Chcesz mieć Norwegię, idź do Netfliksa. Rozmawiamy z ekipą "The Innocents", nowego serialu młodzieżowego
Marta Wawrzyn
31 sierpnia 2018, 22:01
"The Innocents" (Fot. Netflix)
Młodzieżowy romans, Norwegia z lotu ptaka i Guy Pearce w obsadzie. "The Innocents" to serial-niespodzianka, a zawdzięczamy go dwójce brytyjskich scenarzystów, dla których to przygoda życia.
Młodzieżowy romans, Norwegia z lotu ptaka i Guy Pearce w obsadzie. "The Innocents" to serial-niespodzianka, a zawdzięczamy go dwójce brytyjskich scenarzystów, dla których to przygoda życia.
W zeszłym tygodniu w serwisie Netflix pojawił się 1. sezon "The Innocents", z którego obsadą i twórcami miałam okazję porozmawiać w Londynie. Serial jest połączeniem nastoletniego romansu z wątkami nadprzyrodzonymi. Główni bohaterowie, June (Sorcha Groundsell) i Harry (Percelle Ascott), to para brytyjskich dzieciaków, którzy postanawiają wspólnie uciec z domu. Wkrótce po ucieczce na jaw zaczynają wychodzić niezwykłe moce dziewczyny, które stawiają ich przyszłość pod znakiem zapytania. June jest zmiennokształtna – potrafi przemieniać się w innych ludzi i kompletnie tego nie kontroluje.
Akcja serialu częściowo dzieje się w Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkają nastolatkowie, a częściowo w Norwegii, gdzie znajduje się specyficzny ośrodek terapeutyczny dla zmiennokształtnych kobiet, prowadzony przez enigmatycznego doktora Bena Halvorsona. Jego postać jest jednym z magnesów przyciągających do serialu, także dlatego, że gra go Guy Pearce, znany m.in. z głównej roli w "Memento" (naszą rozmowę z nim przeczytacie tutaj).
"The Innocents" to produkcja o tyle niekonwencjonalna, że mocno stawia na klimat i próbuje wyjść poza schematy znane z amerykańskich seriali młodzieżowych z elementami nadprzyrodzonymi, czarując nas jednocześnie przepięknymi widokami (o czym więcej piszę w mojej recenzji).
Dla jego twórców, brytyjskich scenarzystów Hani Elkington i Simona Durica, to pierwszy w stu procentach własny projekt. Elkington wcześniej pracowała jako agentka literacka i próbowała swoich sił w konkursach na scenariusze oraz opowiadania młodzieżowe. Duric zdobywał doświadczenie jako storyboardzista, m.in. w "The Crown" i "McMafii". Po raz pierwszy wpadli na pomysł, żeby napisać "The Innocents" trzy lata temu, kiedy – jak opowiada Elkington – ktoś późnym wieczorem rzucił hasło "zmiennokształtni" w londyńskim ogródku. I przez te trzy lata ich życie doznało sporego przyspieszenia.
– Ciągle robisz coś innego: albo siedzisz i piszesz, albo planujesz resztę serialu, albo nadzorujesz casting, zajmujesz się muzyką czy czymś jeszcze innym – mówi Elkington o pracy nad serialem.
Ponieważ "The Innocents" to prawdziwy miszmasz gatunków, poprosiliśmy twórców o krótkie streszczenie. Co mamy napisać o ich serialu, jeśli chcemy opisać go w telegraficznym skrócie? Duric od razu rzuca mnóstwo haseł naraz: jest tu historia miłosna, film drogi, dorastanie i odkrywanie samego siebie, opowieść o rodzinie, samoakceptacji, a także akceptowaniu innych ludzi i empatii (bo kiedy June się przemienia, jest w stanie czuć to, co czuje inna osoba). Wszystko opiera się na elementach fantastycznych, ale nie są one najważniejsze, bo nie są celem samym w sobie, służą do wzmocnienia przekazu.
