Gorzej być nie może. "Seria niefortunnych zdarzeń" – recenzja 2. sezonu
Michał Paszkowski
29 marca 2018, 20:02
"Seria niefortunnych zdarzeń" (Fot. Netflix)
Wioletka, Klaus i Słoneczko powracają w 2. sezonie produkcji Netfliksa. Oceniamy bez spoilerów osiem z dziesięciu odcinków – adaptacje "Akademii antypatii", "Windy widmo", "Wrednej wioski " i "Szkodliwego szpitala".
Wioletka, Klaus i Słoneczko powracają w 2. sezonie produkcji Netfliksa. Oceniamy bez spoilerów osiem z dziesięciu odcinków – adaptacje "Akademii antypatii", "Windy widmo", "Wrednej wioski " i "Szkodliwego szpitala".
Z ulgą donoszę wszystkim fanom książkowej serii autorstwa Daniela Handlera i pierwszego sezonu netfliksowej adaptacji, że nowe odcinki nie zawodzą i stoją na równie wysokim poziomie co wcześniejsze. Z kolei dla tych, którym nazwisko Lemony Snicket nic nie mówi, spieszę z wyjaśnieniem. Ta mroczna tragikomedia familijna opowiada o smutnym losie rodzeństwa Baudelaire'ów, którzy, po tym jak stracili rodziców w pożarze własnego domu, trafiają do kolejnych mało kompetentnych opiekunów, wymykając się z rąk maniakalnego aktora Hrabiego Olafa (Neil Patrick Harris), polującego na ich spadek. Obeznani z "Serią niefortunnych zdarzeń" czytelnicy i widzowie wiedzą jednak, że nie sama historia wyróżnia tę opowieść, ale jej wyjątkowy styl, który w drugim sezonie pozostaje nienaruszony.
Tym razem śledzimy losy Wioletki (Malina Weissman), Klausa (Louis Hynes) i Słoneczka (Presley Smith) od momentu, kiedy znaleźli się w koszmarnej szkole, poprzez miejskie wyższe sfery, Wioskę Zakrakanych Skrzydlaków, szpital wyjęty wprost z horroru, aż po pełen niebezpieczeństw cyrk. A wszystko to wraz z charakterystyczną dla "Serii" kombinacją grozy, groteski i czarnego, pełnego ironii humoru.
Nie brak znowu dowcipów łamiących "czwartą ścianę", licznych odniesień do literatury i filmu, a co jakiś czas znajdzie się też nawiązanie do samego Netfliksa. No i oczywiście nie sposób pominąć wyjątkowego narratora historii, czyli Lemony'ego Snicketa (Patrick Warburton), który w charakterystycznie opanowany i uprzejmy sposób zawsze obdarzy nas definicją trudnej bądź niejednoznacznej frazy. Z każdą kolejną częścią powiększa się też galeria karykaturalnych postaci, za które przebiera się Hrabia Olaf. W nowym sezonie najbardziej komiczny jest "przystojny zagraniczny mężczyzna" Gunther z "Windy widmo", mówiący chaotyczną mieszanką angielskiego i co najmniej kilku innych języków.
Formuła każdej części, podzielonej na dwa odcinki, pozostaje (przynajmniej na początku sezonu) niezmienna, ale coraz większą rolę zaczynają odgrywać wątki tajnej organizacji, z którą w niewyjaśniony sposób powiązani byli rodzice Baudelaire'ów. Drugi sezon nie tylko wprowadza do historii jeszcze więcej sekretów i tajemniczych artefaktów, ale dodatkowo prezentuje nowe intrygujące postaci na czele z bohaterskim Jacques'em Snicketem (idealny w tej roli Nathan Fillion) i ekscentryczną oraz próżną do granic możliwości Esme Squalor, czyli w polskim tłumaczeniu Jolanty Kozak – Esmeraldą Szpetną (Lucy Punch). Serial umiejętnie pogłębia mitologię świata "Serii", odsłaniając więcej informacji o samym Olafie, jak i Lemonym Snickecie, który zdaje się być bardziej obecny w historii, którą opowiada.
Z każdym kolejnym etapem swojej usłanej nieszczęściami podróży Baudelaire'owie coraz bardziej desperacko szukają odpowiedzi na piętrzące się pytania o to, czym tak naprawdę zajmowali się ich rodzice. Tym razem jednak nie są w swojej niedoli sami, bo zyskują sprzymierzeńców w postaci Duncana i Izadory Quagmire/Bagiennych (Dylan Kingwell i Avi Lake), którzy również stracili swoich rodziców, a także brata, w pożarze. Pojawienie się przyjaciół w życiu Wioletki, Klausa i Słoneczka choć na chwilę pozwala im odetchnąć od kolejnych nieszczęść i daje promyk nadziei na to, ze niefortunne zdarzenia być może kiedyś dobiegną końca.
Bagiennych poznajemy już w pierwszym odcinku, który idealnie rozpoczyna nowy sezon, przedstawiając snicketowską wersję gimnazjum i jego wszystkich horrorów. Szkoła Prufrocka, gdzie trafia rodzeństwo, to prestiżowa instytucja, w której za karę za spóźnienia na obiad uczniom przywiązuje się ręce za plecami, a nauczyciele przeprowadzają testy z wiedzy o anegdotach z ich życia i wymiarach kompletnie przypadkowych przedmiotów. Tytułowa "Akademia antypatii", której motto to dosłownie "Pamiętaj, że umrzesz" jest prawdopodobnie jednym z najbardziej groteskowych miejsc, w jakim przyszło znaleźć się Baudelaire'om i przy okazji dowód na to, jak szczegółowy i intrygujący świat są w stanie zaprezentować twórcy serialu, tylko po to, aby zaraz przejść do kolejnego, równie fascynującego.
Osiem odcinków drugiego sezonu, które miałem okazję zobaczyć nie zmienia radykalnie formuły serialu i być może ta powtarzalność okaże się dla niektórych widzów trochę nużąca. Jednocześnie serial zostawia wszystko to, co uczyniło pierwszą serię tak udaną. Oglądanie nowych części to przede wszystkim delektowanie się kolejnymi snicketowskimi dowcipami językowymi i odkrywanie więcej coraz bardziej ekscentrycznych postaci zamieszkujących świat "Serii" oraz cudownie dziwacznych miejsc, jak choćby Cafe Salmonella, w której wszystkie serwowane dania oraz napoje przygotowane są z łososia.
Dodatkowo krążące wokół Baudelaire'ów sekrety i kolejne nawarstwiające się pytania sprawiają, że z niecierpliwością czekam na finałowe odcinki sezonu, o których napiszę więcej już w spoilerowej recenzji całego sezonu. Na razie mogę jedynie dodać, że pomimo tego, co mogą wam mówić wszechobecne reklamy i plakaty "Serii", nowe odcinki są jak najbardziej warte waszego czasu.
2. sezon "Serii niefortunnych zdarzeń" pojawi się na Netfliksie w piątek 30 marca.