Wilk w owczej skórze. "Tom Clancy's Jack Ryan" – recenzja 1. sezonu serialu Amazona
Mateusz Piesowicz
3 września 2018, 22:02
"Jack Ryan" (Fot. Amazon)
Jeśli spodziewaliście się czegoś zaskakującego, to muszę Was rozczarować – amazonowy "Jack Ryan" jest pod wieloma względami wtórny. O dziwo jednak nie ma w tym nic złego. Drobne spoilery.
Jeśli spodziewaliście się czegoś zaskakującego, to muszę Was rozczarować – amazonowy "Jack Ryan" jest pod wieloma względami wtórny. O dziwo jednak nie ma w tym nic złego. Drobne spoilery.
W gruncie rzeczy trudno było oczekiwać po serialowym "Jacku Ryanie" czegoś odkrywczego. Bo co niby można było zrobić z ikoniczną postacią, jaką bez wątpienia jest wymyślony przez Toma Clancy'ego agent oficer CIA? Odciąć się w stu procentach od pierwowzoru i zbudować bohatera od zera? Nie po to sięgnął Amazon po tak uznaną markę (pierwszą i nie ostatnią, "Władca Pierścieni" już w drodze), by ryzykować, że ktoś postawi ją na głowie. Twórcy serialu – Carlton Cuse i Graham Roland – stanęli więc przed jasno zdefiniowanymi zadaniami: odświeżyć, uwspółcześnić i za bardzo przy tym nie namieszać.
Ze wszystkich wywiązali się całkiem nieźle, dając nam ekranizację, która powinna zadowolić zarówno tych obeznanych z tytułowym bohaterem, jak i kompletnie niewtajemniczonych. Pierwsi dostali bowiem historię zachowującą wszystkie najważniejsze cechy oryginału, a drudzy możliwość zapoznania Jacka Ryana (tutaj granego przez Johna Krasinskiego) bez poczucia, że coś ich omija. Wszyscy natomiast otrzymali bardzo solidny serial zgrabnie łączący widoczne gołym okiem, ale nie przesadne ambicje z czystą akcją. Niby banalna rzecz, ale wystarczy rzucić okiem na próby stworzenia czegoś w tym stylu, jakie podejmowały różne telewizje w ostatnich latach, by zobaczyć, że łatwiej powiedzieć, niż zrobić.
Pytanie tylko, ile w tym zasługi twórców, a ile samego Toma Clancy'ego, którego bohater na przestrzeni ponad trzydziestu lat dorobił się prawdziwie gwiazdorskiego statusu. Takiego, który pozwolił, by w filmach grali go Alec Baldwin, Harrison Ford (dwukrotnie), Ben Affleck i Chris Pine. Różnorodność wykonawców i łatwość, z jaką wchodzili w jego skórę, świadczy z jednej strony o popularności Ryana jako postaci, ale z drugiej o towarzyszącej mu swego rodzaju małej wyrazistości. I nie jest to bynajmniej żaden zarzut w stronę jego twórcy. Wręcz przeciwnie – chcąc nazwać rzecz ładniej, napisałbym o uniwersalnym charakterze bohatera, dzięki któremu sprawdza się on świetnie bez względu na czas i okoliczności.
Amazonowa ekranizacja jest tego kolejnym potwierdzeniem, bo to serial, który wprawdzie przyciąga uwagę nazwiskiem głównego bohatera, ale jego samego już niekoniecznie czyni najciekawszym elementem historii. Nie musi – on miał posłużyć za wabik na widza, co zrobił tym skuteczniej, że twórcom się poszczęściło i w czasie, gdy kręcili serial, status rozpoznawalności Johna Krasinskiego poszybował w górę dzięki sukcesowi "Cichego miejsca". Pozostało dobrze wykonać swoją robotę i niczego po drodze nie zepsuć. Po obejrzeniu całego sezonu mogę szczerze powiedzieć, że im się udało, bo "Jack Ryan" trafił dokładnie tam, gdzie celował, czyli na półkę z niezłej klasy rozrywką.
Mamy tu prostą opowieść, w której śledzimy losy byłego żołnierza, a teraz analityka CIA, podążającego tropem podejrzanych transakcji na Bliskim Wschodzie. Mamy szybko rozwijającą się fabułę, która błyskawicznie przenosi go zza biurka w teren, gdzie ściga tajemniczego Suleimana (Ali Suliman) – terrorystę o motywacjach nieco bardziej skomplikowanych niż "śmierć Zachodowi". Mamy akcję, która potrafi skutecznie podnieść ciśnienie przynajmniej raz w ciągu odcinka i rozmach pozwalający bohaterom rozbijać się po całym świecie. Wszystko to zostało na tyle dobrze skondensowane, że w całym sezonie nie ma ani momentów przedłużającej się nudy, ani poczucia przesytu formy nad treścią. Krótko mówiąc, "Jack Ryan" jest pod każdym względem w sam raz.
