Potwór o ludzkiej twarzy. "Legion" – recenzja 10. odcinka 2. sezonu
Mateusz Piesowicz
9 czerwca 2018, 19:35
Dość ociężałym krokiem, zwłaszcza jak na swoje standardy, zbliża się "Legion" do finału 2. sezonu. "Chapter 18" to kolejny tego przykład, choć jak zwykle odcinek ma kilka zalet. Spoilery.
Dość ociężałym krokiem, zwłaszcza jak na swoje standardy, zbliża się "Legion" do finału 2. sezonu. "Chapter 18" to kolejny tego przykład, choć jak zwykle odcinek ma kilka zalet. Spoilery.
David to zakamuflowany potwór, który ściga innego potwora. Albo porządny facet, który przegrał walkę ze swoją gorszą stroną, uwalniając prawdziwe monstrum, dlatego potrzeba drugiego, by ocalić świat. No chyba że to ten drugi tak sobie wszystko sprytnie wykombinował i niezauważenie pociągał za sznurki, by odnieść końcowy triumf. Ale do niego wcale nie musi dojść, bo pierwszy potwór jest już na wolności, a to ponoć on ma być prawdziwym zagrożeniem. Łapiecie? Jeśli nie, to bez obaw – wystarczy Wam wiedza, że główny bohater "Legionu" nieco się zmienił.
Dokładnie rzecz ujmując, zamienił się w antybohatera w pełnej krasie, którego komiksowy wizerunek zdobi postawiona na sztorc grzywa. Jego serialowa wersja, którą ujrzeliśmy na początku "Chapter 18", stanowi więc niewątpliwą gratkę dla fanów oryginału, ale czy aby na pewno należy z nią wiązać daleko idące wnioski? Z tymi mimo wszystko bym się jeszcze wstrzymał, choć podróż Davida ku ciemnej stronie zawiodła go tym razem naprawdę daleko.
Torturowanie Bogu ducha winnego Olivera (Jemaine Clement) za pomocą wiertarki, odkrycie, że sprawiało mu to przyjemność czy wreszcie złowrogie objawienie się przy znajomej rymowance sugerują wprawdzie mocno, że nasz David to już Legion – Zabójca Świata, ale… może nie do końca? Noah Hawley i spółka od początku tego sezonu podsuwali nam wątpliwości wobec bohatera, by na odcinek przed finałem postawić przed całą masą dowodów na potwierdzenie tezy o siedzącym w nim potworze, a mimo tego wciąż czuję się nieprzekonany. I wbrew pozorom wcale nie jest to dobre uczucie.
A to dlatego, że zaserwowana nam tutaj przemiana Davida wypadła bardzo nienaturalnie. Z jednej strony dostaliśmy działającego poprzez Melanie Farouka, zasiewającego coraz większe zwątpienie w Syd (Rachel Keller) i nie był to zły pomysł. Zwłaszcza że obydwie aktorki pokazały klasę – szczególnie Jean Smart jako pani Bird, której pozbawione emocji znęcanie się nad dziewczyną wypadło wyjątkowo okrutnie. Ambiwalentne odczucia wobec Davida były zatem jak najbardziej na miejscu i gdybyśmy na nich poprzestali, nie miałbym się do czego przyczepić. Bohater ma swoje grzeszki na sumieniu, jego wróg to sprytnie wykorzystał, wszystko się zgadza. Ale niestety jest jeszcze druga strona medalu.
A na niej pojawia się sam David, którego postępowanie każe wyrzucić ambiwalencję w kąt. Zaznajomiwszy się ze swoim mrocznym obliczem i zszokowany tym, że go ono pociąga, bohater pozwolił mu bowiem przejąć kontrolę, momentalnie odrzucając wszystkie niedopowiedzenia. Jak za przestawieniem wajchy, z lekko niezrównoważonego, ale walczącego ze słabościami człowieka, został tylko ten pierwszy w ekstremalnie złowrogiej wersji. Powiedzieć, że stało się to za szybko, może brzmieć paradoksalnie, wziąwszy pod uwagę, jak od kilku odcinków rozciągany jest ten sezon (słusznie zwróciła na to uwagę Marta tydzień temu), ale dokładnie tak to wyglądało. I nie doszukiwałbym się tu wcale jakiegoś podwójnego dna – "Legion" miał już w tym sezonie problem z wiarygodnym przedstawieniem znaczącego emocjonalnego tła (przypomnijcie sobie wątek Amy albo Ptonomy'ego) i tu dostaliśmy tego kolejny przykład.