– Gdybym miała streścić szybko, o czym jest nasz serial, powiedziałabym, że jest to historia miłosna z młodymi bohaterami; opowieść o dziewczynie, uciekającej przed różnymi siłami, które próbują ją kontrolować; o odkrywaniu, kim ona jest, i o chłopaku, którego ona kocha i który ją wspiera. Czy oni będą w stanie pokonać przeszkody i czy ich miłość przetrwa? O tym jest nasz serial – precyzuje Elkington.
Zmiennokształtność to pomysł Simona Durica, tyle że zgodnie z pierwszym planem ludzie mieli przemieniać się w zwierzęta. Hanię interesowało napisanie historii miłosnej, z wyrazistą, skomplikowaną młodą bohaterką. Hybryda gatunków, która powstała, jest efektem różnych gustów i zainteresowań dwójki showrunnerów – ona woli historie obyczajowe, rodzinne, on jest fanem akcji i opowieści z elementem nadprzyrodzonym.
Jak mówią, zmiennokształtność daje im duże pole do popisu jako scenarzystom, bo w praktyce to metafora okresu w życiu, kiedy się zmieniasz.
– Bardzo szybko pojawił się pomysł, żeby Harry i June byli nastolatkami. Ponieważ twoje ciało i cały ty zmieniasz się w tym wieku tak bardzo pod każdym względem – emocjonalnym, fizycznym, psychologicznym – wydawało nam się to idealne. Do tego oczywiście doszły nasze osobiste doświadczenia: rodziny, to, skąd jesteśmy, jak dorastaliśmy, jak zmieniliśmy się na przestrzeni czasu. Zmiennokształtność to świetny pretekst, żeby to wszystko odkrywać – mówi Simon.
A jego serialowa partnerka dodaje, że zaakceptowanie tych zmian – w sobie i w kimś, kogo kochasz – to prawdziwy akt odwagi.
– Dla nas ten serial jest tak naprawdę o tym, jak to jest czuć się dobrze we własnej skórze. Czasem trzeba dużo odwagi, żeby dowiedzieć, kim naprawdę jesteśmy, a następnie być tą osobą. Choć zmiennokształtność sama w sobie jest dla nas cudownym, dramatycznym materiałem, koniec końców to historia o tym, jak mieć odwagę być sobą – w swojej rodzinie, w swoich związkach. W walce June często chodzi o nią samą i o poznawanie samej siebie, z kolei Harry walczy sam ze sobą, by pozwolić na te zmiany. Bo bezwarunkowa miłość polega na tym, że akceptujemy zmiany zachodzące w drugiej osobie. Chcieliśmy odnieść się do tych uniwersalnych spraw, bo ludzie zmagają się w tym wieku z wieloma różnymi rzeczami – opowiada showrunnerka.
Ale "The Innocents" to nie tylko młodzieżowy romans i przemienianie się w innych ludzi w najgorszych możliwych okolicznościach. To także absolutnie cudowne widoki, o które pytam twórców. "To wszystko CGI!" – żartuje Simon Duric, po czym zaczyna wymieniać, co widzimy na ekranie: jest oczywiście Londyn, jest Yorkshire – "nie pochodzę dokładnie stamtąd, ale z tamtych okolic" – i fiordy u zachodniego wybrzeża Norwegii.
"Kiedy oglądacie brytyjskie seriale, bardzo często dzieją się one w Londynie. A w tym kraju jest nie tylko Londyn" – mówi Duric, dodając, że bardzo szybko pojawił się pomysł, żeby jechać do Yorkshire, bo tamtejsze krajobrazy ich zdaniem dobrze współgrają z norweską częścią serialu. A co z samą Norwegią? "Norwegia wzięła się ze zmiennokształtności. To właśnie stamtąd pochodzi mitologia, z której korzystaliśmy" – wyjaśnia showrunner "The Innocents".
Bo takie właśnie rzeczy możliwe są na Netfliksie: chcesz mieć skandynawską mitologię na ekranie, nie musisz kombinować, jak to pokazać, żeby wyglądało jak prawdziwe. Możesz po prostu jechać do Norwegii. "To był absolutny koszmar!" – rzuca znów żartem Duric, pytany przez mojego norweskiego kolegę o to, jak im się pracowało w tym kraju. Po czym zaczyna opowiadać, jak bardzo wszyscy byli zachwyceni norweskimi krajobrazami i że kiedy tylko tam dotarli, stwierdzili, że muszą pokazać na ekranie tyle tych spektakularnych widoków, ile tylko się da. Bo niby za pomocą CGI da się stworzyć wszystko, ale nie coś takiego.
