(Nie)winna. "Crazy Ex-Girlfriend" – recenzja finału 3. sezonu
Kamila Czaja
18 lutego 2018, 13:02
"Crazy Ex-Girlfriend" (Fot. CW)
Finał 3. serii "Crazy Ex-Girlfriend" mógł być przypieczętowaniem rozczarowania nierównością ostatnich odcinków lub przypomnieniem, że oglądamy wymykającą się schematom produkcję, która wie, czego chce. Jak wypadł? Spoilery!
Finał 3. serii "Crazy Ex-Girlfriend" mógł być przypieczętowaniem rozczarowania nierównością ostatnich odcinków lub przypomnieniem, że oglądamy wymykającą się schematom produkcję, która wie, czego chce. Jak wypadł? Spoilery!
To nie był równy sezon "Crazy Ex-Girlfriend". Serial, który po trudnych początkach znalazł na siebie oryginalny, ambitny pomysł, prawie zawsze dawał nam to, o czym nawet nie wiedzieliśmy, że tego właśnie chcemy. Nie bez powodu na początku roku kusiliśmy 10 powodami, żeby oglądać ten musicalowy komediodramat. Losy Rebeki Bunch niejednokrotnie trafiały też na nasze listy najlepszych propozycji tygodnia i miesiąca, a nawet do jednego top 2017.
Po niedoszłym ślubie z Joshem na początku 3. serii główna bohaterka wróciła z silnym pragnieniem zemsty. I o ile odcinki dotyczące knucia przeciwko dawnemu ukochanemu chwilami wydawały się nieco przesadzone, to kolejne tygodnie udowodniły, że twórcy serialu wiedzą, co robią. Celem było doprowadzenie Rebeki do całkowitego upadku, symbolicznie przypieczętowanego seksem z ojcem Grega i sceną z Joshem Grobanem śpiewającym, że "to koniec filmu". Ten odcinek, "Josh's Ex-Girlfriend Is Crazy", trafił do naszego zastawienia najlepszych odcinków roku.
Wątek zakończony próbą samobójczą Rebeki i diagnozą osobowości borderline był mistrzowski i zapewnił nam jeden z najbardziej znuiansowanych obrazów problemów psychicznych w popkulturze. Serial, który wydawał się po prostu świetną opowieścią o obsesyjnej miłości, nabrał paru nowych barw. Pojawiło się jednak pytanie, co dalej, ale dotychczasowe osiągnięcia twórców kazały podejść do kolejnych odcinków z optymizmem.
Tymczasem styczeń przyniósł zaskakujące załamanie formy, po którym zostało złe wrażenie, tylko częściowo zatarte przez dwie lutowe odsłony serialu. O ile już odcinek grudniowy, "Getting Over Jeff", był odstępstwem od głównych wątków, to przynajmniej dał nam na pierwszym planie Paulę i jej fantastyczną piosenkę o penisie. Styczeń natomiast to już odcinki, w których działo się wszystko i nic, jakby nagromadzeniem pozornie szokujących, a w praktyce mało zajmujących zwrotów akcji próbowano ukryć, że po zdiagnozowaniu Rebeki paliwo się wyczerpuje.
W lutym udało się trochę wrócić na tory opowieści o poważnych zmaganiach bohaterki z samą sobą. Pomógł dobrze pomyślany przeskok czasowy. Wątki Nathaniela i Trenta rozegrano przekonująco, przygotowany został grunt pod finałową kulminację sezonu. A teraz dostaliśmy finał, "Nathaniel Is Irrelevant", który mógł albo zrekompensować nam mieszane uczucia towarzyszące oglądaniu "Crazy Ex-Girlfriend" w 2018 roku, albo pogłębić poczucie, że to już nie ten sam serial, którym tak się zachwycaliśmy. I jakimś cudem po obejrzeniu odcinka zostałam z dziwnym poczuciem, że zrobił i to, i to.
Jako pojedynczy odcinek "Nathaniel Is Irrelevant" ma problem konstrukcyjny. Przeplatanie historii Rebeki od początku irytującym wątkiem Heather jako surogatki Darryla miało pewnie wyglądać jak optymistyczny kontrapunkt, ale poza rewelacyjną piosenką o porodzie wniosło niewiele. Nie pomogły autoironiczne wstawki, w których bohaterowie sami przyznają, jak dziwaczny to pomysł. I nawet relację Darylla i White Josha jakoś w tej części sezonu "rozwodniono". Już lepiej byłoby zostawić tę parę w spokoju po dobrze uzasadnionym rozstaniu, zamiast teraz doklejać w finale niepogłębione sceny z udziałem do niedawna ulubionego związku widzów.
