"Insatiable" udowadnia, że głupota nie zna granic – recenzja nowego serialu Netfliksa
Mateusz Piesowicz
12 sierpnia 2018, 20:00
"Insatiable" (Fot. Netflix)
Z "Insatiable" problem był już przed premierą, ale nie dajcie się zwieść pozorom. Wyśmiewanie otyłości to zaledwie początek wszystkiego, co jest z nim nie tak. Drobne spoilery.
Z "Insatiable" problem był już przed premierą, ale nie dajcie się zwieść pozorom. Wyśmiewanie otyłości to zaledwie początek wszystkiego, co jest z nim nie tak. Drobne spoilery.
Poznajcie Patty Bladell (Debby Ryan), nastolatkę mającą problemy z otyłością. Przypatrzcie się jej uważnie za pierwszym razem, bo z wizerunkiem, któremu zawdzięcza pseudonim Tłusta Patty, zrywa niemal błyskawicznie, gdy już na samym początku serialu znacznie traci na wadze (z powodów, które najlepiej będzie przemilczeć). Tu zaczyna się właściwa akcja "Insatiable", w której istotną rolę odgrywają konkursy piękności i zemsta, jaką Patty chce zaserwować wszystkim dookoła za lata upokorzeń. Pomijając tematykę, petycję o skasowanie serialu można by spokojnie podpisać tylko po zobaczeniu zarysu fabuły.
Ale w porządku, nie dajmy się zwariować. Efektem tego wszystkiego miała wszak być czarna komedia bezlitośnie wyśmiewająca schematy młodzieżowych produkcji i w ogóle wszystko, co tylko się da. Założenie wprawdzie już dość wtórne, ale przy dobrej realizacji coś mogło się z tego urodzić. Starałem się więc zagłuszyć własne przeczucia i, jak prosiła twórczyni serialu, Lauren Gussis, wstrzymałem się z osądami przed obejrzeniem. Słusznie, bo bez tego nie miałbym nawet w połowie tak złego zdania o "Insatiable", na jakie ten badziew zasługuje.
Fatalne podejście do problemu otyłości wśród nastolatków okazało się bowiem zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. Co więcej, można powiedzieć, że skupiający się na nim zwiastun – ten, który wywołał tyle kontrowersji przed premierą – jest w gruncie rzeczy przekłamaniem rzeczywistości. Jak wspominałem, Tłustą Patty pożegnaliśmy niemal od razu (dokładnie po 6 minutach, jeśli kogoś to ciekawi, a nie ma najmniejszej ochoty sprawdzać samemu), potem zaś serial wracał do tematu sporadycznie, wtrącając go do historii mimochodem i bez większego fabularnego znaczenia. Zastanawiające podejście dla produkcji, która uczyniła otyłość swoim punktem wyjścia, czyż nie?
Powiecie, że to dobrze, bo w takim razie argumenty tracą przeciwnicy "Insatiable", a fat shaming rzeczywiście nie jest tu najważniejszy. No cóż, nie bardzo. Właściwie to jest jeszcze gorzej, bo problem zostaje kompletnie zignorowany. Gruba – trzy miesiące później – chuda! 30 kilogramów z głowy, można się bez przeszkód zająć ciekawszymi sprawami. Gdy to oglądałem, odniosłem wrażenie, że ktoś tu czegoś nie przemyślał. Dopiero potem uświadomiłem sobie, że przesadziłem. Myślenie to czynność, która przy powstawaniu "Insatiable" prawdopodobnie w ogóle nie wystąpiła.
Wróćmy jednak do historii, która nabrała tempa po diecie-cud, zamieniając niepewną siebie dziewczynę w żądną zemsty, gorącą laskę. Widzieliśmy to już, ale w porządku, takiej postaci kibicuje się wszak w naturalny sposób. A raczej kibicowałoby się, gdybyśmy wiedzieli o niej cokolwiek poza faktem, że po utracie na wadze nabrała okropnego charakteru. Choć w sumie nie mam pewności, możliwe że była taka od początku. Trudno stwierdzić, skoro oglądałem ją wcześniej przez ledwie kilka minut i wyniosłem z tego tyle, że jest gruba i to niedobrze. Jeszcze gorsze jest to, że na lepsze poznanie nowej wersji Patty mieliśmy cały sezon, a i tak trudno powiedzieć o niej cokolwiek innego, niż że dziewczyna ma problemy i wpada ze skrajności w skrajność. Polubić ją w takich okolicznościach to karkołomne wyzwanie.
Zostaliśmy zatem przez 12 odcinków z bohaterką, z którą trudno w jakikolwiek sposób sympatyzować, w świecie, w którym otaczają ją (z jednym drobnym wyjątkiem) ludzie jeszcze gorsi od niej. Sama radość. Ale moment, przecież to miała być bezlitosna satyra – takie warunki brzmią więc dla niej idealnie. Niestety, jedyne co "Insatiable" skutecznie parodiuje, to towarzyszące sobie teoretyczne założenia.
Nie mówiąc nam absolutnie niczego na temat Patty, serial w przewrotny sposób podpiera wizerunek świata, który miał zostać skrytykowany. Rzeczywistości, w której wszystkich ocenia się w powierzchowny sposób, skupiając się na wyglądzie i wadze. Przez to z kolei w cień zostają odsunięte znacznie bardziej słuszne przesłania na temat uprzedmiotowienia kobiet, znęcania się nad słabszymi, samoakceptacji, itd. Tak, to wszystko się tu przewija w bardzo różnych formach, ale co z tego, skoro podstawowa kwestia brzmi: schudłam, więc mogę wszystko, a starych, "grubych" czasów lepiej nie wspominać?