Ich zachwyt dotyczył także grupki skandynawskich aktorów, którzy świetnie wpasowali się w fabułę i wyglądali bardzo autentycznie w tych niezwykłych okolicznościach przyrody, bo "jest w nich coś pierwotnego".
– Pamiętam taśmę z przesłuchaniem, którą przysłał Jóhannes [Haukur Jóhannesson – red.] Zagrał scenę, w której miał być June. To było rewelacyjne, bo mówimy o 40-letnim facecie, który ma ponad 1,8 metra wzrostu, wielką brodę i wygląda dość groźnie. A przysięgam na Boga, widać było tę 16-letnią dziewczynę, która wydostała się na wolność. To było fenomenalne! I to samo mogę powiedzieć o Lise [Risom Olsen], Laurze [Birn] i Ingunn [Beate Øyen]. Zwłaszcza Ingunn! – zachwyca się Duric.
Pytam o Guya Pearce'a – co trzeba zrobić, żeby namówić aktora tego kalibru do występu w młodzieżowym serialu?
– Zapłaciliśmy mu. Mnóstwo kasy! A serio, to była jedna z tych sytuacji, kiedy ktoś mówi: "A może by tak Guy Pearce?", a ja, że nie, przecież nie ma szans. "Tajemnice Los Angeles", "Memento" – no nie ma na niego żadnych szans. A jednak – opowiada Duric.
Hania Elkington wyjaśnia, że to kwestia szczęścia. Czasem po prostu udaje się dostać właściwą osobę we właściwym czasie do właściwego projektu. Guy Pearce przeczytał 1. odcinek i od razu powiedział, że w to wchodzi, bo podoba mu się postać tajemniczego doktorka i to, że to nie on jest tutaj główną gwiazdą. Z miejsca zainteresował się Benem Halvorsonem, zaczął rozgryzać jego historię i wniósł do tej roli rzeczy, o których twórcy nawet nie pomyśleli.
Od razu oznajmił też, że chętnie powie parę słów po norwesku, żeby wyglądało to bardziej autentycznie – jak gdyby Ben był jedną nogą w tym drugim świecie. W ekipie serialu nie było nauczyciela norweskiego, Guy uczył się od norweskich aktorów i "Bóg mu za to zapłać, bo norweski to naprawdę nie jest łatwy język" (to oczywiście wypowiedź Simona Durica).
– On jest Brytyjczykiem, ale ma norweskie dziedzictwo. Mamy nadzieję, że jest jednym z tych bohaterów, na których widzowie patrzą i myślą: "Nie jestem w stanie cię przyporządkować". Są tam naleciałości różnych akcentów, więc kiedy on mówi o tych kobietach, że to jego rodzina, myślisz sobie: "No ale przecież nie jesteś Norwegiem". Kiedy mówi, że wraca do Londynu, znów myślisz: "Nie wyglądasz, jakbyś był z Londynu". Jest coś takiego w nim, co sprawia, że ciężko go przyporządkować w sensie zarówno moralnym, jak i geograficznym. Wydaje się być swego rodzaju niegodną siłą – dorzuca Elkington.
Norwegię filmowano także przy użyciu dronów, ponieważ ekipa "The Innocents" zakochała się w tym kraju i chciała nam pokazać jego piękno w całej okazałości.
– Drony są niesamowicie szybkie i łatwe w użyciu. Nie trzeba już wynajmować helikopterów. Helikoptery są drogie i tak, mogą zrobić rzeczy, których drony nie potrafią, ale drony też mogą robić rzeczy, których helikoptery nie potrafią. Kiedy jesteś w Yorkshire czy Norwegii i patrzysz na te wszystkie wspaniałe krajobrazy, chcesz to pokazać. Bylibyśmy głupi, gdybyśmy z tego nie skorzystali – mówi Duric.
