Co łączy Marka Twaina, panią Maisel i Comedy Central? 10 rzeczy, które warto wiedzieć o stand-upie
Marta Wawrzyn
21 maja 2018, 19:02
Michał Koterski w "Comedy Club" (Fot. Comedy Central)
Od poniedziałku do czwartku o godz. 22:00 w Comedy Central możecie oglądać "Comedy Club", czyli stand-up po polsku. Z tej okazji piszemy, co jest takiego niezwykłego w tej formie komedii.
Od poniedziałku do czwartku o godz. 22:00 w Comedy Central możecie oglądać "Comedy Club", czyli stand-up po polsku. Z tej okazji piszemy, co jest takiego niezwykłego w tej formie komedii.
Program "Comedy Club", którego 2. sezon jest emitowany na kanale Comedy Central, to próba spopularyzowania w Polsce bardzo specyficznej formy komedii, którą kochają przede wszystkim Amerykanie. Stand-up w telegraficznym skrócie jest samotnym występem komika przed publicznością. Występem przerażającym dla każdego, kto dopiero zaczyna, bo to nie to samo co kabaret – tu mamy tylko scenę, mikrofon i ludzi siedzących przy stolikach, którzy oczekują, że będzie śmiesznie. Najbardziej znani komicy występują w teatrach przed kilkutysięczną publicznością, a ci początkujący chałturzą, gdzie się da, nawet w stołówkach na kampusach uniwersyteckich. Najczęściej jednak występuje się w klubach komediowych.
Wbrew pozorom nie jest to zawód lekki, łatwy i przyjemny, a prawdziwą karierę robią nieliczni. Własny styl to podstawa – nie musisz być kontrowersyjny, żeby zaistnieć, ale musisz być jakiś. Inaczej przepadasz w morzu tysięcy ludzi takich jak ty. W Stanach Zjednoczonych komików stand-upowych jest podobno przynajmniej 100 tysięcy, w Polsce ta forma rozrywki jest dużo mniej popularna.
Poniższa wyliczanka to w dużym stopniu "stand-up dla początkujących" – zbiór faktów, które nie zaskoczą nikogo, kto interesuje się tą formą komedii od lat. Zakładam jednak, że to mniejszość z nas, większość kojarzy stand-uperów dzięki rolom w serialach, które są w Polsce łatwiej dostępne niż ich występy przed publiką. Ale i to się zmienia, a wśród telewizji, które popularyzują stand-up, jest także polskie Comedy Central.
1. Starożytni Grecy, Mark Twain i czarne twarze
Stand-up kojarzy się z Ameryką – i nie bez przyczyny. Bo choć swoją tradycję mają także Brytyjczycy, a niektórzy wręcz wskazują jako prekursorów stand-upu starożytnych Greków i ich parezje – polityczne mowy, których autorzy wyrzucali z siebie wszystko, co im leżało na wątrobie – to Amerykanie rozwinęli tę formę komedii. Jej początki sięgają XIX-wiecznego wodewilu i burleski, a humorystyczne monologi wygłaszał już Mark Twain. Z pierwszych stand-uperów, których wtedy nikt jeszcze tak nie nazywał, Ameryka nie jest dziś dumna, bo obok tańca, śpiewu i slapsticku chętnie sięgali po "czarne maski", naśmiewając się z niewolników.
Za prekursorów komedii bez żadnych rekwizytów i kostiumów uważa się m.in. Jack'ego Benny'ego, Franka Faya, George'a Burnsa i Charlie'ego Case'a, z których większość szalała na scenie w pierwszej połowie XX wieku. Ale stand-up, jaki dziś znamy – polegający na tym, że komik mówi szczerze, od serca i nie przebierając w słowach – zaczął się dopiero w latach 50. i 60. To wtedy w monologach zaczął wyróżniać się element społecznej satyry, język stał się ostrzejszy, pojawiły się wulgaryzmy i humor oparty na skojarzeniach z seksem.
