Wyśmiewać trzeba umieć. "Our Cartoon President" – recenzja serialu animowanego o Donaldzie Trumpie
Mateusz Piesowicz
16 lutego 2018, 12:33
"Our Cartoon President" (Fot. Showtime)
Urzędujący prezydent USA to bardzo wdzięczny obiekt kpin, o ile tylko jest w nich chociaż gram polotu i oryginalności. W oklepanym do bólu "Our Cartoon President" ich nie znajdziecie.
Urzędujący prezydent USA to bardzo wdzięczny obiekt kpin, o ile tylko jest w nich chociaż gram polotu i oryginalności. W oklepanym do bólu "Our Cartoon President" ich nie znajdziecie.
Czasy, w których prezydent Stanów Zjednoczonych jest chodzącym memem (co wcale nie jest jego największą wadą), wydają się prawdziwym rajem dla komików. Nie trzeba się nawet szczególnie wysilać nad wymyślaniem kolejnych gagów – wystarczy przejrzeć wiadomości, a gotowe tematy wyskakują jeden po drugim. Czy tak karykaturalna rzeczywistość potrzebuje jeszcze większego przerysowania? Na pewno nie w takiej wersji, jaką zafundował nam Stephen Colbert do spółki z telewizją Showtime.
"Our Cartoon President" wzięło się z powracającego motywu w "The Late Show with Stephen Colbert", gdzie animowany Donald Trump i jego rozmowy z prowadzącym są całkiem zabawnym punktem programu. Zdecydowanie powinny jednak w takiej formie pozostać, bo ich serialowa odsłona to nic więcej, niż zestaw prostackich żartów rozciągniętych do ponad 20-minutowego formatu. Zapomnijcie o inteligentnej satyrze i ostrej jak brzytwa kpinie. Twórcy serialu poszli po linii najmniejszego oporu, stawiając na humor płytki i oparty na schematach, w których brak większego znaczenia i jakiejkolwiek sensownej krytyki.
Mamy za to pomarańczowego prezydenta w premierowym odcinku szykującego się do wygłoszenia swojego pierwszego orędzia o stanie państwa oraz jego rodzinkę, doradców i jeszcze kilka postaci, które nawet średnio zorientowani w realiach amerykańskiej polityki bez trudu rozpoznają. Podobnie jak wszystkie towarzyszące Trumpowi wady, w teorii bezlitośnie tutaj wyśmiewane. W praktyce "Our Cartoon President" powtarza wciąż te same dowcipy, grając na znajomych nutach i nie potrafiąc wycisnąć z nich nic, czego już byśmy nie widzieli.
Jest więc główny bohater niewidzącym świata poza sobą bufonem, który ciągle chełpi się wygranymi wyborami. Jest prymitywnym typem, który znalazł się w Białym Domu, nie mając pojęcia, co się z tym wiąże. Jest znudzonym miliarderem w polityce szukającym tylko jeszcze większego poklasku. Jest beznadziejnym mężem i ojcem zaprzeczającym wizerunkowi porządnego republikanina. Jest oczywiście również kompletnym idiotą otoczonym przez ludzi równych sobie bądź gorszych. Ot, niemal normalny przekaz dotyczący Donalda Trumpa, jedyna różnica polega na ubraniu go w kreskówkowe szaty.
I jest to niestety podejście przede wszystkim piekielnie nudne. Takich doczekaliśmy czasów, że zwykłe wyszydzanie przywar prezydenta USA to standard, który na nikim nie może już robić wrażenia, bo niemal dokładnie to samo możemy oglądać w prawdziwym świecie. Przywódca globalnego mocarstwa zachowujący się jak średnio rozgarnięty nastolatek? Wejdźcie na jego twitterowe konto, a dostaniecie podgląd na żywo. Afery tak absurdalne, że kiedyś pasowałyby do takiej kreskówki jak ulał? Dzisiaj to codzienność. Postaci naszkicowane bardzo grubą kreską? Ich realne wersje nie wydają się szczególnie odległe.