Oboje showrunnerzy chętnie zagłębili się także w inne aspekty techniczne, choć przyznali, że nie są w stanie wszystkiego nam dokładnie objaśnić, bo mieli od tego cały zespół magików. Pokazywanie przemian w serialu oznaczało stosowanie sztuczek technicznych, obchodzenie ograniczeń i tworzenie złudzeń na ekranie, a także odgrywanie identycznych scen przez różnych aktorów. Co było o tyle trudne, że przemiany to najczęściej bardzo emocjonalne sceny, w których Harry'ego oglądamy na przemian z June i osobami, w które ta się przemienia, jak ogromny Norweg czy pielęgniarka ze szpitala.
To że efekt jest taki a nie inny, jest zdaniem Hani i Simona zasługą reżysera Farrena Blackburna, który prowadził aktorów. Głównym zadaniem odtwórców ról postaci, w które przemieniała się June, było nie tyle udawanie June, ile pokazywanie emocji, przez które ona przechodzi, i jej wrażliwości.
– Aktorzy oglądali Sorchę na ekranie, po to by lepiej naśladować jej język ciała. Poza tym mieliśmy też trenerkę ruchu, która bardzo pomogła obsadzie. Pracowała z nimi, kiedy mieli odgrywać przemiany, ale też wtedy kiedy starali się sportretować inne postacie – objaśnia Elkington.
W postprodukcji użyto m.in. techniki morfingu, polegającej na przekształcaniu obrazu przy pomocy płynnej zmiany jednego obrazu w drugi. Było to o tyle trudne, że zwykle przemiany to emocjonalne momenty i nie ma opcji, aby publiczność była rozproszona np. przez złej jakości efekty specjalne. A już na pewno twórcy nie chcieli, żeby ktoś pomyślał, że kojarzy mu się to z jakimś starym teledyskiem, w którym też zastosowano morfing. Dlatego sceny przemian oparte są przede wszystkim na tym co namacalne, czyli emocjach granych przez aktorów, a nie na CGI. Konieczne jednak było kombinowanie, jak pokazać te sceny, bo "nasi aktorzy mogą zrobić wiele, ale nie potrafią zamienić się w inną osobę" (to znów Simon Duric).
Wyrazista i zróżnicowana muzyka to też nie przypadek. Kompozytorką oryginalnego soundtracku jest Carly Paradis. Wokół niego zbudowano cały świat serialu – według twórców tak samo intensywny i emocjonalny, jak serialowa muzyka.
Po przerobieniu tematów techniczno-muzycznych pytamy jeszcze naszych rozmówców o inspiracje pisarskie. Simon wskazuje Hanię: "Ona jest moją inspiracją!". A następnie dorzuca jeszcze Jeffa Nicholsa, scenarzystę filmów "Mud", "Midnight Special", "Loving", oraz Jonathana Glazera ("Pod skórą"), z którym miał okazję współpracować. Hania z kolei zdradza, że uwielbia Alexandra Payne'a ("Bezdroża", "Spadkobiercy"), Davida Lyncha i wszelkie rodzinne historie, oparte na rozwoju postaci, ale najlepiej z twistem.
Nie dowiedzieliśmy się, czy będzie 2. sezon "The Innocents", bo w tym momencie jeszcze sami twórcy tego nie wiedzą. Wszystko będzie zależeć od tego, jak serial poradzi sobie na Netfliksie, gdzie konkurencja jest coraz większa. Oboje showrunnerzy zapewniają jednak, że bardzo by tego chcieli jeszcze współpracować ze streamingowym gigatem, także dlatego, że dostali dużo wolności twórczej.
"Mam nadzieję, że to początek długiej i pięknej przyjaźni" – mówi Hania, cytując "Casablancę"i wzbudzając salwy śmiechu. I tak kończy się kolejna rozmowa z europejskimi twórcami, którzy już wiedzą, jak to jest mieć własny serial na Netfliksie. Następny przystanek: Polska!
"The Innocents" jest dostępne w serwisie Netflix.