Najlepsze seriale utrzymane w mroźnych klimatach
Redakcja
11 kwietnia 2018, 21:02
"Terror" (Fot. AMC)
W czwartek 12 kwietnia o godz. 22:00 na kanale AMC Polska będziecie mogli zobaczyć 2. odcinek "Terroru", a wcześniej, o godz. 21:05, będzie powtórka pierwszego. Z tej okazji zapraszamy Was do świata wiecznej zimy – oto najmroźniejsze seriale!
W czwartek 12 kwietnia o godz. 22:00 na kanale AMC Polska będziecie mogli zobaczyć 2. odcinek "Terroru", a wcześniej, o godz. 21:05, będzie powtórka pierwszego. Z tej okazji zapraszamy Was do świata wiecznej zimy – oto najmroźniejsze seriale!
"Terror"
Przegląd mroźnych seriali zaczynamy od najnowszego tytułu – i zarazem takiego, który wydaje się być stworzony pod nasz ranking. Dziejący się w najzimniejszej części naszego globu "Terror" oparty jest na faktach i opowiada o XIX-wiecznej wyprawie arktycznej w poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego, które skróciłoby statkom handlowym drogę do Chin i Indii. Składały się na nią dwa statki, HMS Erebus i HMS Terror, które wiosną 1845 roku wypłynęły z Wielkiej Brytanii w kierunku Arktyki. Wypakowane zapasami olbrzymy wydawały się niezniszczalne, a sama ekspedycja – przygotowana na każdą okoliczność.
A jednak skończyła się tragicznie. Okręty utknęły w lodzie i nie były w stanie się ruszyć przez wiele miesięcy, podczas gdy ich dowódcy kłócili się o to, czy ratować się za wszelką cenę, czy jednak czekać na lato i liczyć na cud. O prawdziwej walce tych ludzi o przetrwanie wiemy niewiele – wraki statków znaleziono dopiero kilka lat temu: Erebusa w 2014 roku, Terroru w 2016 roku – ale prawdopodobnie marynarzy wykończyło nieludzkie zimno, głód i choroby. W serialu, opartym nie tylko na prawdziwych wydarzeniach, ale także na popularnej książce Dana Simmonsa, do tych czynników dochodzi wątek nadprzyrodzony. Uczestników wyprawy, zmagających się z horrorem zafundowanym przez naturę, zaczyna atakować potwór – tyleż tajemniczy, ile bezlitosny.
"Terror", który łączy w sobie wiele gatunków – od przygodowego serialu w kostiumie aż po dramat psychologiczny i horror – opiera się jednak raczej na skutecznym budowaniu napięcia i uczucia klaustrofobii, niż na bezpośrednim straszeniu. Choć śnieżny stwór robi swoje, zapewniając "Terrorowi" tytuł mrożącego krew w żyłach serialowego horroru, równie ważne, czy wręcz ważniejsze, są ludzkie dramaty, animozje i skomplikowane relacje, które niekoniecznie pomagają w walce o przetrwanie.
Jeżeli serial AMC jest opowieścią o potworach, to przede wszystkim tych nieuchwytnych, metaforycznych, ukrytych w nas samych. Na pierwszym znajduje się tutaj ludzka natura, która potrafi być szalenie nieprzewidywalna w sytuacji desperacji. "Terror" to historia walki o przeżycie, studium samotności i przerażenia, a także wielkie starcie osobowości, które opiera się na świetnie napisanych postaciach. Znajdujących się w stanie permanentnego konfliktu dowódców wyprawy grają Jared Harris z "Mad Men", Tobias Menzies z "Outlandera" i Ciarán Hinds z "Gry o tron" – jeden bardziej wyrazisty od drugiego.
"Terror" wciąga, zachwyca charyzmą swoich postaci i wygląda inaczej niż wszystko, co widzieliście do tej pory. Wyprodukowany przez Ridleya Scotta serial powstał głównie w studiu w Budapeszcie, gdzie zbudowano nie tylko statki, ale i małą Arktykę. Wszystko jest tu piękne i stylowe, a przede wszystkim nie ma w tym ani grama przypadkowości. Operujący głównie bielą i błękitem serial wywołuje uczucie niepokoju, zanim jeszcze na scenę wejdą jakiekolwiek potwory. A potem stopień grozy tylko rośnie.
