Portret rodzinny z pieniędzmi w tle. "Trust" – recenzja nowego serialu o rodzinie Gettych
Mateusz Piesowicz
25 marca 2018, 21:05
"Trust" (Fot. FX)
Wielkie pieniądze i rodzinne ciepło rzadko idą w parze. W familii Gettych wiedzą o tym aż za dobrze, a my mamy szansę przekonać się po raz kolejny za sprawą opartego na faktach serialu "Trust".
Wielkie pieniądze i rodzinne ciepło rzadko idą w parze. W familii Gettych wiedzą o tym aż za dobrze, a my mamy szansę przekonać się po raz kolejny za sprawą opartego na faktach serialu "Trust".
Co robi najbogatszy człowiek na świecie, gdy jego nastoletni wnuk zostaje porwany dla okupu? Spełnia żądania porywaczy, licząc, że wszystko dobrze się skończy? Na pewno nie, jeśli nazywa się Jean Paul Getty. Ten zwołuje konferencję prasową i oświadcza nieznoszącym sprzeciwu tonem, że nie zapłaci ani centa. Oczywiście dlatego, że w ten sposób mógłby narazić na podobne sytuacje swoje pozostałe 14 wnucząt. Nie ma to jak kochający dziadek.
Daleko do takiego miana amerykańskiemu miliarderowi i przedsiębiorcy, który dorobił się fortuny w przemyśle naftowym, ale do historii przeszedł również z innych powodów. Takich, które świetnie prezentują się na ekranie, czego dowodem są aż dwie gwiazdorsko obsadzone produkcje opowiadające o najmroczniejszym rozdziale w sadze rodu Gettych, jakie możemy zobaczyć w krótkim odstępie czasu. Po filmowych "Wszystkich pieniądzach świata" pora na serialowy "Trust" – mieszankę rodzinnej dramy, czarnej komedii i true crime. A wszystko to od Simona Beaufoya i Danny'ego Boyle'a, twórców m.in. filmu "Slumdog. Milioner z ulicy".
Ten ostatni osobiście wyreżyserował pierwsze trzy odcinki serialu, które miałem okazję już zobaczyć, co dla jednych może stanowić zachętę, a dla innych, nieprzepadających za jego efektownym (i nieraz efekciarskim) stylem, wręcz przeciwnie. Jeśli jednak lubicie zabawy formą, narracją i gatunkowością, za którymi Brytyjczyk przepada, "Trust" powinno Wam zdecydowanie przypaść do gustu. Jego ręka jest tu bowiem wyraźnie widoczna i nadaje całej historii rys szaleństwa, jakiego niekoniecznie spodziewamy się po opowieściach opartych na prawdziwych wydarzeniach.
Taką natomiast jest "Trust", choć twórcy wyraźnie zaznaczają, że odpowiadają w nim swoją wersję historii (co wcale nie przeszkadza rodzinie Gettych grozić im pozwem za zniesławienie). Ta ma miejsce w 1973 roku, gdy Jean Paul Getty (Donald Sutherland), choć nie może narzekać na brak potomków, nie widzi wśród nikogo godnego przejęcia po nim schedy i stanięcia na czele rodzinnego imperium. Czy w tej roli mógłby się spełnić 16-letni John Paul Getty III (Harris Dickinson)? Wnuk patriarchy jest wprawdzie trochę nieokrzesany, ale za to okazuje większe zainteresowanie biznesem, niż którykolwiek z dorosłych. Przynajmniej dopóki na jaw nie wychodzą jego własne kłopoty i ukryte motywy stojące za przybyciem do dziadkowej posiadłości.
Te są przed nami odkrywane stopniowo, gdy poznajemy coraz więcej fragmentów początkowo prostej łamigłówki, a akcja przenosi się z Wielkiej Brytanii do Rzymu. Bo właśnie tam dochodzi do słynnego porwania, które od początku budzi sporo wątpliwości. Czy to robota mafii? Czy młody Getty wpadł w nieodpowiednie towarzystwo? Poniosła go młodzieńcza fantazja wymieszana z alkoholem i mocniejszymi substancjami? A może po prostu znalazł się w złym miejscu o złej porze?
Pytań już na wstępie jest sporo, a nowe będą się pojawiać w miarę, jak będziemy się zagłębiać w całą historię. Twórcy podają ją w nielinearny sposób, tworząc luki, a potem je uzupełniając, ale wszystko w granicach rozsądku. Nie macie się co obawiać, że fabuła zgubi Was gdzieś po drodze, za to urozmaicony sposób narracji zapewni trochę dodatkowych atrakcji i nie pozwoli się nudzić. Na plus zdecydowanie trzeba również policzyć to, że "Trust" nie przywiązuje się do jednego bohatera. Każdy z pierwszych odcinków w centrum uwagi stawia kogoś innego, przeskakując przy tym swobodnie między szeregiem postaci.
A ma w kim wybierać, bo tylko w premierowej godzinie poznacie tylu Gettych i nie-Gettych, że będzie można się nieco pogubić. Trzeba jednak przyznać, że cały ten tłum wprowadzono tu z głową, pozwalając nam się szybko zorientować, jakie realia panują w pokręconej rodzinie, w której ludzi bez problemów emocjonalnych jest znacznie mniej, niż kochanek seniora rodu.