2. Aresztowania za stand-up to nie wymysł "The Marvelous Mrs. Maisel"
Jeśli dziś stand-up kojarzy się z bardzo ostrą formą komedii, to zawdzięczamy to m.in. Lenny'emu Bruce'owi, którego występy w latach 50. i 60. co chwila kończyły się aresztowaniami za obsceniczność. I nie, komik wcale się nie rozbierał, problemem był mocny język, którego używał, i tematy, które poruszał. Wątek ten mocno wybrzmiewa w serialu "The Marvelous Mrs. Maisel", w którym pojawia się Lenny Bruce, grany przez Luke'a Kirby'ego, ale aresztowana zostaje także główna bohaterka. Dziś trudno sobie wyobrazić stand-up bez mocniejszego języka. Wtedy to było nie do pomyślenia – komik mógł mówić, co chciał, ale tylko w granicach przyzwoitości.
3. Top 100 najlepszych komików wszech czasów, czyli klasyka w pigułce
Lenny Bruce to nr 3 na liście najlepszych komików stand-upowych wszech czasów według Comedy Central. Nr 2 to George Carlin, a nr 1 to Richard Pryor – czyli rządzi wielka trójka, od której zaczął się nowoczesny stand-up. Ale cała ta lista, zawierająca 100 nazwisk, to tak naprawdę tylko najlepsi z najlepszych. To historia amerykańskiej komedii w pigułce (plus Eddie Izzard, najsłynniejszy z Brytyjczyków), z wszystkimi wielkimi nazwiskami, jak również tymi, którzy przekraczali granice nie tylko na scenie i o których publika najchętniej by już zapomniała (tak, jest tu Bill Cosby). Zapoznając się z klasyką komedii, warto zacząć właśnie od nich.
4. Łatwiej wygrać na loterii niż zostać komikiem
A jeśli wydaje Wam się, że setka sławnych komików to dużo, wiedzcie, iż jest to może jakiś promil tych, którzy próbowali szczęścia w tym fachu. Jared Volle, nauczyciel komedii z CreativeStandUp.com, podał w serwisie Quara informację, że obecnie jest ponad 100 tys. pracujących komików. Przebicie się jest szalenie trudne – 95% z tych, którzy próbują, ponosi porażkę, jakieś 3% jest w stanie z tego wyżyć, jeżdżąc i występując w całych Stanach. O większości z nich nikt nigdy nie usłyszy poza USA. Spróbować stand-upu i zostać gwiazdą? To się prawie nie zdarza.
5. Początkujący komicy płacą, żeby móc wystąpić
Tego, jak wygląda życie początkującego komika, możecie dowiedzieć się chociażby z serialu "Na wylocie", w którym Pete Holmes opowiada własną historię. I wcale przy tym nie przesadza. Kluby komediowe nie płacą początkującym komikom, jest dokładnie na odwrót – żeby dostać prawo występu na scenie, trzeba sobie zasłużyć. Serwis Mental Floss, który zebrał ciekawostki na temat życia stand-upera od samych komików, pisze, że większość komików na różne sposoby płaci klubom, aby móc wystąpić. Rozdawanie ulotek, przyprowadzanie konkretnej grupki znajomych (np. 15 osób), którzy kupią bilety, a nawet szorowanie toalet – takie rzeczy są w stanie zrobić młodzi komicy, żeby wejść na scenę i zaprezentować swój materiał.
6. Depresja i alkoholizm? Nie wszyscy komicy są tacy sami
W ostatnich latach wielką popularność zdobywali smutni komicy, jak Louis C.K., a po samobójczej śmierci Robina Williamsa zaczęło się wręcz mówić o pladze, jaką jest depresja i wszelkiego rodzaju używki wśród komików. Jeśli wychodzisz na scenę, żeby rozśmieszać ludzi, prawdopodobnie masz tysiąc problemów i jesteś nieszczęśliwy. "Jest taka powszechna percepcja, że wszyscy stand-uperzy to loserzy, którzy zmagają się z depresją, rozwodami, alkoholizmem. Ale to nieprawda" – tłumaczy w rozmowie z Mental Floss Andrew Michaan, komik z Los Angeles, zapewniając, że w tym zawodzie zdarzają się bardzo różni ludzie i nie każdy traktuje stand-up jak formę terapii. Zabawne, że trzeba o tym przekonywać!