W 2. odcinku "Terroru" zobaczycie, jak marynarze witają wiosnę, a wraz z nią nadzieję, że statki popłyną dalej. Przepełniony optymizmem dowódca całej ekspedycji, grany przez Hindsa Sir John Franklin, wysyła dwie ekipy na zwiady w poszukiwaniu otwartej wody. Niestety – nie tylko wszystko wokół jest zmrożone, ale jeszcze jedna z grup dokonuje niepokojącego odkrycia i staje się przedmiotem zainteresowania bezwzględnego drapieżnika. Odcinek będziecie mogli zobaczyć w AMC Polska jutro – w czwartek 12 kwietnia o godz. 22:00. A przed nim, o godz. 21:05, AMC pokaże powtórkę 1. odcinka.
Jeśli chcecie dowiedzieć się jeszcze więcej o serialu, tutaj znajdziecie naszych 10 powodów, dla których warto oglądać "Terror". [Marta Wawrzyn]
"W pułapce"
Skuta lodem i przykryta grubą warstwą śniegu historia kryminalna rodem z Islandii, a przy okazji najdroższy serial tamtejszej produkcji. Twórcą "W pułapce" jest Baltasar Kormákur (reżyser filmu "Everest"), a akcja rozgrywa się w miasteczku Seyðisfjörður, którym wstrząsa makabryczna zbrodnia. Gdy z wody zostaje wyłowiony bezgłowy tułów, lokalny stróż prawa – Andri (Olafur Darri Olafsson) – staje przed wyzwaniem, z jakim nie miał jeszcze do czynienia.
Sprawę dodatkowo utrudniają mu warunki atmosferyczne, które odcinają miasteczko od świata, wprowadzając do serialu niesamowity, klaustrofobiczny klimat. Wszechogarniająca biel, zamieć przez którą nawet wzrokiem trudno się przebić i kryjący się gdzieś w tym wszystkim morderca. Czy można sobie wyobrazić lepsze okoliczności dla klimatycznego kryminału?
"W pułapce" nie jest może najbardziej oryginalną produkcją na świecie, bo twórcy poruszają się po raczej standardowych tropach, ale w niczym nie umniejsza to przyjemności płynącej z oglądania. Wręcz przeciwnie – znajome motywy na czele z mrocznymi sekretami z przeszłości, szemranymi interesami i osobistymi problemami wypadają tu na tyle dobrze, że przez 10 odcinków trudno oderwać się od ekranów. Wyraziści bohaterowie i spektakularne islandzkie krajobrazy dopełniają obrazu równie mroźnej, co udanej całości. [Mateusz Piesowicz]
"Fargo"
Kiedy ostatnio pojawiła się kwestia 4. sezonu "Fargo" – który prawdopodobnie będzie rozgrywać się w odległej przyszłości – twórca serialu, Noah Hawley, powiedział, że trochę będziemy musieli na niego poczekać. Bo nawet jeśli sezon już będzie napisany i obsadzony, zdjęcia nie mogą ruszyć, dopóki w Minnesocie nie spadnie śnieg.
Bez śniegu "Fargo" nie istnieje – tak było w filmie braci Coenów i tak samo jest w serialu. A twórcy, jak widać, dbają o to, żeby było autentycznie. Nie ma mowy o dośnieżaniu czy poszukiwaniu lokacji gdzie indziej – w tej opowieści zima w Minnesocie gra za dużą rolę, żeby szukać drogi na skróty. Nawet jeśli składników, które każdą odsłonę "Fargo" czynią rozpoznawalną z daleka, jest więcej. Oprócz porządnej zimy zawsze musi być jakaś krwawa masakra, mnóstwo czarnego humoru i zwykli ludzie, którzy swoją prostolinijnością są w stanie zwalczyć nawet zło wcielone. Serial sprawdza się i jako poplątana historia kryminalna, i jako niezłe studium natury ludzkiej, i jako współczesna wersja "Zbrodni i kary".
Ale to charakterystyczny śnieżny klimat przyciąga do niego na samym początku, a jednym z największych cudów realizacyjnych do dziś pozostaje odcinek "Buridan's Ass" z 1. sezonu, który zawierał ryby spadające z nieba i niemal w całości dział się podczas burzy śnieżnej. Chaos to w "Fargo" podstawa, jednak zwykle jego sprawcami są tylko i wyłącznie ludzie. Do większości makabrycznych wydarzeń by nie doszło, gdyby rozmawiali ze sobą, słuchali siebie nawzajem i podejmowali racjonalne decyzje. W tym odcinku jednak wszystko zaczęło się od koszmarnej pogody. Śnieżyca narobiła bałaganu, jakiego nawet "Fargo" nie widziało – wspomnijcie choćby, jak Molly z Gusem strzelali do siebie, a Lorne Malvo zrobił, co planował, i tak po prostu się zmył.
