"Spartacus: Vengeance": Seks, przemoc i patos
Paweł Rybicki
28 stycznia 2012, 20:01
Oczekiwana od dawna kontynuacja przygód Spartakusa mocno rozczarowuje. 1. epizod "Spartacus: Vengeance" jest kiepską mieszanką patosu i pornografii.
Oczekiwana od dawna kontynuacja przygód Spartakusa mocno rozczarowuje. 1. epizod "Spartacus: Vengeance" jest kiepską mieszanką patosu i pornografii.
Serial "Spartacus: Blood and Sand" również nie był nadzwyczajnym widowiskiem, ale potrafił zaciekawić widzów formą nawiązującą do kultowych "300" oraz spektakularnymi scenami walki. Twórcom serialu jakoś udawało się zakryć ewidentne scenariuszowe braki. Oczywiście, znaczenie miały też wyjątkowo rozbudowane sceny seksu.
Przemoc i seks były obecne z jeszcze większym natężeniem w miniserii "Spartacus: Gods of the Arena" – ale był też świetny scenariusz. Wbrew tytułowi, postać Spartakusa się w niej nie pojawiała – Andy Whitfield, odtwórca roli legendarnego gladiatora ciężko chorował. Dlatego telewizja Starz zdecydowała się na produkcję krótkiego prequelu, opowiadającego o karierze lanisty Lentulusa Batiatusa. Ten projekt okazał się sporym sukcesem – głównie dzięki ciekawej fabule i wspaniałej grze Johna Hannah (czyli ekranowego Batiatusa).
Realizacja dalszego ciągu historii Spartakusa została jednak powstrzymana na kolejne miesiące z powodu postępów choroby Whitfielda. Aktor niestety zmarł 11 września 2011 roku. Na planie zastąpił go Liam McIntyre – nie tak pomnikowo przystojny, ale całkiem pasujący do roli trackiego wojownika. Wydawać by się mogło, że po tak długiej przerwie i udanym eksperymencie z "Gods of the Arena", serial o Spartakusie powróci z nową siła. Ale nic bardziej mylnego.
1. odcinek "Spartacus: Vengeance" (zatytułowany "Fugitivus") bardzo mocno nawiązuje do wydarzeń z "Blood and Sand". Postacie (których zresztą od początku pojawia się multum) bez przerwy odnoszą się do tego, co działo się w przeszłości. Można jednak to oglądać i bez znajomości poprzedniego sezonu, gdyż problemy grupy zbiegłych niewolników nie są zbyt skomplikowane – ktoś chce uciekać, ktoś chce walczyć, ktoś chce zemsty, ktoś chce odnaleźć ukochaną itp. Bohaterowie bez przerwy wykrzykują do siebie pełne patosu słowa, wpadając w manierę rodem z latynoskich telenowel.
Patetyczne sceny przerywane są eksplozjami seksu i przemocy, wśród których największe wrażenie robi bitwa w burdelu. Nie mam nic przeciwko pokazywania nagości i zabijania, ale lubię, gdy ma to jakiś sens. Np. w "Gods of the Arena" widzowie rozumieli, że urządzanie orgii i kupczenie ciałami niewolnic oraz niewolników to celowa taktyka Batiatusa. Tymczasem w "Vengeance" gołe cyki pojawiają się niemal bez przerwy, ale po prostu po to, żeby stanowić tło. Trudno odgadnąć, co jeszcze pokażą twórcy serialu, skoro już w pierwszym epizodzie pokazali aż tyle.
Niewykluczone, że właśnie na to liczą producenci "Spartacusa": Scenariusz i aktorów mamy takich sobie, to przyciągnijmy widownię tabunem nagich niewolnic. Ale nawet ten plan może się nie powieść – zanim widz zobaczy cycki może bowiem wcześniej usnąć z nudów, wysłuchując tyrad bohaterów.
"Spartacus: Vengeance", odc. "Fugitivus" (2×01)
OCENA: 2/5