Sam Jean Paul Getty wyrasta z kolei na bohatera, którego nie sposób polubić, ale jeszcze trudniej przejść obok niego obojętnie. Donald Sutherland jest w tej roli znakomity, krążąc gdzieś między słynącym ze swojego skąpstwa, chłodnym biznesmenem (płatny telefon w jego posiadłości istniał naprawdę), a rozczarowanym ojcem, który nie potrafił okazać miłości żadnemu ze swoich bliskich i sam również niewiele jej otrzymał. To człowiek, który posiadając wszystko, nie miał jednocześnie niczego istotnego.
Pilotowemu odcinkowi najbliżej do opowieści, jakiej można się tu było spodziewać. Poważnemu dramatowi o rodzinie zniszczonej przez pieniądze towarzyszy sarkastyczny ton i garść surrealistycznych wstawek, które wspólnie tworzą portret ludzi kompletnie oderwanych od rzeczywistości. Serial nie trzyma się jednak uparcie jednej ścieżki, potrafiąc diametralnie zmienić swoje oblicze, jak w drugiej godzinie, gdy towarzyszymy Fletcherowi Chace'owi (Brandan Fraser) – człowiekowi do zadań specjalnych, któremu Getty zlecił odszukanie swojego wnuka. I zapewniam Was, że z wszystkich filmowych wycieczek po Rzymie, ta jest jedyna w swoim rodzaju.
Nie może być inaczej, skoro spędzamy ją z przestylizowanym, amerykańskim kowbojem (Fraser idealnie wpisał się w ten obraz swoją potężną posturą), który zwraca się bezpośrednio do kamery z taką swobodą i pewnością siebie, jakby cały świat należał do niego. Zderzenie tej karykaturalnej postaci z cudowną rzymską scenografią skutkuje niesamowitym kontrastem, ale jakimś cudem działa. "Trust" momentami krąży niebezpiecznie blisko parodii, jednak Boyle potrafi te na pozór kompletnie niepasujące do siebie elementy zestawić w fascynujący sposób.
Dekadencja, absurd, naturalizm i czarna ironia mieszają się tu sposób daleki od oczywistego, dzięki czemu serial unika popadnięcia w oklepane schematy. Jasne, fabularnie nie jest to historia szczególnie odkrywcza, ale sposób jej opowiedzenia przykrywa scenariuszowe klisze, których nie udało się uniknąć. Musimy mieć amerykańskiego nastolatka kosztującego życia? Niech tańczy boso na rzymskich ulicach! Trzeba pokazać niczym nieograniczone bogactwo Gettych? Może by tak jedną długą jazdą kamery na imprezie w rytmie "Money" Pink Floyd?
Zarówno perełek w soundtracku, jak i podobnie spektakularnych scen jest w "Trust" więcej, jakby twórcy przeczuwali, że zwykłe opowiedzenie tej historii może być nudne. Postawili zatem na różnorodność środków, podkręconych jeszcze bardzo dynamicznym montażem (nie brak choćby dzielenia ekranu i błyskawicznych przejść). Jak już wspominałem – nie wszystkim takie ekscesy przypadną do gustu, ale jak dla mnie twórcy trafili w dziesiątkę, obdarzając swój serial energią, jakiej może mu pozazdrościć większość konkurencji.
Trzeba przy tym uczciwie przyznać, że nie wszystko wydaje się tu absolutnie niezbędne. Zdarzają się momenty, gdy twórcze zapędy są sztuką dla sztuki, z której wynika niewiele bądź zupełnie nic. "Trust" używa ogromu środków do wyciągania mało odkrywczych wniosków albo łopatologicznego wyjaśniania fabuły, co nieco psuje ich ekranowy efekt. A mowa tylko o trzech odcinkach, więc kolejnych siedmiu wypatruję z drobnym niepokojem. Tym bardziej że ich już nie wyreżyserował Danny Boyle, więc naprawdę trudno powiedzieć, czego należy się po nich spodziewać. W sumie może to jednak zaleta?
Pewny jestem tego, że nie zabraknie twórcom materiału na opowiedzenie dobrej historii, ani wykonawców, których stać na wniesienie do niej prawdziwych emocji. Tych trochę mi tu brakowało, ale póki co można to zrzucić na karb pozbawionego ludzkich uczuć klanu Gettych. Nie przez przypadek przecież jedyną osobą, jaka dotąd je okazała, jest Gail (Hilary Swank), matka porwanego, która dawno rozstała się z jego ojcem i tym samym odcięła się od rodzinnych pieniędzy.
Te jak wiadomo szczęścia nie dają, a wręcz z niego obdzierają, co twórcy przekazują nam uporczywie od samego początku. Pewnie jest w tym sporo racji, ale mam nadzieję, że nie zafiksowali się na tej jednej idei do tego stopnia, że nic więcej z ich serialu nie wyniesiemy. Szkoda by wszak było, żeby "Trust" skończył tylko jako efektowna ciekawostka niemająca wiele do powiedzenia. A choć początek wygląda naprawdę nieźle, widziałem już dość widowiskowych historii, które ostatecznie tonęły w morzu banałów, by już teraz wieszczyć tutaj sukces. Punkt wyjścia jest jednak więcej niż obiecujący.
"Trust" będzie można oglądać w HBO GO od 26 marca. Premiera w HBO 30 marca.