7. Komik wciąż bardzo rzadko jest komiczką
Choć w ostatnich latach w komedii karierę robi coraz więcej pań – jak Amy Schumer, Sarah Silverman, Tig Notaro, Tina Fey czy Amy Poehler – to ciągle profesja zdominowana przez facetów. Mental Floss cytuje Judy Carter, która pod koniec lat 80. jeździła po Ameryce z własnym stand-upem i była przedstawiana jak jakieś dziwowisko: "Jesteście gotowi na coś innego? Mamy dla was kobiecy stand-up!". Jej zdaniem seksizm w branży wciąż jest normą. Owszem, coraz więcej kobiet się przebija, ale zwykle wieczór z komedią w klubie oznacza występy samych facetów.
8. Bycie komikiem to więcej pisania niż gadania
Pani Maisel z serialu Amazona, zanim została sprowadzona na ziemię, była przekonana, że występowanie przed publicznością jest proste: wystarczy wymyślić trochę żartów, złapać rytm i jedziemy. I tak myśli wielu amatorów – ale to nie tak działa. W przeciwieństwie do aktora, stand-uper sam pisze swoje żarty. Nie podkrada ich kolegom i bardzo długo zastanawia się, jak opowiadać swoje historie, by nawiązać kontakt z publicznością i przekazać jakieś emocje. Praca komika polega głównie na pisaniu i dopieszczaniu materiału w nieskończoność. Z przepisywania żartów nawet po 50 razy słynie Jerry Seinfeld, jeden z najpopularniejszych amerykańskich stand-uperów w historii i twórca kultowego sitcomu.
9. Własny serial to często kolejny krok
A skoro jesteśmy przy stand-uperach i ich serialach, warto zauważyć, że ostatnio prawie każdy znany komik ma już własny serial. To oczywiście nic nowego – kiedyś były takie seriale, jak "Bill Cosby Show", "Wszyscy kochają Raymonda" albo właśnie "Seinfeld", a potem pojawił się m.in. "Louie", "Legit", "Master of None", "One Mississippi", "Na wylocie" czy australijskie "Please Like Me". Jedni odnieśli spektakularny sukces, inni, jak John Mulaney, ponieśli równie wielką porażkę. Wszystkich łączy to, że bardzo lubią grać w serialach przerysowane wersje samych siebie i pokazywać jakiś specyficzny wycinek rzeczywistości, który jest im bliski.
10. "Comedy Club" i początki szału na stand-up w Polsce
Jeśli nie interesowaliście się do tej pory polskim stand-upem i chcielibyście to zmienić, zacznijcie koniecznie od listy 10 najlepszych polskich stand-uperów wg ASZdziennika. Jako że tego typu komików jest już w Polsce kilkuset, ASZdziennik odpowiedział na potrzeby czytelników i jeszcze tę listę rozszerzył, także o osoby pojawiające się w "Comedy Club" na antenie Comedy Central. Program wrócił w maju z 2. sezonem i stanowi szansę, żeby zapoznać się z polskim stand-upem.
"Comedy Club" jest emitowany od poniedziałku do czwartku o godz. 22:00. Gospodarzem jest Michał Koterski. Dziś wystąpią Jakub Poczęty Błażewicz, Karol Modzelewski i Janek Wolańczyk, we wtorek 22 maja Michał Leja, Maciej Brudzewski i Rafał Rutkowski, a w środę 23 maja – Tomasz Jachimek, Mieszko Minkiewicz i Wiolka Walaszczyk. Z kolei w czwartek 24 maja zobaczycie ostatni odcinek sezonu i zarazem The Best of – pojawią się Mateusz Socha, Tomasz 'Boras' Borkowski, Dariusz Gadowski, Janek Wolańczyk, Wiolka Walaszczyk i Rafał Rutkowski.