Kolejne sezony "Fargo" aż tak zaśnieżone już nie były. Ale oczywiście miały wiele innych zalet, poczynając od nieziemskiej Kirsten Dunst i wspaniałego klimatu retro w 2. serii, a kończąc na podwójnej roli Ewana McGregora w 2. serii. Czekamy więc z niecierpliwością na ciąg dalszy, jak zwykle licząc na coś więcej niż śnieżna makabra w stylowym wydaniu. [Marta Wawrzyn]
"Cardinal"
Kanadyjski serial czerpiący garściami ze skandynawskich wzorców. Chłodny klimat? Jest. Duet niepasujących do siebie detektywów na pierwszym planie? Jest. Przerażająca zbrodnia w pięknych okolicznościach przyrody? No jasne, że tak. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze fakt, że gdy już zaczniecie oglądać "Cardinal", trudno oderwać się od ekranu przed poznaniem wszystkich odpowiedzi.
Tytułowy bohater, John Cardinal (Billy Campbell), to postać stworzona przez Gilesa Blunta i pojawiająca się na kartach kilku jego powieści. Na razie zekranizowane zostały dwie: "Czterdzieści słów rozpaczy" i "Pora czarnych much", kolejna jest już w drodze. I jest to niewątpliwie dobra wiadomość dla wszystkich fanów serialowych kryminałów, nawet pomimo tego, że zimowe klimaty mieliśmy tu tylko w 1. sezonie (za to bardzo mroźne, bo nie obeszło się nawet bez zamarzniętych zwłok). "Cardinal" to po prostu jedna z tych historii, które choć nie wyróżniają się oryginalnością, nadrabiają solidnością i intrygą, w której łatwo się zatracić.
Także dzięki parze bohaterów, bo obok Cardinala mamy jeszcze panią detektyw Lise Delorme (Karine Vanasse) – początkowo nieufną wobec swojego partnera. Ich dynamiczna relacja to jeden z fundamentów serialu, a dodanie im ludzkich cech, wad i osobistych problemów sprawia, że patrzy się na nich z nieukrywaną przyjemnością. To żadni cudotwórcy, a zwykli ludzie, których czasem policyjna robota przerasta i właśnie dlatego tak łatwo ich polubić. Podobnie jak cały "Cardinal", udowadniający, że dobra historia wcale nie potrzebuje efekciarstwa i nie wiadomo jak skomplikowanej fabuły, by wciągnąć nas bez reszty. [Mateusz Piesowicz]
"Przystanek Alaska"
Serial zupełnie inny od wszystkich na tej liście, bo ani nie straszy, ani nie miesza krwi ze śniegiem, a do tego jest prawdziwym weteranem w porównaniu z całą resztą. "Przystanek Alaska", którym w latach 90. ekscytowała się cała Polska, przypomina raczej "Gilmore Girls", niż mrożące krew w żyłach historie. Czyli też dzieje się w małym miasteczku, gdzie pory roku wyznaczają rytm życia. Pochodzący z Nowego Jorku młody dr Fleischman (Rob Morrow), kiedy został zesłany na Alaskę, czyli na sam koniec świata, oczywiście tego nie wiedział i był przekonany, że w tej krainie zimna czeka go wszystko co najgorsze.
I to prawda, że zimy w Cicely są zazwyczaj srogie – mróz wdziera się pod najgrubsze kurtki, drogi bywają nieprzejezdne, a jedyne, co pozostaje mieszkańcom, to rozgrzewać się w miejscowym barze. Ale potem pękają lody, przychodzi wiosna i ludzie zaczynają szaleć ze szczęścia. Nawet w Stars Hollow życie bohaterów nie jest tak uzależnione od pogody jak w "Przystanku Alaska".
Co ciekawe, to też jedna z najbardziej "ciepłych" produkcji telewizyjnych, jakie kiedykolwiek powstały. 110 odcinków tego wdzięcznego serialu, na którym wychowały się dzieci lat 90., wypełnia sympatyczny humor, specyficzny oniryzm i przyjazne interakcje pomiędzy ludźmi, z którymi aż chciałoby się napić w lokalnym barze. Wszystko jedno, czy zimą, czy latem. [Marta Wawrzyn]
"Fortitude"
Gdy akcja serialu rozgrywa się w miasteczku położonym na Spitsbergenie – norweskiej wyspie na Morzu Arktycznym – można się spodziewać, że lekkiej historii w ciepłym klimacie raczej tu nie uświadczymy. Ze znacznie większym prawdopodobieństwem dostaniemy istny lodowaty koszmar i to całkiem dosłownie.
