Oczekiwana zmiana miejsc. "Fear the Walking Dead" – recenzja dwóch pierwszych odcinków 4. sezonu
Michał Kolanko
18 kwietnia 2018, 22:02
"Fear the Walking Dead" (Fot. AMC)
4. sezon "Fear the Walking Dead" to nie tylko pojawienie się Morgana z "The Walking Dead" ale i duże zmiany w samym serialu. Czy wyszły one na dobre? Niewielkie spoilery z pierwszego i drugiego odcinka.
4. sezon "Fear the Walking Dead" to nie tylko pojawienie się Morgana z "The Walking Dead" ale i duże zmiany w samym serialu. Czy wyszły one na dobre? Niewielkie spoilery z pierwszego i drugiego odcinka.
Dwa pierwsze odcinki nowego sezonu, które miałem okazję już zobaczyć, zwiastują ogromne zmiany w pomyśle i strukturze serialu.Przejście Morgana (Lennie James) z pierwowzoru wzmacnia tylko poczucie, że po trzech sezonach mamy do czynienia w zasadzie z zupełnie nową produkcją. To o tyle niepokojące, że ostatnie sezony swoim poziomem już zaczęły przewyższać oryginał, z którego projekt się wywodzi. Można złośliwie powiedzieć, że to nic trudnego, biorąc pod uwagę meandry, w których znalazło się "The Walking Dead" po tylu latach obecności na ekranie.
Jego spin-off miał pewną świeżość, której w projekcie-matce już dawno zaczęło brakować. To wynikało nie tylko z innej perspektywy – początku postapokaliptycznego świata – i innej geografii. To też inny pomysł na główne postacie i serialowy świat. "Fear the Walking Dead" zbudowało swoją tożsamość, unikalny miks współczesnego westernu z serialem o żywych trupach. Ich zresztą w niektórych najbardziej udanych odcinkach poprzednich sezonów było stosunkowo niewiele.
Teraz wszystko się zmienia, a odpowiedź na pytanie, czy są to zmiany na lepsze, jest niestety otwarta. Pierwszy odcinek to całkowita zmiana perspektywy. Nowi showrunnerzy Andrew Chambliss oraz Ian Goldberg uznali, że przejście Morgana – jednej z najważniejszych postaci w "The Walking Dead" – do ich projektu musi odbyć się w oniryczno-refleksyjny sposób. Mamy więc wspomnienia, które pokazują, jak i dlaczego Morgan trafił z Wirginii do Teksasu, gdzie samotnie wędruje po pustkowiach i poznaje nowych bohaterów, w tym rewolwerowca Johna (Garret Dillahunt). To od niego i jego samotnego monologu tak naprawdę zaczyna się sezon. Dla kogoś, kto spodziewał się dalszego ciągu wydarzeń z 3. sezonu, całość musi być co najmniej dezorientująca. Zwłaszcza że w kolejnym odcinku też nie dowiadujemy się, co tak naprawdę wydarzyło się po zniszczeniu tamy w finale poprzedniego sezonu.
W nowym sezonie pojawia się Althea (Maggie Grace), chyba najciekawsza z nowych postaci. Kobieta podróżująca po pustkowiach wozem SWAT uzbrojonym w karabiny maszynowe, które zresztą w spektakularny sposób znajdują użycie już niemal na samym starcie. Bo w 4. sezonie zagrożenie ze strony nieumarłych mieszkańców Teksasu jest dość spore. Szybko przekonujemy się też – jak zwykle – że dużo groźniejsi bywają ludzie. Wygląda bowiem na to, że znany i wypróbowany schemat "nasi" kontra "grupa złych z charyzmatycznym liderem" wraca z całą siłą. I to może być pewien problem w kolejnych odcinkach, bo takie historie to już bardzo dobrze znamy.
Problematyczne pod względem świeżości jest też to, co stało się z Madison Clark (Kim Dickens) i jej rodziną. Też mamy bowiem do czynienia z powtórką schematu, w którym bohaterowie budują schronienie, społeczność z własnymi regułami, która później poddana jest licznym próbom, zagrożeniom wewnętrznym i zewnętrznym. I szczerze mówiąc, ani społeczność, ani czyhające na nią zagrożenia nie są specjalnie oryginalne.
I to jest problem. Przez ostatnie lata "Fear the Walking Dead" zbudowało własny styl, z niepowtarzalną geografią, podejściem do świata po "końcu świata" i ciekawymi postaciami. Teraz wydaje się, że ten styl odchodzi w przeszłość. Zamiast tego wszystko jest dużo bardziej konwencjonalnie, choć niektóre postacie i wątki dobrze rokują na przyszłość. Rodzina Madison Clark – czy przede wszystkim ona sama – zawsze mieli własne pomysły na to, jak przeżyć w nowych warunkach. Teraz te wyróżniające "Fear the Walking Dead" cechy zanikają. Zamiast tego nie dostajemy jeszcze nic w zamian. To niestety nie wróży dobrze na przyszłość.
Dobrą wiadomością jest to, że bohaterowie których znamy i zdążyliśmy polubić – jak Victor Strand – pozostali z nami, chociaż działają w zdecydowanie innych okolicznościach. Obserwowanie, jak Madison radzi sobie jako lider oraz jaka przemiana w niej następuje, może być potencjalnie bardzo interesujące. Ale tylko potencjalnie.
W tym kontekście nawet pojawienie się Morgana w serialu może niczego nie zmienić. Chociaż to przejście było mocno komentowane i oczekiwane, to na pierwszy rzut oka wypada dużo mniej spektakularnie, niż wynikało to z rozbudzonych oczekiwań. Być może w przyszłych odcinkach to się zmieni, ale pierwsze wrażenie jest takie, że powrót "Fear the Walking Dead" jest czymś innym, niż wydawało się, że będzie. Nawet biorąc pod uwagę, że oczekiwane były duże zmiany. Im bardziej konwencjonalny będzie to serial, tym bardziej grozi mu podążenie losem oryginału. A to nie jest nic dobrego. Teraz jednak musimy uzbroić się w cierpliwość i liczyć, że nowe pomysły się pojawią.
4. sezon "Fear the Walking Dead" startuje na kanale AMC Polska w poniedziałek 23 kwietnia o godz. 22:00.