Wątek Rebeki też może budzić wątpliwości. Owszem, świetnie wypada kontynuacja zeszłotygodniowego uświadomienia sobie przez nią, że jest jak Trent. Scena, w której Rebecca wyznaje winy w obecności Pauli, Nathaniela i Josha, okazuje się równocześnie smutna i pełna humorystycznych akcentów. Trudno nie przejąć się reakcją Pauli, ale i trudno nie uśmiechnąć się przy omawianiu niektórych grzechów. Jednak od momentu, gdy Trent wraca nie jako uosobienie poczucia winy Rebeki, lecz jako stalker z krwi i kości, odcinek przybiera dziwny kształt.
Niby wszystko się zgadza, Rebecca też robiła niebezpieczne rzeczy, by zdobyć Josha, a później, by go ukarać. A jednak na tle dotychczasowych, raczej zabawnych scenariuszowych rozwiązań wątku Trenta (nawet gdy humor był bardzo czarny) zamach na Nathaniela oraz zepchnięcie prześladowcy z dachu przez Rebekę sprawiają wrażenie scen wyjętych nie tyle z "Crazy Ex-Girlfriend", co z jakiejś parodii "Mody na sukces". Tymczasem ta próba morderstwa potraktowana zostaje przez twórców poważnie jako sensowny środek do celu, czyli umieszczenia bohaterki w więzieniu i postawienia jej przed kluczowym dla całego serialu dylematem.
I o ile rozwiązanie wątku Trenta wypada nieprzekonująco, tak sam dylemat Rebeki stanowi logiczny efekt historii opowiadanej przez trzy sezony. Nathaniel w rewelacyjnym duecie przekonuje czekającą na proces Rebekę, że nic nie jest jej winą i psychologia to doskonała wymówka, gdy robi się straszne rzeczy. Jego dziewczyna daje się przekonać – i nawet trudno jej się dziwić, bo para ma taką chemię, że nawet świadomość ironicznego potraktowania przez twórców tekstu utworu nie broni całkiem przed kibicowaniem tej dwójce, która ma sporo na sumieniu.
Dylemat wzmocniony zostaje misternie skonstruowaną przez scenarzystów sytuacją, w której Rebecca naprawdę tym razem działa z uzasadnionych pobudek, skoro Trent chciał zabić Nathaniela. Nie jest więc do końca winna akurat tego, co się jej zarzuca. Równocześnie jednak to właśnie jej działania doprowadziły do całej sytuacji, a wcześniejsze manipulowanie ludźmi, również tymi najbliższymi, wróciło w dramatycznej formie. Rebecca może więc przyznać się do winy za coś, co dałoby się uzasadnić, albo powołać się na niepoczytalność, chociaż byłoby to zaprzeczenie całych postępów w terapii, która stopniowo uświadomiła jej, że powinna odpowiadać za swoje czyny.
Końcowe przyznanie się do winy w sądzie broni się więc jako finał serii poświęconej zdobywaniu samoświadomości przez (anty)bohaterkę. To ostateczne potwierdzenie, że oglądaliśmy prowadzoną z premedytacją opowieścią o drodze Rebeki Bunch do odkupienia. I równocześnie dostaliśmy kolejny dowód, że to Paula jest dla Rebeki najważniejsza, a nie którykolwiek z partnerów.
Był to sezon bardzo dobry muzycznie, długo można by wymieniać świetne utwory, a dwa z finału dołączyły do listy najlepszych. Na dodatek "Nathaniel Is Irrelevant" przynosi nawet więcej nawiązań do starszych piosenek niż inne odcinki. Doliczyłam się "After Everything I've Done For You (That You Didn't Ask For)", "Settle For Me", "Group Hang", "Having a Few People Over", "I'm Just a Girl in Love", "You Stupid Bitch" oraz fenomenalnie wykorzystanego w napisach końcowych "I'm a Good Person".
Fabularnie natomiast seria trzecia dała nam to, co w serialu najlepsze (wątek problemów psychicznych, złożoną przyjaźń Rebeki i Pauli, fantastyczną relację Rebeki i Nathaniela), i to, co w nim najgorsze (brak skupienia na głównym temacie, nieudane próby wykorzystania świetnych postaci z drugiego planu i niewytłumaczalnie dużą obecność Josha).
Twórcy w wywiadach podkreślają, że planowali swój serial na cztery sezony. I o ile pewnie mają pomysł na ewentualną ostatnią serię, gdyby serial dostał na nią zamówienie, to po styczniowych i częściowo lutowych pomysłach scenariuszowych można wątpić, czy będzie to pomysł wystarczająco dobry. Kupiłabym "Nathaniel Is Irrelevant" jako finał całości, domknięcie drogi Rebeki od nieświadomości do wzięcia odpowiedzialności za własne życie. Nawet jeśli będzie to życie po skazującym wyroku. Ale może The CW da "Crazy Ex-Girlfriend" szansę udowodnienia, że ten wciąż przecież jeden z najoryginalniejszych współczesnych seriali ma przed sobą piękną przyszłość.