"Touch" (1×01): Najlepsza premiera stycznia
Marta Wawrzyn
29 stycznia 2012, 20:02
Ślepy traf, przeznaczenie, a może czysta matematyka – jak to się dzieje, że wpadamy na siebie i nasze losy nieodwracalnie łączą się ze sobą? "Touch" daje na to pytanie odpowiedź i czyni to w ujmujący sposób. Spoilery.
Ślepy traf, przeznaczenie, a może czysta matematyka – jak to się dzieje, że wpadamy na siebie i nasze losy nieodwracalnie łączą się ze sobą? "Touch" daje na to pytanie odpowiedź i czyni to w ujmujący sposób. Spoilery.
Tak, znów się zdziwiłam. Może dlatego, że obejrzałam wszystkie – a było ich całe mnóstwo i niespecjalnie się od siebie różniły – klipy promujące "Touch" i wciąż ten serial nie wyglądał na nic więcej niż proceduralną sieczkę z czymś ekstra w postaci Kiefera Sutherlanda. Ot, takie "Person of Interest" z genialnym dzieckiem zamiast maszyny.
Tymczasem już od początku widać, że nowy serial stacji FOX jest czymś więcej. Może nie wielkim dziełem, ale na pewno zgrabną, świeżą, fantastycznie zagraną i dobrze napisaną historią. Jej główny bohater, Martin Bohm (Kiefer Sutherland) to nowojorczyk, którego żona zginęła 11 września. Został sam z malutkim synem Jake'iem, który przez 11 lat nie odezwał się do niego ani słowem, nie dał się też przez nikogo dotknąć. Martin pogodził się z tym, że wychowuje autystyczne dziecko, które ma własny świat. Przez ponad 10 lat poświęcał mu całą swoją energię, nie licząc na nic w zamian. Poświęcenie ojca Jake'a obrazuje rozwój jego kariery zawodowej: od reportera poczytnej gazety do bagażowego na lotnisku.
Problem w tym, że przez te 10 lat Martin nie znał prawdy o swoim synu: to genialne dziecko, które samodzielnie odkryło ciąg Fibonacciego, który pozwala mu dostrzegać powiązania pomiędzy różnymi ludźmi i wydarzeniami na świecie. To, co większość ludzi postrzega jako chaos, dla niego jest czystą matematyką. Jak oznajmia nam Jake w pilocie, już Chińczycy wiedzieli, jak to działa:
Jest starożytny chiński mit o czerwonej nici przeznaczenia. Mówi on, że bogowie obwiązali czerwoną nicią kostki każdego z nas i połączyli ze wszystkimi ludźmi, z którymi jest nam przeznaczone spotkać się w życiu. Wszystko jest ustalone z góry, z matematycznym prawdopodobieństwem.
Twórcy "Touch" we wspaniały sposób pokazują nam, jak to wygląda w praktyce. Zagubiony telefon, podróżujący po świecie tak jak jego właściciel, zaopatrzeniowiec z Londynu, łączy ze sobą ludzi, którzy nie mieli możliwości się spotkać ani w żaden sposób na siebie wpłynąć. Jest tu mężczyzna, który bardzo chce odzyskać zdjęcia córki (wspomniany zaopatrzeniowiec), są japońskie prostytutki, jest dziewczyna z Dublinu, która marzy o profesjonalnym śpiewaniu, jest wreszcie chłopiec z Iraku. Odległość, granice, różnice społeczne – nic z tego na nie ma tu znaczenia. Każdy ma zadanie do wypełnienia, a to, co zrobi, wpłynie na innych.
Wspaniała, emocjonalna historia, wyraźnie inspirowana puzzlami Alejandro Gonzáleza Iñárritu, nie pozwala widzowi oderwać się od ekranu. Zakończenie jak na mój gust przesłodzono – bardziej przypomina ono klimatem "To właśnie miłość" niż filmy meksykańskiego geniusza – ale na szczęście Tim Kring, twórca "Touch", zapowiedział już, że nie wszystkie historie będą się dobrze kończyć. Ma być raczej słodko-gorzko niż cukierkowo.
Ciekawa jestem, jak to wszystko zostanie wtłoczone w ramy swoistego procedurala. Ba, nawet nieproceduralnego serialu składającego się z samych świetnych historii w stylu Iñárritu sobie nie wyobrażam! W końcu Meksykanin zrobił zaledwie trzy dobre filmy w tym stylu, a wszyscy, którzy próbowali jego układanki małpować, jak do tej pory zawiedli (pamiętacie polski film "Zero"? Coś strasznego). Nie mam jednak powodu, żeby nie wierzyć w Kringa. W końcu wiele razy pokazał, że potrafi, a poza tym jego inspiracja dziełami Iñárritu to zaledwie jeden z wielu elementów składających się na "Touch".
Na co jeszcze warto zwrócić uwagę? Na świetnego Kiefera Sutherlanda, który wreszcie dostał porządną dramatyczną rolę. Może wreszcie widzowie zrozumieją, że ten pan to ktoś więcej niż Jack Bauer ratujący świat w ciągu 24 godzin. Na Davida Mazouza, który rewelacyjnie gra obojętne na świat zewnętrzny dziecko. Emocjonalne relacje ojciec – syn z pewnością będą jedną z najmocniejszych stron tego serialu. W serialu występuje też Danny Glover, a w pilocie spotkaliśmy Titusa Wellivera (jako strażaka, który szuka możliwości zadośćuczynienia – niestety na razie nie ma informacji, czy wróci).
"Touch" to nie jest serial, który można oglądać, jedząc kotleta przed telewizorem. Wymaga od widza uwagi, ale też zachwyca znakomitym aktorstwem, świetnym scenariuszem, pomysłowymi zdjęciami (zwróciliście uwagę na to, w jaki sposób nagrobki zrównały się z wieżowcami w scenie, w której Jake odwiedza grób żony?). Widać, że Kring ma większe ambicje niż stworzenie dobrze oglądającego się proceduralu.
Zobaczymy, czy uda się utrzymać ten poziom. Na razie możemy oceniać tylko jedną historię – tę z pierwszego odcinka. Czy inne będą równie dobre, nie wiem. Wiem za to, że to zdecydowanie najlepszy pilot stycznia.