"Fringe" (4×12): Seks we śnie, pocałunek na jawie
Andrzej Mandel
12 lutego 2012, 19:54
Odcinkiem "Welcome to Westfield" wkraczamy w moment, w którym obecność Petera wpływa coraz bardziej na jego otoczenie. Nie bez pomocy, jak się wydaje, Jonesa. Spoilery.
Odcinkiem "Welcome to Westfield" wkraczamy w moment, w którym obecność Petera wpływa coraz bardziej na jego otoczenie. Nie bez pomocy, jak się wydaje, Jonesa. Spoilery.
Tytułem zdradziłem już w zasadzie najważniejsze wydarzenia odcinka dotyczące głównych bohaterów. Ale nie one stanowią o tym, że "Welcome to Westfield" ogląda się świetnie. Tym razem scenarzyści dali bowiem popis nawiązań do popkultury i samych siebie.
Tych nawiązań pojawia się całkiem sporo. Miasteczko, z którego nie można wyjechać? Mogliśmy o takim czytać u Dicka, tak jak o przenikaniu się dwóch równoległych rzeczywistości – co akurat "Fringe" eksploatuje od dawna.
Znacznie przyjemniejszy jest motyw wzięty niemal żywcem z filmów i seriali o zombie – grupka bohaterów i ocaleńców, broniąca się w szkole i szukająca sposobu na przeżycie w miejscu, w którym ludzie nie wiedzą już, kim są i zachowują się bardzo dziwnie, to przecież klasyka. Zamiast zombie mamy tu ludzi stających się mieszanką samych siebie z dwóch wszechświatów, ale przecież efekt jest ten sam.Za wydarzeniami w Westfield wydaje się stać David Robert Jones, ale ich skutkiem nie było tylko zniszczenie miasteczka. To, co działo się tam, mocno wpłynęło na Olivię, od której mocno erotycznego snu zaczyna się odcinek. W Olivii nastąpiła bowiem zmiana, której efektem był pocałunek, jakim całkiem naturalnie obdarzyła Petera. Tak, jakby nigdy nie zniknął z czasu.
Ale zmiana dotyczy także Waltera, który zaczyna być taki jakim znaliśmy go z poprzednich sezonów. Rusza się w pole, gotuje dla Petera i staje się coraz bardziej aktywny. Wszystko razem – zachowanie Olivii i Waltera sprawia razem, że świat "Fringe" wydaje się wracać do tej normy, którą znamy z poprzednich sezonów. Oczywiście, całkiem do normy nie wróci.
A przy okazji warto zwrócić uwagę, jak niewiele trzeba by stworzyć naprawdę niesamowity nastrój.