W takich realiach produkcja w rodzaju "Our Cartoon President" musi oferować coś więcej, niż oczywiste żarty, by najzwyczajniej w świecie wybić się ponad obrazki, jakie oglądamy na co dzień. Tymczasem serial Showtime nie stawia ani na rzeczową krytykę wymieszaną z ostrym komentarzem (jak komicy w stylu Johna Olivera czy choćby samego Colberta), ani nie idzie w kompletną groteskę, która do kreskówki mogłaby pasować jak ulał. Dziwi też fakt, że twórcy prawie wcale nie korzystają z możliwości, jakie daje kablówka – to wręcz grzeczny serial. Zamiast tego wybrali najgorszą opcję z możliwych, czyli bezpieczny środek. Ani stanowczo, ani kontrowersyjnie, ani wyraziście.
Dochodzi nawet do tego, że twórcy… uczłowieczają Trumpa (o czym zresztą sami przestrzegają w jednym z nielicznych lepszych momentów serialu – szkoda, że nie poszli za własną radą). Czynią z niego bowiem niegroźnego głupka, jakich komedia zna wielu. O, spójrzcie, jaki ten prezydent zabawny, gdy próbuje przechwycić walizkę z kodami atomowymi! Boki zrywać, nie? Niekoniecznie, zwłaszcza wtedy, gdy na ekranie pojawia się jego prawdziwa wersja z materiałów archiwalnych, a różnica pomiędzy nim, a animacją wypada na korzyść tej drugiej.
Jedyną przyjemnością, jaką od biedy można znaleźć w "Our Cartoon President", jest sposób, w jaki zostały przedstawione poszczególne postaci. Mamy tu niewyraźną i pozostającą w tlę Melanię, głupkowatych Erica i Donalda Jr., konserwatywnego do bólu Mike'a Pence'a, irytującego Teda Cruza, wolno myślącego Jeffa Sessionsa i jeszcze kilku innych. Zdecydowanie nie jest to szczyt komediowego wyrafinowania (albo nawet pagórek), ale przez chwilę można się rzeczywiście przy tym uśmiechnąć.
Inna sprawa, że chwila szybko mija, bo wszyscy zostali napisani w oparciu o jedną stereotypową cechę, która działa dokładnie raz. Potem schemat jest powtarzany, brakuje mu jakiegokolwiek elementu zaskoczenia i dowcip od razu wygląda jak odgrzewany kotlet. A to tylko po dwóch odcinkach, strach pomyśleć, co będzie potem, gdy twórcom skończą się znane twarze do sparodiowania.
Ja nie mam zamiaru się przekonywać, tym bardziej, że i pomysły na przewodnie motywy odcinków nie są w żadnym stopniu odkrywcze. Najpierw wspomniane orędzie o stanie państwa zestawiono z Trumpem rozgryzającym, co sprawić Melanii na rocznicowy prezent, a potem skupiono się na jego niechęci do wypełniania oficjalnych obowiązków i stworzeniu armii sobowtórów. Do tego jeszcze obowiązkowy motyw rodzinny z Donaldem Jr. i voilà, mamy trudne do wytrzymania 20 minut wyprute z jakiegokolwiek uroku.
A że serial również realizacyjnie nie wychyla się ani na centymetr poza przeciętność (standardowa kreska i solidna, ale pozbawiona fajerwerków praca aktorów), nijak nie potrafię wskazać sensownych powodów, by go oglądać. O ile nie spędziliście ostatniego roku w całkowitym odcięciu od informacji, to również nie będziecie w stanie tego zrobić. Chyba że wolicie, aby nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe wiadomości o jednym z najważniejszych ludzi świata podawano Wam w animowanej formie – wtedy śmiało możecie po "Our Cartoon President" sięgać. Tylko nie liczcie na wielkie wybuchy śmiechu.