7 rzeczy, które uczyniły mój tydzień lepszym
Marta Wawrzyn
27 maja 2018, 19:33
"Legion" (Fot. FX)
W tym tygodniu niewiele było rzeczy idealnych, no, może poza tym momentem, w którym padło sformułowanie "topsy-turvy". Doceniam m.in. "Legion" i "Westworld", a poza tym chwalę się, że mamy urodziny!
W tym tygodniu niewiele było rzeczy idealnych, no, może poza tym momentem, w którym padło sformułowanie "topsy-turvy". Doceniam m.in. "Legion" i "Westworld", a poza tym chwalę się, że mamy urodziny!
1. To, jak "Westworld" zakpił sam z siebie
Spośród wielu rzeczy, których brakuje mi w "Westworldzie" – blockbusterze doskonałym, ale niestety wciąż tylko blockbusterze – na pierwszym miejscu postawiłabym prawdziwe, porządne, ludzkie emocje, a na drugim humor i dystans. Jednego i drugiego dostarczył w tym tygodniu wątek Maeve, która razem ze swoją drużyną wylądowała w Shogun Worldzie i trochę się zdziwiła, spotkawszy niejaką Akane (Rinko Kikuchi) i zorientowawszy się, ile obie mają ze sobą wspólnego.
Scena napadu, która wjechała przy dźwiękach "Paint It Black", połączona z rozbrajającym wyznaniem Lee, że trudno napisać kilka oryginalnych scenariuszy w trzy tygodnie, to jedna z najfajniejszych rzeczy w tym sezonie. Zwłaszcza że twórcy "Westworldu" zrobili dokładnie to co on – przepisali pewne wątki na nowo i sprzedali je jeszcze raz. I nie da się na nich o to gniewać, w końcu zrobili to z jajem.
2. Te wszystkie piękne obrazki, które zaserwował "Legion"
Dziwna sprawa – zgadzam się z Mateuszem, że "Chapter" nie był najbardziej udanym odcinkiem "Legionu", a jednak obejrzałam go dwa razy i uważam, że piękne było w nim absolutnie wszystko, od Ptonomy'ego zagubionego w maszynie, poprzez stylowy wyścig przez pustynię, aż po skarpetki Dana Stevensa. A pogaducha o chłopakach przy whisky to jedna z moich ulubionych scen w całym sezonie. Hamish Linklater i Rachel Keller udowodnili, że są kolejnym duetem, który oglądamy na ekranie zdecydowanie za rzadko.
To w ogóle jest mój główny zarzut do tego sezonu – Noah Hawley i jego scenarzyści zaczęli traktować bohaterów drugiego planu instrumentalnie, porzucając ich i wykorzystując, kiedy przychodzi na nich czas. Oczywiście, "Legion" nie jest ani pierwszy, ani ostatni – większość seriali tak ma, na czele z najlepszymi z najlepszych, jak "The Wire" czy "Mad Men". Niemniej jednak tutaj ma to taki skutek, że kiedy robimy przerwę w ściganiu potwora i zajmujemy się zwykłymi, ludzkimi sprawami, następuje zdziwienie, że twórcy o nich nie zapomnieli, tylko odłożyli je na bok. I niestety, ale trochę mi brakuje większej troski o ludzkie sprawy na co dzień.
3. "Things are very topsy-turvy at the office"
Nie ma sensu tłumaczyć – ci, co mają wiedzieć, wiedzą, o co chodzi. A wszystkim innym polecam nadrobić sześć sezonów "The Americans", bo to od początku do końca pierwszorzędny serial.
"Things are very topsy-turvy at the office." #TheAmericans pic.twitter.com/EXcZ39Ddfh
— The Americans (@TheAmericansFX) 24 maja 2018
4. "The Expanse" zostało uratowane
Jeff Bezos osobiście ogłosił, że będzie 4. sezon "The Expanse". I to niewątpliwie jest świetna wiadomość. Ale uważajcie z wygórowanymi oczekiwaniami – to tylko znaczy, że serial dostał drugą szansę, żeby zbudować publikę. Jeśli okaże się, że stosunek kosztów do oglądalności jednak Amazonowi nie odpowiada, trzeciej szansy nie będzie. Innymi słowy: chcecie, żeby "The Expanse" przetrwało, zakładajcie konta na Amazonie, kiedy pojawi się nowy sezon. Nie ma innej drogi – za skasowanie serialu niemal zawsze odpowiada publiczność, a dokładniej jej brak.