Tyczy się to również tytułowego bohatera, wobec którego twórcy jasno określili swoje zamiary, obsadzając w tej roli właśnie Krasinskiego. Trudno wszak o lepszy przykład kompletnie niepozornego faceta, który okazuje się twardzielem jakich mało. Czy też wilkiem w owczej skórze, jak się go tutaj określa. Krasinski zdecydowanie nie jest pierwszym aktorem, jaki przychodzi do głowy na myśl o bohaterze kina akcji, ale w roli, która niemal na każdym kroku podkreśla jego zwyczajność, sprawdza się naprawdę dobrze. Nawet wtedy, gdy wpisana w charakter Ryana prostolinijność zaczyna być nieco irytująca, a nazywanie go "harcerzykiem" staje się w pełni uzasadnione.
Cóż, taka już rola prawdziwego amerykańskiego bohatera, jakim ten zawsze był, i z czym twórcy nie zamierzali w żaden sposób dyskutować. Ci z Was, którzy liczyli, że serial odejdzie w tej kwestii od schematu, mogą się zatem poczuć rozczarowani. Nie ma tu wprawdzie aż tak nachalnego podejścia jak, nie przymierzając, u Michaela Baya (który, żeby było zabawniej, jest jednym z producentów), bo zdarza się nawet, że Amerykanie chcą zrzucić ratowanie świata na barki innych. Ostatecznie jednak i tak wiadomo, jak się to skończy. Inna sprawa, że oczekiwanie od takiego serialu czegokolwiek innego, byłoby naiwnością godną Jacka Ryana.
Znacznie lepszym rozwiązaniem jest więc rozsiąść się wygodnie i pozwolić się prowadzić twórcom za rękę, patrząc na to, jak pomiędzy kolejnymi emocjonującymi sekwencjami próbowali przemycić coś głębszego. Niekiedy są to próby ewidentnie przestrzelone, jak bardzo wymuszony romans Jacka z Cathy Mueller (Abbie Cornish) czy przedziwny, niemal całkowicie oderwany od reszty wątek niejakiego Victora (John Magaro). Ten ostatni miał być, zdaje się, głosem w sprawie współczesnej wojskowości, ale wyszło to dość pokracznie. W przeciwieństwie do relacji głównego bohatera z Jamesem Greerem (Wendell Pierce), w której twórcy trafili w dziesiątkę.
Przełożony Jacka uległ bodajże największej ewolucji względem oryginału, bo ze zwykłego zwierzchnika stał się działającym z nim ramię w ramię mentorem. Zgorzkniałym, z przeszłością, z trudem budującym zaufanie wobec młodego podopiecznego – ot, stworzonym po to, by mógł go zagrać Wendell Pierce. Dodając jeszcze do tego istotną kwestię jego wyznania, Greer bez większego trudu staje się najciekawszym bohaterem serialu. Nie jakimś szczególnie wyrafinowanym, ale stanowiącym dobrą przeciwwagę dla idealistycznego podejścia Ryana, co bardzo ładnie wybrzmiało szczególnie w jednym z ostatnich odcinków.
Takich pozytywnie wyróżniających się momentów jest w całym sezonie więcej, co cieszy zwłaszcza w kontekście umieszczenia fabuły w konkretnych realiach geopolitycznych. Twórcy nie ograniczają się do nadania historii współczesnego rysu, ale rzeczywiście starają się, by sprawiała ona wrażenie czegoś więcej, niż tylko eskapistycznej rozrywki. I zazwyczaj wychodzi im to nieźle, choćby w kwestii wątku syryjskiej rodziny, przez pryzmat której zostaje pokazane uchodźcze piekło. Błędem byłoby jednak uznawanie "Jacka Ryana" za istotny głos w kulturowo-politycznej debacie, bo ten koniec końców przypomina, że jest tylko serialowym blockbusterem o nieskazitelnym amerykańskim bohaterze.
Dodajmy jednak, że blockbuster to naprawdę wysokiej klasy. Potrafiący zaangażować, podnieść napięcie i utrzymać je na wysokim poziomie, a kiedy trzeba również zaskoczyć. Jasne, bywa przy tym zwyczajnie głupi, ale też nigdy nie przekracza granicy, za którą stałby się niedorzeczny. Sięga po klisze, próbując nadać swojemu bohaterowi psychologiczną głębię, lecz zwykle wie, kiedy należy się zatrzymać, by nie popaść w śmieszność. Do tego umiejętnie gospodaruje środkami, choć widać, że nie brakuje mu ich na stworzenie zapierającego dech w piersiach widowiska od początku do końca.
Ten właśnie umiar jest chyba największą zaletą serialowego "Jacka Ryana", jaką dostrzegam po 1. sezonie. Produkcja Amazona nie próbuje na siłę udowadniać swojej wielkości, nie zachłystuje się własnym rozmachem i nie udaje czegoś, czym nie jest. Do tego z powodzeniem odwraca naszą uwagę od swoich wad, na czele z faktem, że to wszystko już w jakiejś formie było. Stąd też pytanie, czy gdyby nie bazowała na popularnej marce, byłaby w stanie wybić się ponad przeciętność, pozostaje nierozstrzygnięte. W tym przypadku puszczenie go mimo uszu przyszło mi jednak wyjątkowo łatwo – bo po co się przejmować takimi szczegółami, skoro John Krasinski tak ładnie ratuje świat?
1. sezon serialu "Tom Clancy's Jack Ryan" można oglądać w serwisie Amazon Prime Video.