Cóż tam, panie, w polityce? "Poldark" – recenzja premiery 4. sezonu
Marta Wawrzyn
15 czerwca 2018, 19:02
"Poldark" (Fot. BBC)
Najpiękniejszy serialowy melodramat powrócił, by już dzień dobry koić nasze oczy widokami, jakich nie uświadczymy nigdzie indziej. I nie chodzi mi tylko o półnagiego Aidana Turnera. Spoilery!
Najpiękniejszy serialowy melodramat powrócił, by już dzień dobry koić nasze oczy widokami, jakich nie uświadczymy nigdzie indziej. I nie chodzi mi tylko o półnagiego Aidana Turnera. Spoilery!
Od półnagiego Aidana Turnera zaczniemy tak czy siak, bo trudno wyrzucić z pamięci obrazek rozpoczynający 4. sezon "Poldarka": czasy są niepewne, podobnie jak miłość Demelzy (Eleanor Tomlinson), więc cóż może zrobić nasz dzielny bohater dla uspokojenia nerwów? Oczywiście zdjąć koszulę i zanurzyć się w błękitnych falach, po czym wynurzyć się na naszych oczach niczym czarnowłosy Apollo.
To bardzo logiczne zachowanie w serialu, w którym koszulę zdejmuje się przy wielu okazjach, jak koszenie trawy albo praca w kopalni. I bardzo wdzięczny początek, bez dwóch zdań. BBC puściło oczko do widzów, przypominając już na dzień dobry, że "Poldark" to tylko i aż nasze ukochane guilty pleasure.
Dalej jednak zrobiło się całkiem poważnie, bo produkcja BBC po mistrzowsku łączy tego typu widoki, twisty rodem z klasycznego melodramatu i sentymentalne romanse ze sprawami społecznymi. Mamy więc widmo głodu w Kornwalii i kupców wysyłających zboże za granicę w nadziei na lepszy zarobek. W miasteczku dochodzi do zamieszek, w których centrum znajdują się Sam i Drake (Tom York i Harry Richardson), bracia Demelzy. Obaj chłopcy zostają aresztowani i prawie powieszeni, przy sporym udziale George'a Warleggana (Jack Farthing).
"Prawie" robi jednak różnicę. Ostatecznie okrutna śmierć spotyka trzeciego z aresztowanych, Jago Martina, a Sam i Drake mogą paść w objęcia swojej siostry. Cały wątek jest do bólu przewidywalny – wiemy, że będzie ratunek w ostatniej chwili i że cudu dokona tutaj znów nasz wspaniały Ross, dla którego to będzie jeden z powodów, aby iść do polityki. Drugi powód prawdopodobnie za chwilę narzuci się sam – rozpoetyzowany młody oficer marynarki Hugh Armitage (Josh Whitehouse) po prostu nie będzie w stanie startować w wyborach przeciwko George'owi. Kierunek dla Rossa jest tylko jeden.
I jest to kierunek, który niezmiernie mnie cieszy, bo trochę świeżości w "Poldarku" się przyda. Pożegnaliśmy ciotkę Agathę, nie wrócimy już raczej do trójkąta miłosnego z Elizabeth (Heida Reed), Demelza też dokonała ostatecznego wyboru – w cudownej, ciepłej, kojącej scenie pojednania z Rossem – musimy więc iść do przodu. W tym przypadku oznacza to, że nasz wspaniały, szlachetny i tylko trochę narwany Poldark będzie mógł zaprezentować swoje talenty dotyczące ratowania świata na arenie ogólnokrajowej.
A George i Elizabeth – której przejście na ciemną stronę mocy jest jedną z najlepszych rzeczy ostatnio w "Poldarku" – będą walczyć o swój kawałek tortu ramię w ramię. To nie tylko ciekawe, ale też bardzo potrzebne przetasowanie. George'owi nie zaszkodzi trochę ziółek na uspokojenie, którymi zaczęła go poić dobra żona, z kolei Elizabeth nie ma za wielu różnych opcji w życiu. Może popadać w otępienie, rozpamiętując złe wybory życiowe, albo zaakceptować swoją sytuację i wycisnąć z niej, ile się da. Dobrze widzieć ją silną, zdecydowaną i gotową brać sprawy w swoje ręce, nawet jeśli jej wybory bywają wątpliwe moralnie.
Na marginesie głównych wątków mamy jeszcze biedną Morwennę (Ellise Chappell) wciąż tkwiącą w małżeństwie z pastorem obrzydliwcem i wzdychającą do Drake'a, a także Caroline (Gabriella Wilde) i doktora Enysa (Luke Norris), którzy chyba dostaną w tym sezonie trochę spokoju od scenarzystów. I świetnie, bo po tym co przeszedł nasz piękny doktorek w poprzedniej serii, zdecydowanie zasługuje on na głaskanie mopsa i bycie głaskanym niczym najdoskonalszy z mopsów.
Premiera 4. sezonu "Poldarka" to wszystko to, co serial ma najlepszego zaoferowania, w pigułce. Poczynając od bezwstydnego początku z Aidanem Turnerem i jego muskularną klatą (ach, mieć taką telewizję publiczną jak Brytyjczycy!), poprzez historie miłosne, zdrady i knowania, aż po odrobinę historii Kornwalii (obecnie mamy w serialu rok 1796), która w tym sezonie ma wyjść poza wymiar lokalny – wszystko tutaj cieszy oczy i znajduje się dokładnie na swoim miejscu.
Najseksowniejszy trybun ludowy w historii świata (a przynajmniej telewizji) będzie miał w tym sezonie ręce pełne roboty i ja nie mam nic przeciwko. Trójkąt z Demelzą i Elizabeth (tym bardziej czworokąt z Hugh) zdążył się już wypalić, czas na nowe wyzwania i większe zmiany, także geograficzne (Westminster i Ross Poldark – co to będzie za widok!). A także więcej dzieci, głaskania mopsów i knowań Warlegganów, bez których ten XVIII-wieczny "domek z kart" nie byłby nawet w połowie tak ekscytujący.
Serialowe lato czas zacząć!