Twórcy nie robią praktycznie nic, żeby temu zapobiec, co jednak przestało mnie dziwić, gdy zabrnąłem w serial nieco głębiej, czyli tak do połowy premierowego odcinka. Potem dostawałem już tylko niezliczone dowody potwierdzające początkową tezę: "Insatiable" nie jest produkcją, która miała swoje ambicje i kompletnie spudłowała. To po prostu niesamowicie prymitywna komedia, próbująca nieporadnie udawać coś bardziej wartościowego, ale ostatecznie lądująca gdzieś obok najbardziej prostackich hollywoodzkich parodii.
Weźmy wiodący wątek konkursów piękności, po których przewodnikiem Patty jest dostrzegający jej potencjał Bob Armstrong (Dallas Roberts), na co dzień prawnik, a z zamiłowania trener przyszłych lokalnych miss. Nie trzeba szukać daleko, bo od razu dostajemy informację, że kariera Boba legła w gruzach, gdy został bezpodstawnie oskarżony o molestowanie swojej podopiecznej. Trudno powiedzieć, czy większą niespodzianką jest to, że ktoś uznał to za fajny dowcip, czy może jednak fakt, że ciągnie się on jeszcze długo później. Patrzcie na poczciwego Boba, jak ciągle wychodzi na zwyrodnialca i pedofila! Prześmieszne.
Niemal tak, jak żarty o odbycie (całe mnóstwo w 1. odcinku, pewnie na zachętę do dalszego oglądania) czy nieustanne heheszki z seksualnymi podtekstami (to naprawdę bardzo łagodne określenie), najczęściej dotyczącymi stosunków nieletnich z dorosłymi lub, uważajcie, będzie zabawnie – homoseksualizmu. Przy tym wszystkim powtarzający się żart z rozbierającym się prokuratorem (Christopher Gorham) wygląda wręcz na szczyt komediowego wyrafinowania. Próbowałem zrozumieć, czemu ma to służyć, ale poza najtańszego rodzaju przełamywaniem tabu, nie potrafiłem znaleźć żadnego wytłumaczenia. W jednym z wywiadów, w których broniła swojego serialu, twórczyni mówiła, że chciała, by wywoływał on dyskomfort. Nie jestem pewien, czy dokładnie o to chodziło, ale niemal bez przerwy czułem się zażenowany, więc… gratulacje?
Do prymitywnego, obrzydliwego i żałosnego obrazu, jaki dotąd wyłania się z "Insatiable", należy jeszcze dodać panującą tu ogólną głupotę. Ta wprawdzie wynikała już z opisu, ale rzeczywistość i w tym punkcie przeszła najśmielsze oczekiwania. Rozumiem (a nawet popieram) przedstawienie świata w krzywym zwierciadle, ale tutaj karykatura przybiera tak gigantyczne rozmiary, że szybko staje się zwyczajnie męcząca.
Fabularną osią są wspomniane konkursy piękności, po których szczebelkach stopniowo wspina się Patty, ale twórcy wyszli z założenia, skądinąd słusznego, że trzeba czegoś więcej, by przykuć naszą uwagę. Dorzucają więc multum coraz to dziwniejszych wątków, począwszy od mnóstwa romansów, poprzez porwania i morderstwa, aż do egzorcyzmów. Jest też wiara, alkoholizm, problemy rodzicielskie, przynależność klasowa, gdzieś tam przewija się temat samobójstwa. Wszystko w towarzystwie stereotypowych i stworzonych na kolanie postaci, wśród których jedną można od biedy polubić (graną przez Kimmy Shields przyjaciółkę Patty – Nonnie). Tylko po co, skoro nawet jej wątek zepsuto, ciągnąc go zbyt długo (to samo można powiedzieć o innej kluczowej postaci), przez co stracił na znaczeniu.
Cała reszta jest natomiast fatalnie napisaną, prowadzącą donikąd (urywanie wątków i porzucanie bohaterów na kilka odcinków bądź na zawsze są na porządku dziennym) i zupełnie niespójną kolorową mieszanką, która chciałaby zostać inteligentną satyrą na współczesny świat. Okazuje się jednak tylko krzykliwym ekranowym potworkiem, który wrzaskiem stara się zwrócić na siebie uwagę. Zaprzeczając samym sobie, brnąc w coraz większy chaos i kończąc w kompletnym bałaganie, twórcy pozbawiają serial nielicznych atutów (choćby wykonawców, których stać na więcej niż wygłupy przed kamerą) i skutecznie przykrywają wszelkie dobre intencje, jakie od czasu do czasu da się z tego bezładu wyciągnąć.
W próbie podsumowania "Insatiable" cisną mi się na klawiaturę głównie niecenzuralne słowa, ale pozwólcie, że jednak nie zniżę się do poziomu twórców serialu i nazwę go po prostu największym koszmarem, jaki widziałem w tym roku (a oglądałem "The Outpost"!). Najgorsze jest natomiast w tym wszystkim to, że nie postawiłbym złamanego grosza, że więcej go już nie zobaczymy.
Cały sezon "Insatiable" jest dostępny na Netfliksie.