroga dla ruchu Me Too, aby tym razem nie popełnić takiego błędu? Serialowe Hollywoo(d) to miejsce, gdzie hipokryzja wręcz wylewa się wszystkim z uszu, gdzie wszyscy chcą mówić, ale nikt nie chce słuchać i gdzie ludzie działają niemoralnie lub wysoce niemoralnie, a ci nieliczni idealiści, którzy chcieliby coś zmienić, są spychani na margines.
Żałuję, że dane było mi zobaczyć tylko 4 odcinki tego sezonu, bo moim zdaniem "BoJack Horseman" jest serialem, który należałoby jednak oceniać przez pryzmat całości. Choć forma w tym roku jest wciąż bardzo wysoka, to pewne wątki dopiero się zarysowują i zapewne wybrzmią mocno w drugiej części sezonu. Nawet jeśli znalazłbym kilka rzeczy, do których mógłbym się przyczepić, jak np. bardzo słaby wątek z wizytą Todda u teściów, to na podstawie tego, co zobaczyłem, mogę Wam najnowszy sezon z czystym sumieniem polecić. Nie jest to już może serial, który robił takie wrażenie w 2. lub 3. sezonie, ale to wciąż jedna z najlepszych rzeczy, jakie możecie zobaczyć.
5. sezon serialu "BoJack Horseman" zadebiutuje 14 września na Netfliksie.