Bo choć "Fortitude" początkowo może się wydawać kolejnym mroźnym kryminałem, stopniowo wychodzi na jaw, że tutejsze tajemnice mają znacznie dziwniejsze i bardziej przerażające wyjaśnienia, niż w typowej historii o morderstwie. Tutaj zabójstw jest więcej, a jedno bardziej makabryczne od drugiego, co zamienia idylliczne miasteczko na końcu świata w pokryte śniegiem piekło rodem z surrealistycznego horroru.
Niesamowity klimat to zdecydowanie jeden z najmocniejszych punktów "Fortitude", ale na nim się nie kończy. Brytyjski serial może się pochwalić chociażby rewelacyjną obsadą (na przestrzeni 2 sezonów pojawili się m.in. Richard Dormer, Christopher Eccleston, Michael Gambon, Sienna Guillory, Stanley Tucci, Sofie Gråbøl, Dennis Quaid i Michelle Fairley), a także przepięknymi, kręconymi na Islandii zdjęciami i nieźle trzymającą w napięciu, choć skręcającą w dziwnych kierunkach historią.
Ma "Fortitude" wyraźne wady, ale z pewnością nie można twórcom odmówić pomysłowości i chęci opowiedzenia historii dalekiej od stereotypów. To w połączeniu z zimowym klimatem daje pozycję, którą powinni się zainteresować szczególnie miłośnicy opowieści z dreszczykiem. Ostrzegamy jednak, że to rzecz dla widzów z mocnymi nerwami oraz żołądkami, bo niektóre widoki tutaj zdecydowanie nie należą do przyjemnych. [Mateusz Piesowicz]
"Zapiski młodego lekarza"
Składająca się z dwóch krótkich sezonów produkcja brytyjskiej telewizji Sky Arts 1, w której Jon Hamm i Daniel Radcliffe siedzieli pośród syberyjskich śniegów i tonęli w absurdzie. Serial, który jest adaptacją "Zapisków młodego lekarza" Michaiła Bułhakowa, liczy zaledwie 8 odcinków (wyemitowanych w latach 2012-2013), co w zupełności wystarczyło, by zachwycić widzów czarnym humorem, totalnym surrealizmem i doskonałym aktorstwem.
Don Draper z Harrym Potterem grają tutaj starszą i młodszą wersję tej samej osoby – lekarza, który z głową pełną idealistycznych idei przyjeżdża zaraz po studiach z Moskwy na Syberię, gdzie ludzie dosłownie wariują z zimna i nic nie jest normalne. Zwłaszcza że akurat mamy rok 1917 i w Rosji wybuchła rewolucja. Młody doktor zobaczy koszmary, jakich się nie spodziewał, i uzależni się od morfiny, co nie pozostanie bez wpływu na jego starszą wersję, graną przez Hamma.
"Zapiski młodego lekarza" to serial gorzki i ponury, który jednocześnie wywołuje salwy śmiechu. Hamm i Radcliffe najlepsi są we wspólnych scenach, kiedy starszy doktor zmaga się ze swoją młodszą wersją i na odwrót. Zimowy koszmar tylko potęguje surrealizm, a brak rosyjskiej duszy – Brytyjczycy często tym grzeszą, biorąc się za adaptacje prozy rosyjskich mistrzów – wynagradza świetnie zbudowany klimat i rewelacyjna gra obu panów wcielających się w głównego bohatera. [Marta Wawrzyn]
"Happy!"
Nie ma tu mas śniegu ani wielkich mrozów, jest za to bożonarodzeniowa atmosfera, sprawiająca, że zwariowana produkcja stacji Syfy może stanąć w jednym rzędzie z resztą zimowych seriali. Choć na tym podobieństwa się właściwie kończą, bo pod każdym innym względem jest "Happy!" rzeczą absolutnie wyjątkową.
Dość powiedzieć, że ta komiksowa ekranizacja zawiera duet składający się z zapijaczonego byłego gliniarza, a dziś balansującego na granicy obłędu płatnego zabójcy Nicka Saxa (Christopher Meloni), oraz… małego, niebieskiego jednorożca. Ten drugi to właśnie tytułowy Happy – wyimaginowany przyjaciel pewnej dziewczynki, która została porwana przez złego Świętego Mikołaja i tylko skrzydlaty stworek wraz z Nickiem, jedynym widzącym go człowiekiem, mogą jej pomóc. Brzmi dziwnie? To dopiero początek!
