Życie i śmierć w słonecznej Kalifornii. "Lodge 49" – recenzja nowego serialu AMC
Marta Wawrzyn
12 sierpnia 2018, 22:02
"Lodge 49" (Fot. AMC)
Praktycznie niezauważona przeszła premiera "Lodge 49", nowego serialu telewizji AMC, w którym Wyatt Russell wstępuje w szeregi dziwnego klubu i zaczyna szukać sensu życia. Oto, dlaczego warto go zobaczyć.
Praktycznie niezauważona przeszła premiera "Lodge 49", nowego serialu telewizji AMC, w którym Wyatt Russell wstępuje w szeregi dziwnego klubu i zaczyna szukać sensu życia. Oto, dlaczego warto go zobaczyć.
AMC wypuściło w tym tygodniu cały 10-odcinkowy sezon serialu "Lodge 49", po którym chyba nikt nie spodziewał się niczego wielkiego. Na czele z samą stacją, która jakoś szczególnie tego tytułu nie promowała, i studiem, które nie zadbało o to, by mogli go bez przeszkód zobaczyć widzowie z całego świata. Wielka szkoda, bo tak się składa, że to jedna z najciekawszych, najbardziej oryginalnych premier tego lata. Jeśli tylko będziecie w stanie ją zaakceptować z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Rzecz się dzieje w Kalifornii, w Long Beach, miasteczku surferów, gdzie od dziecka mieszkał nasz główny bohater, Dud, a właściwie Sean Dudley (Wyatt Russell, syn Kurta Russella i Goldie Hawn, którego aparycja perfekcyjnie pasuje do tej roli). Jego ksywka nie jest przypadkowa, bo to typ "kolesia", fajtłapy i surfera w jednym – wyluzowany gość, który nie ma pracy, dachu nad głową, telefonu itd. Ma za to znajomy lombard, w którym pozbywa się sukcesywnie resztek skromnego dobytku i zaciąga zdecydowanie zbyt wysokie pożyczki.
Jego życie skręca w nieco innym kierunku już w pilocie serialu, kiedy to podczas przeszukiwania plaży wykrywaczem metalu Dud znajduje złoty pierścień z charakterystycznym lwem. Niedługo potem trafia do jego właścicieli – specyficznego bractwa tudzież loży, klubu, stowarzyszenia, nazywajcie to jak chcecie. Miejsce jest z gatunku niezwykłych – ma swoją historię, charakterystyczne ceremonie, tawernę, gdzie piwo popija się z metalowych kufli, i centralę w Londynie. Wydaje się być wyjęte z innej rzeczywistości i właściwie nie wiadomo, jak miałby tam się wpasować nasz "koleś".
A jednak Dud pojawia się w klubie i pierwsze, co robi, to streszcza w kilka minut całą historię swojego życia: pochodzi z Long Beach, tu się wychował, prowadził razem z ojcem sklep z akcesoriami basenowymi, surfował, cieszył się tym, co miał. Po niespodziewanej śmierci ojca rok temu wszystko rozpadło się na kawałki – on i jego siostra Liz (Sonya Cassidy z "Humans") nie otrząsnęli się z żałoby, toną w długach, które zostawił im rodzic, i bardziej trwają, niż prowadzą jakiekolwiek życie. Członkowie klubu, na czele z Ernie'em (Brent Jennings z filmu "Moneyball") – sprzedawcą toalet i następcą "tronu" w jednym – go wysłuchują i tak zaczyna się cała historia.
Historia, która nie wydaje się ani trochę wydumana, choć ma dość nietypową oprawę, także wizualną i muzyczną, i potrafi w zaskakujący sposób łączyć dramat z komedią. "Lodge 49" to w telegraficznym skrócie leniwie tocząca się opowieść o życiu, śmierci i wszystkim pośrodku – tyle że trochę inna niż te, które do tej pory oglądaliśmy w telewizji. Twórca serialu, Jim Gavin (autor książki "Middle Men: Stories"), mówi, że inspirował się powieścią "49 idzie pod młotek" Thomasa Pynchona, tworząc ten dziwny, wypełniony absurdalnymi cudami świat i bohaterów, z których każdy bez wyjątku jest w jakimś sensie życiowym rozbitkiem.