5. Twórca "Simpsonów" i księżniczka z mojej bajki
Netfliksowe "Disenchantment" zapowiada się bardzo, bardzo dobrze. Nie tylko dlatego, że "uzależniona od alkoholu księżniczka Bean, jej zadziorny towarzysz elf Elfo i osobisty demon Luci" już na papierze wyglądają na trio, z którym chętnie bym się zaprzyjaźniła. To serial, w którym główną rolę gra Abbi Jacobson z "Broad City"!
6. Damon Lindelof napisał list
Damon Lindelof niewątpliwie jest jednym z tych twórców, którzy budzą skrajne emocje, choćby dlatego, że są wyraziści, mają swój specyficzny sposób widzenia świata i wszystko muszą zrobić po swojemu. Tak właśnie będzie z adaptacją "Watchmen", która jest kontrowersyjna, zanim w ogóle na planie padł pierwszy klaps. Ja czekam na nią właśnie dlatego, że tworzy ją Lindelof i że ta adaptacja tak naprawdę będzie własnym dziełem twórcy, podobnie jak "Fargo" czy "Legion".
Liczę na jakieś role dla Justina Theroux i Carrie Coon (na razie w obsadzie są m.in. Regina King i Don Johnson) i wypatruję zamówienia dla całego sezonu, a tymczasem polecam Wam 5-stronicowy list do fanów. To jedna z najpiękniejszych i najmądrzejszych rzeczy, jakie przeczytałam w tym tygodniu.
7. Zgadnijcie, kto obchodzi 7. urodziny
Okolicznościowego wpisu w tym roku zabrakło, bo uznałam, że nie mam do powiedzenia tyle co Damon Lindelof. Ale rocznica nie może przejść całkiem niezauważona: Serialowa skończyła w tym tygodniu 7 lat i patrząc z perspektywy na nasze początki, mogę powiedzieć, że 7 lat to cała epoka. Nie zbudowaliśmy w tym czasie statku i nie polecieliśmy nim w kosmos, choć takie plany też były, ale stworzyliśmy coś, co okazało się większe od nas. I wciąż rośnie, mimo że jest to szalenie trudne bez relacjonowania, co tam w "M jak miłość" i "Koronie królów".
Po drodze przetrwaliśmy wiele zawirowań, związanych z jednej strony ze zmieniającym się rynkiem telewizyjnym, a z drugiej, z działaniami korporacji i prawodawców, od których, chcąc nie chcąc, jesteśmy uzależnieni. Budowanie małego serwisu internetowego w czasach, kiedy z jednej strony Facebook i Google, a z drugiej podmioty stanowiące prawo wciąż podejmują decyzje, które mają na nas bezpośredni i zwykle niekorzystny wpływ, jest jak pływanie rowerem wodnym po Wiśle pod Wawelem. Próbowałam, polecam tylko osobom, które nie boją się stłuczki z czymś tysiąc razy większym od siebie.
Dwa tygodnie temu, podczas debaty w radiowej Czwórce, w której brałam udział, usłyszałam z ust jednego z polskich filmowców, że seriale, także te najlepsze – tu pan wymienił "Breaking Bad", bo akurat "ostatnio" oglądał – to tylko takie "historyjki", w żadnym razie nie mogące równać się z filmami. To był dziwny moment, w którym poczułam się jak istota z innego wymiaru, która przypadkiem zabłąkała się do jakiegoś lepszego świata, tylko po to, aby mogła poznać swoje miejsce.
Dziękuję, że z nami jesteście i że pomagacie nam budować trochę inną rzeczywistość niż ta, w której utkwił ten człowiek. Bo bez historyjek w naszym życiu czegoś by niewątpliwie brakowało. Nawet gdybyśmy mieli obrazki.