Serialowa alternatywa: "Tabula Rasa", czyli pomiędzy prawdą a koszmarem
Mateusz Piesowicz
25 kwietnia 2018, 22:02
"Tabula Rasa" (Fot. ZDF)
Wyobraźcie sobie, że zamiast najświeższych wspomnień macie w pamięci czarną dziurę, którą musicie każdego dnia ponownie zasypywać. Tak wygląda życie bohaterki belgijskiego dreszczowca.
Wyobraźcie sobie, że zamiast najświeższych wspomnień macie w pamięci czarną dziurę, którą musicie każdego dnia ponownie zasypywać. Tak wygląda życie bohaterki belgijskiego dreszczowca.
Mianem amnezji następczej określa się przypadek, w którym pacjent utracił zdolność zapamiętywania nowych informacji, musząc codziennie przyswajać sobie na nowo te same fakty. Główna bohaterka serialu "Tabula Rasa" – Annemie 'Mie' D'Haeze (w tej roli znana z filmu "W kręgu miłości" i serialu "Cordon" Veerle Baetens) – cierpi na tę dotkliwą przypadłość od czasu wypadku samochodowego i to z jej powodu trafiła w końcu na oddział zamknięty szpitala psychiatrycznego. W tym miejscu spotykamy ją po raz pierwszy, gdy… okazuje się najważniejszym świadkiem w sprawie zaginięcia niejakiego Thomasa De Geesta (Jeroen Perceval).
Oczywiście Mie nie ma bladego pojęcia, kim jest ów mężczyzna, choć miała być ostatnią osobą, z jaką go widziano. Nie zraża to prowadzącego sprawę inspektora Wolkersa (Gene Bervoets), który za wszelką cenę próbuje dotrzeć do wspomnień kobiety, nie będąc przy tym w pełni przekonanym, co do jej intencji. Czy słusznie, dowiadujemy się stopniowo, śledząc akcję w dwóch, przeplatających się liniach czasowych: teraźniejszości w szpitalu i oddalonej o kilka miesięcy, fragmentarycznej przeszłości. Z niej próbujemy wraz z bohaterką ułożyć pełen obraz tego, co naprawdę się stało, poznając przy okazji jej relacje z bliskimi i motywacje poszczególnych postaci. I trzeba przyznać, że jest to całkiem wciągające zajęcie.
"Tabula Rasa" to bowiem jedna z tych produkcji, które próbują nas na każdym kroku zaskoczyć, nurzając się po szyję w tajemnicach i tak prowadząc narrację, by widz nie odgadł przedwcześnie, dokąd to wszystko prowadzi. Czyni to z różnym skutkiem, bo choć ostatecznego rozwiązania domyślić się nie sposób, jego fragmenty należą już do nieco bardziej przewidywalnych i schematycznych. Trudno to jednak wyrzucać twórcom, skoro udało im się skonstruować fabułę jednocześnie skomplikowaną, intrygującą i zupełnie przejrzystą, co jest przecież celem nieosiągalnym dla większości telewizyjnych historii stawiających na całą masę sekretów.
Tutaj od samego początku jesteśmy praktycznie prowadzeni za rękę – dowolność interpretacji ograniczono do minimum – ale o dziwo, tego rodzaju łopatologia nie uprzykrzała mi szczególnie seansu. "Tabula Rasa" nie wymaga od widza właściwie niczego poza utkwieniem wzroku w ekranie (gdyby coś Wam umknęło to spokojnie, zostanie jeszcze kilka razy powtórzone), lecz nie obraża przy tym naszej inteligencji. Jest raczej doskonałym przykładem klasycznie opowiedzianej historii, której prostej konstrukcji nie zamaskuje nawet najbardziej wyszukany makijaż. My wiemy, o co chodzi, twórcy to wiedzą i nikomu to nie przeszkadza, bo serial nie rości sobie pretensji do miana najbardziej ambitnej produkcji na świecie.
Chce za to zapewnić nam na tyle dobrą zabawę, byśmy nawet nie pomyśleli o jej przedwczesnym zakończeniu. W tym celu sięga po szereg najróżniejszych sztuczek, czy to oczywiste cliffhangery kończące każdy odcinek, czy nieco bardziej wyszukane mieszanie gatunków i stylistyk. Choć pewnie bardziej pasowałoby tu określenie "efekciarskie", bo tego rodzaju podejście wylewa się z serialu wiadrami. Począwszy od czołówki, która obok subtelności nawet nie stała, do powtarzających się motywów rodem z horroru. "Tabula Rasa" to bez wątpienia kicz, ale kto nie lubi czasem zafundować sobie jego solidnej porcji?
Zwłaszcza gdy jest dobrze wykonany, a twórcy świadomi konwencji, w jakich się poruszają. Dzięki temu śledzenie losów Mie przypomina swego rodzaju balansowanie na granicy jawy i snu, w którym rzeczywistość potrafi w jednej chwili zamienić się w surrealistyczny koszmar. Nie wszystkie pomysły i wątki działają równie dobrze, niekiedy skrupulatnie budowane napięcie potrafi być rozłożone na łopatki jedną fatalną sceną, ale przez większość czasu ta mieszanka dramatu obyczajowego, kryminału, thrillera i opowieści z dreszczykiem sprawdza się naprawdę nieźle.
Najlepiej zaś w tych momentach, gdy psychologia postaci schodzi na drugi plan, zastąpiona podręcznikowo zbudowanym niepokojącym klimatem. O jego wprowadzenie nie było trudno, wystarczyło umieścić bohaterkę i jej rodzinę w starym domu pośrodku mrocznego lasu i voilà, atmosfera robi się sama. A że nie wydaje się to zbyt rozsądne miejsce dla kobiety, którą męczą zaniki pamięci i halucynacje? Gdyby każdy potrafił sprzedać sztampowe rozwiązania w taki sposób jak "Tabula Rasa", nie mielibyśmy na co narzekać. Bo co z tego, że widzieliśmy już to wszystko w podobnej formie gdzieś indziej – tutaj niepokojące odgłosy, tajemnicze postaci i płatającą figle wyobraźnię kupiłem od razu, bez problemów przymykając oko na wtórność, a kilka razy czując nawet lekką gęsią skórkę.
Nieco gorzej ma się sprawa, gdy "Tabula Rasa" wraca na ziemię i próbuje być wiarygodną psychologicznie opowieścią. W tym miejscu tandetne podejście twórców zaczyna przeszkadzać, a niemal wszyscy bohaterowie stają się albo kompletnie przerysowani, albo jednowymiarowi. Broni się właściwie tylko Mie, której stan jest swoistą tarczą przed kiepskim scenariuszem, chroniąc ją przed pojawiającymi się przy bardziej wnikliwej analizie nieścisłościami. Fakt że całą historię śledzimy z jej, mocno przecież ograniczonej perspektywy, ale trudno w tym doszukiwać się usprawiedliwień dla pójścia na łatwiznę w przypadku innych bohaterów.
Ostatecznie jednak wiele można serialowi wybaczyć, ponieważ spełnia swoje podstawowe zadanie, skutecznie przykuwając do ekranu na 9 odcinków, w których zamyka się cała historia. Jeśli szukacie czegoś naprawdę wyjątkowego, "Tabula Rasa" Was rozczaruje, bo to produkcja udająca oryginalną, ale zbudowana na szeregu schematów. Jeśli jednak chcecie tylko obejrzeć coś solidnie wykonanego i niewymagającego przesadnego wysiłku, to trafiliście pod właściwy adres.
Serial "Tabula Rasa" można obejrzeć w Netfliksie.