Przez życie dryfują przede wszystkim Dud i Liz, czasami razem, zwykle osobno, oboje osieroceni, potłuczeni, niezdolni do zamknięcia poprzedniego rozdziału w życiu. Ich skrajnie różne mechanizmy obronne – on podchodzi do wszystkiego raczej z nadzieją i optymizmem, ona stawia na cynizm – pozwalają im trwać, ale nic więcej. Kiedy Dud przekracza bramę Loży 49, znajduje jakiś punkt zaczepienia, a przynajmniej tak mu się wydaje.
Tak się jednak składa, że trafia do świata, w którym wszystko to, co wydaje się najbardziej pociągające – niezwykłość, ekscentryczność, przyjaźń po wsze czasy, morze darmowego piwa – to tylko wierzchnia warstwa, skrywająca masę codziennych problemów i frustracji. Znalezienie kogoś, kto będzie twoim mistrzem ewentualnie przewodnikiem po życiu, to nie taka prosta sprawa, kiedy wszyscy dookoła są tak samo pogubieni jak ty.
Oprócz wymienionej wyżej trójki – Duda, Liz i Ernie'ego – w barwnym i w większości ogromnie sympatycznym zestawie bohaterów znajdziecie jeszcze m.in. Blaise'a (świetny David Pasquesi), największego z tutejszych oryginałów, który został alchemikiem, bo nic innego mu nie wyszło; dotychczasowego szefa klubu, Larry'ego (Kenneth Welch), czy Connie (Linda Emond), dziennikarkę, która traci pracę, bo dla takich jak ona nie ma już miejsca w mediach. Charakter mają zresztą w "Lodge 49" nie tylko ludzie, ale także miejsca i rzeczy, w tym żółte auto Duda, będące jednym z najbardziej charakterystycznych serialowych rekwizytów.
Wszyscy tu chadzają własnymi ścieżkami, podobnie jak sam serial, który ma rewelacyjne momenty, ale zdarza mu się też pobłądzić i zejść na manowce. Jim Gavin próbuje w swoim scenariuszu połączyć tysiąc najróżniejszych rzeczy – od surfingu, poprzez loże jak z XIX-wieku, aż po komentarz na temat tego, jak światem rządzą korporacje i szarawi biznesmeni – co raz mu wychodzi lepiej, raz gorzej. Serial często dryfuje tak jak jego bohaterowie, niekoniecznie dokądś zmierzając. Ale kiedy jest świetny, wtedy rzeczywiście tę świetność widać.
"Lodge 49" ma w sobie luz i swobodę, jakich mogą mu pozazdrościć znacznie bardziej utytułowane produkcje, a także bohaterów, którzy po prostu tutaj pasują. Depresyjno-słoneczny świat serialu potrafi sprawiać odrealnione wrażenie, zaskakiwać swoją innością, zachwycać stylizacją na stary film o surferach i atakować solidną dawką czarnego humoru, a jednak nigdy nie wypada to wszystko sztucznie. I to mimo że jego bohaterowie muszą co jakiś czas porządnie się uszczypnąć, aby mieć pewność, że to jeszcze ich życie, a nie pokręcony sen albo halucynacje. Czyli w gruncie rzeczy non stop trwają w stanie, który czasem dopada każdego z nas.
"Czy jest inny sposób na życie?" – pyta ich powracający co jakiś czas przydrożny billboard. Odpowiedź pojawia się w finale, wymalowana wielkimi literami na tymże billboardzie, ale jak wszystko tutaj, trudno ją uznać za coś innego, niż złośliwy chichot losu. Serial AMC bardzo się w takowych lubuje, często stawiając swoich bohaterów w sytuacjach, kiedy nie wiadomo właściwie, czy śmiać się czy płakać. I pozostaje przy tym opowieścią, z której dosłownie bije ciepło i zrozumienie dla wszelkiego rodzaju dziwności i odmienności. A i odrobina jakże potrzebnego optymizmu się znajdzie.
Jeśli szukacie w telewizji historii innych, nietypowych, zmagających się bez wielkich pretensji z egzystencjalnymi tematami, sprawdźcie koniecznie "Lodge 49", którego 1. sezon to przemyślany, dobrze napisany rozdział z życia Duda i spółki. Serial ma momenty lepsze i słabsze, ale potrafi nagradzać widza za cierpliwość i koniec końców okazuje się wart poświęconego mu czasu. Byłoby szkoda, gdyby przeszedł niezauważony, bo w czasach, kiedy wszystko "już było", każdy oryginalny pomysł jest w cenie.