Co rzecz jasna nie oznacza, że wątpliwości zniknęły i teraz David będzie już jednoznacznym wcieleniem zła. Nie, rzućcie tylko okiem na zapowiedź finału, a będzie oczywistym, że wewnętrzny konflikt bohatera jest daleki od zakończenia. Przeskok między jego dwoma obliczami odbył się tu jednak w niezbyt nieprzekonujący sposób. Zwłaszcza wziąwszy pod uwagę, jak długo byliśmy do niego przygotowywani. Fragmenty z edukującym nas o szaleństwie Jonem Hammem, historia o Syd, David rozpaczający po śmierci Amy – to wszystko stopniowo przygotowywało nas do pęknięcia w psychice głównego bohatera, ale gdy już do niego doszło, odbyło się to na zasadzie pstryknięcia palcami. Rozczarowujące.
W nieco mniejszym stopniu można to powiedzieć o reszcie odcinka, choć i jemu daleko do najlepszej formy, jaką potrafi prezentować "Legion". Niedawno praktycznie opuszczona pustynia zaroiła się tutaj od ludzi, był też drastycznie potraktowany królik (z braku reakcji PETY wnioskuję, że jednak żadne zwierzątko nie ucierpiało) i wielki różowy korek – jeden z nielicznych czysto absurdalnych elementów tej dość ponurej godziny. Była również przepięknie sfilmowana walka z udziałem Kerry (Amber Midthunder) i Jane's Addiction, Minotaur w całej okazałości oraz gigantyczny kamerton, który okazał się tłumikiem supermocy, odesłany w siną dal jednym ruchem ręki. Wyglądało oczywiście wszystko równie niecodziennie, co pomysłowo i szkoda tylko, że fabularnie znów niewiele za tym poszło. Ale do tego się już od kilku odcinków zdążyliśmy przyzwyczaić.
Do najistotniejszego punktu "Chapter 18" urósł zatem fakt, że Amahl Farouk (Navid Negahban) odzyskał wreszcie swoje ciało, co z kolei sprawia, że w finale powinniśmy otrzymać jakiegoś rodzaju konfrontację między nim a Davidem. Szczerze powiedziawszy, to bardziej niż na nią czekam na wyjaśnienie, jaką rolę odgrywa w tej historii Lenny (Aubrey Plaza). Bo poza tym, że po raz kolejny została autorką najlepszej kwestii w odcinku (szczegóły poniżej) i udowodniła, że ma dobre oko, nadal nie wiadomo, jakie dokładnie ma zadanie. Choć przyznaję, że wizja złowrogiego Davida z nią u boku (eee, u stóp?) jest co najmniej intrygująca.
To też każe mi się zastanawiać nad jednym – jak właściwie wyglądałoby tutaj satysfakcjonujące zakończenie? I czy w tym momencie w ogóle takie istnieje, zważywszy na to, że przed nami już tylko ostatni odcinek, więc odpowiedzi na chociaż połowę pytań, jakie mam po tym sezonie, trudno się spodziewać. Co w takim razie w zamian? Nadzieja na to, że w Davidzie zwycięży dobra strona? Wiara, że miłość między nim i Syd jednak da się uratować? A może gorzki finał z przerażającym Legionem, zamiast naszego poczciwego bohatera? W gruncie rzeczy samo rozwiązanie nie jest dla mnie aż tak istotne. Chciałbym natomiast ponownie zobaczyć historię, która w sobie tylko znany sposób zamienia odlotowe postaci w ludzi, których losy nas poruszają. Wiemy przecież, że to potrafi.
Finał 2. sezonu "Legionu" w najbliższy czwartek o godz. 22:00 na kanale FOX.