Śmiało dążyć tam, gdzie nie dotarł nikt. "The Expanse" – recenzja finału 3. sezonu
Michał Kolanko
30 czerwca 2018, 13:02
"The Expanse" (Fot. SyFy)
Pełen rozmachu i prawdziwych emocji. Finał 3. sezonu "The Expanse" nie zawodzi, nawet jeśli nie jest najlepszym odcinkiem sezonu. Spoilery.
Pełen rozmachu i prawdziwych emocji. Finał 3. sezonu "The Expanse" nie zawodzi, nawet jeśli nie jest najlepszym odcinkiem sezonu. Spoilery.
3. sezon "The Expanse" mógłby być ostatnim. Na szczęście tak się nie stało, bo to był zdecydowanie najlepszy sezon ze wszystkich do tej pory. Space opera od lat nie była tak epicka na małym ekranie. Finał, a w zasadzie cała druga część sezonu to już nie tylko brudna, brutalna walka o przetrwanie w realiach międzygwiezdnej wojny, ale powrót do ducha eksploracji, przygody, odkrywania Nieznanego w kosmosie. Zmiana akcentów wyszła serialowi na dobre. I świetnie się składa, że zobaczymy dokąd to wszystko prowadzi Jamesa Holdena i jego załogę w sezonie czwartym.
Pierwsza cześć sezonu – aż do "Immolation" – to kontynuacja historii dotyczącej wojny Ziemi z Marsem i poszukiwania Mei, córki doktora Praxa. Wojenna historia i wątki dotyczące załogi Rocinante toczą się wartko, chociaż nieco przewidywalnie. Zdrada, której dopuścił się Errinwright wychodzi na jaw. Nie brakuje oczywiście aktów bohaterstwa, pełnych rozmachu starć, buntu w imię wartości i tak dalej. Ogólnie jednak nie ma tu nic, czego byśmy jeszcze nie widzieli. Trzeba oczywiście przyznać, że historia trzyma w dużym napięciu, zwłaszcza wydarzenia na okrętach wokół Io, czyli przede wszystkim historia buntu na pokładzie UNN Agatha King.
"The Expanse" w realny sposób pokazuje, jak może wyglądać międzygwiezdna wojna. Żaden serial tak dobrze nie pokazuje na przykład efektów grawitacji i przyspieszenia oraz innych reguł newtonowskiej fizyki. Reguły, w których ludzie toczą swoje zmagania, są dla nich wrogiem samym w sobie. Doskonale widać to również później w trakcie sezonu. Pogłębia się też nasza wiedza o głównych postaciach w serialu i ich motywacjach, chociaż główny czarny charakter, czyli wspominany już Errinwright pozostaje postacią dość jednowymiarową.
Maksyma okrętu USS Enterprise ze "Star Treka", czyli "Śmiało dążyć tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek" kojarzy się z drugą połową sezonu, gdzie zaczynamy poznawać niezbadane terytorium – dosłownie i przenośni. Serial rozwija mocno skrzydła po skoku czasowym o kilkanaście tygodni, gdy na obrzeżach układu pojawia się Pierścień, tajemnicza struktura stworzona przez obcą siłę, czyli Protomolekułę. Jego eksploracji podejmują się postacie dobrze już znane, chociaż częściowo w nowych rolach. Noami zostawia Holdena wraca na okręt Pasiarzy, przebudowany z gigantycznego mormońskiego okrętu kolonizacyjnego LDSS Nauvoo na OPAS Behemoth, czyli okręt flagowy Pasa. Nowa dynamika w serialu to relacja między jego dowódcą, czyli dobrze nam znaną Caminą Drummer, a jej zastępcą, byłym piratem z Pasa. Klaes Ashford (David Strathairn) niemal natychmiast popada z nią w konflikt.
Odcinki od znakomitego "Delta-V" aż do finału to eksploracja przestrzeni wewnątrz Pierścienia. Stawka w finale to przyszłość ludzkości. W poprzednich sezonach niemal cały czas kolejnych odcinków był podzielony między kolejne wątki. Niektóre mniej nużące, niektóre bardziej. Wielokrotnie nie wychodziło to serialowi na dobre. Teraz skupienie się na sytuacji wewnątrz Pierścienia dało znakomity efekt. Wszystko pędzi naprzód bardzo szybko, czasami zbyt szybko.
Bo jeśli jest jakieś zastrzeżenie wobec tego znakomitego sezonu, to może być nim… jego zbyt szybkie zakończenia. Zwłaszcza finał w ekspresowym tempie kończy niektóre wątki, jak przemiana Clarrissy Mao, która przybywa do floty eksploracyjnej Pierścienia by zemścić się na Holdenie, ale ostatecznie próbuje odkupić swoje winy. Niektóre nowe postacie – jak dziennikarka Monica Stuart – są zbyt słabo narysowane, by widz mógł się nimi przejmować. Również wątki religijne wydają się nietrafione i nie pasują do reszty. Świetny jest za to powrót detektywa Millera.
Dzięki temu, że duża część tego sezonu toczy się na pokładzie Behemotha, dużo więcej dowiadujemy się o Pasiarzach – aspirujących do bycia trzecią siłą w Układzie Słonecznym. Pierwsza część 3. sezonu nie skupiała się na nich tak bardzo. Konflikty ideowe, spór o własną tożsamość w ramach Pasa są tu dobrze pokazane i nawet frapujące – zwłaszcza w ostatnich odcinkach. Widać też, jak drobiazgowo pokazano tożsamość Pasiarzy, włącznie z językiem, strojami, tatuażami, fryzurami i technologią.
W finale nie zabrakło oczywiście kilku logicznych dziur wywołanych częściowo nadmiernym tempem. Nieco dziwi łatwość, z jaką dowódcy innych okrętów floty eksploracyjnej podporządkowują się Ashfordowi (po tym, jak ten przejmuje dowodzenie). Również wyścig z czasem i konflikt, który wybucha na pokładzie Behemotha, są dość przewidywalne. W "The Expanse" dość wprost podkreślane jest to, że ludzie nie są skazani na przemoc jako metodę rozwiązywania problemów na dużą i małą skalę. Ale to nie razi i dobrze wpisuje się w wydarzenia całego sezonu
Ludzkość dostaje kolejną szansę, chociaż zaludnienie Układu Słonecznego nie rozwiązało typowych dla Ziemi problemów, tylko przeniosło je w nowe otoczenia. Jednak sezon pozostawia nadzieję i nutkę optymizmu. Dzięki Holdenowi oraz współpracy zwaśnionych stron udaje się odblokować sieć transportową prowadzącą do ponad 1 300 nowych światów poza Układem Słonecznym.
Tajemnica zniknięcia cywilizacji ich twórców będzie napędzać kolejny sezon, który zobaczymy już nie na SyFy, ale na Amazonie. I bardzo dobrze, bo "The Expanse" w swojej niszy nie ma w tej chwili sobie równych. Sezon trzeci to powrót najlepszych tradycji nie tylko science fiction z małego ekranu, ale również książkowej klasyki gatunku. I chociaż sam serial na miano klasyki może jeszcze nie zasłużył, to na pewno jest na dobrej drodze ku temu.