Bo nietypowa historia jest punktem wyjścia do istnej krwawej groteski, w której karykaturalna przemoc rodem z kina klasy B miesza się ze świąteczną atmosferą, a wszystkiemu towarzyszą wulgarny humor i animowana postać wyciągnięta żywcem z disneyowskiego filmu. Ta niecodzienna formuła prowadzi do serialowej jazdy bez trzymanki, której zdecydowanie nie polecamy co wrażliwszym widzom. Jednak ci, którzy cenią absurdalną, choć niezbyt wyrafinowaną rozrywkę, mogą po "Happy!" śmiało sięgać – gwarantujemy, że niczego podobnego dotąd nie widzieliście. [Mateusz Piesowicz]
"Gra o tron"
Dawno, dawno temu w "Grze o tron" bywało mroźnie, ale bywało też naprawdę gorąco – pamiętacie wyczerpaną Daenerys, wędrującą przez pustynię? Teraz, po powtarzanych przez lata zapowiedziach "Winter is coming!", zima wreszcie nadeszła do Westeros i trzeba przyznać, że nie zawiodła fanów. Zdjęcia do 7. sezonu powstawały w chłodniejszych miejscach niż poprzednio – w tym w środku zimy na Islandii – co było widać, słychać i czuć. Zwłaszcza kiedy oglądaliśmy w wydarzenia dziejące się za murem.
Kit Harington, Liam Cunningham, Kristofer Hivju i reszta ekipy, która wylądowała w lodowatej krainie, kręcili swoje sceny w temperaturze minus 25 stopni i przy silnym wietrze. Aktorzy opowiadali, jak przyjeżdżali na plan już w kostiumach, bo nie dało się przebrać na planie, a w przerwach uciekali do ogrzewanych namiotów. Były też problemy z dźwiękiem, bo wiatr zagłuszał słowa. W efekcie część dialogów była nie tyle mówiona, ile wykrzykiwana.
Krótko mówiąc – zima w "Grze o tron" wyglądała autentycznie, bo była autentyczna. I nieważne, że zamarznięte jezioro, na którym rozgrywa się jedna z najważniejszych rozgrywek sezonu, zbudowali scenografowie, a smoki nie żyją wśród nas, ani zwykłe, ani takie błękitnymi oczami.
Praca scenografów i mistrzów od efektów specjalnych robiła ogromne wrażenie w 7. sezonie "Gry o tron", a w sezonie finałowym prawdopodobnie możemy spodziewać się jeszcze większych atrakcji. A także podobnego poświęcenia ze strony aktorów, którzy już raz udowodnili, że są niezniszczalni. Pamiętacie, jak rozgrzewali się na planie graniem i śpiewaniem, podczas gdy dookoła szalał wiatr? Tak powstaje zima w "Grze o tron"! [Marta Wawrzyn]
When you"ve had to much trailer time… #behindthescenes #got7
Post udostępniony przez Kristofer Hivju (@khivju)
"Wataha"
Już 1. sezon "Watahy" można było zaliczyć do produkcji chłodnych, ale naprawdę mroźnie zrobiło się dopiero w kontynuacji, która pokazała nam bieszczadzką zimę w całej okazałości. I choć sam zapierający dech widok tamtejszych lasów pokrytych grubą warstwą śniegu to wystarczający powód, by polecać produkcję HBO, na tym bynajmniej jej zalety się nie kończą.
Rozgrywająca się na polsko-ukraińskim pograniczu historia to kilka opowieści w jednej. Solidny kryminał, mroczny thriller, a czasami nawet dramat ze społecznym zacięciem splatają się tu w skomplikowanej i trzymającej w napięciu fabule, którą śledzi się z prawdziwą przyjemnością, nawet mimo tego, że po drodze znajdzie się kilka wad. Warto jednak zauważyć, że 2. sezon naprawił kilka błędów poprzednika, a twórcy wyciągnęli wnioski i dali nam satysfakcjonujące zamknięcie całej opowieści.
Mamy więc makabryczne zbrodnie, głęboko skrywane sekrety, trochę prostych emocji, piękne widoki i odrobinę niezwykłości, a do tego grupę charakterystycznych bohaterów na czele z Wiktorem Rebrowem (Leszek Lichota) – czego chcieć więcej? Może jeszcze tylko wyjątkowego klimatu, jakim nie może się pochwalić żaden serial z tej listy. W końcu Bieszczady są tylko jedne. [Mateusz Piesowicz]