Pozdrowienia z Rosji. "McMafia" – recenzja finału sezonu
Mateusz Piesowicz
14 lutego 2018, 22:02
"McMafia" (Fot. BBC)
Kwestią czasu było, aż kroczący coraz śmielej po przestępczej ścieżce Alex Godman zawita do Moskwy. Jak wypadła ta wizyta i cały sezon serialu BBC? Uwaga na finałowe spoilery.
Kwestią czasu było, aż kroczący coraz śmielej po przestępczej ścieżce Alex Godman zawita do Moskwy. Jak wypadła ta wizyta i cały sezon serialu BBC? Uwaga na finałowe spoilery.
Poczucie obowiązku? Chęć pomszczenia zamordowanego wuja? Troska o bezpieczeństwo najbliższych? A może po prostu coraz bardziej kuszący świat zorganizowanej przestępczości? Motywacje kierujące Alexem Godmanem (James Norton) i jego czynami stawały się z odcinka na odcinek "McMafii" mniej przejrzyste, podczas gdy on stopniowo zamieniał się z niepewnego bankiera w ważną figurę na mapie globalnych nielegalnych interesów. Wiadomym więc było, że jego kroki muszą prędzej czy później poprowadzić go w stronę rodzinnego kraju. Pytanie brzmiało, kim będzie Alex po tej wizycie?
Choć rozsądniej byłoby zapytać, czy cokolwiek z niego zostanie, bo moment na wycieczkę do Moskwy wybrał sobie nasz bohater najgorszy z możliwych. Nieświadom planów swojego ojca, który chcąc wyeliminować Vadima (Merab Ninidze), uczynił go tylko wściekłym i gotowym na wszystko desperatem, Alex zmierzał wprost do jaskini lwa. I przez chwilę wydawało się, że nie może się to wszystko skończyć inaczej, niż efektowną i zapewne krwawą konfrontacją dwójki przeciwników. Na szczęście wiele z tego nie wyszło.
Na szczęście, bo choć "McMafia" ma sporo wspólnego z "Nocnym recepcjonistą", a porównania pomiędzy nimi są uzasadnione (sam to robiłem przy okazji recenzji pierwszych odcinków), różni się od tej produkcji w zasadniczym punkcie. Tutaj trzymające w napięciu sekwencje są tylko dodatkiem do historii, w której na pierwszym planie stoją bohaterowie i ich dylematy. I choć twórcy chwilami nie potrafili oprzeć się pokusie wystylizowania serialu na kino akcji (w finale mamy przykład w postaci, delikatnie rzecz ujmując, niezbyt porywającej ucieczki Alexa przed Vadimem i jego ludźmi), nie przykryła ona całej reszty. Ta natomiast oferuje znacznie ciekawsze rzeczy, niż kolejna bieganina.
Finałowy odcinek to potwierdził, uzupełniając opowieść o człowieku, który musiał skonfrontować się z wrogami, ale nade wszystko samym sobą, by wreszcie odkryć, kim naprawdę jest. Serialowym Michaelu Corleone (zachowując wszelkie proporcje) przebywającym długą drogę od trzymania się z dala od rodzinnych interesów, do przejęcia nad nimi kontroli. Kluczowa w zrozumieniu przemiany Alexa nie jest zatem scena ostatecznego rozliczenia z Vadimem czy targów pomiędzy nim, Rosjanami i Meksykanami, lecz znacznie skromniejsza, wręcz niepozorna na tym tle, wizyta w małym moskiewskim mieszkanku.
Miejscu o tyle istotnym, że zwracającym naszą uwagę na prosty fakt: Alex nigdy tak naprawdę nie zapomniał, skąd pochodzi. Londyńskie apartamenty, wszelkiego rodzaju luksusy i głębokie przekonanie o własnej brytyjskości były tylko fasadą. Kłamstwem, za którym bohater wiódł wygodne życie i które musiało w końcu runąć. Nie od razu oczywiście, bo nie jest to proces, który zachodzi ot tak. Został on jednak przeprowadzony na tyle sensownie i uwiarygodniony kreacją Jamesa Nortona, że mogę go uznać za przekonujący. Podobnie jak słowa Alexa, beznamiętnie oznajmiającego: "Jestem bankierem".
I trudno się z nim nie zgodzić, nawet wiedząc, że w zakresie obowiązków typowego bankiera raczej nie mieści się osobista egzekucja głównego konkurenta. Drugim obok przemiany Alexa wiodącym motywem "McMafii" było bowiem przedstawienie mechanizmów działania współczesnej przestępczości zorganizowanej i zestawianie jej z regułami rządzącymi wielkim biznesem, co udało się może nawet lepiej, niż w przypadku głównego bohatera. Negocjacje prowadzone przez niego z Rosjanami i prezentacja ekonomicznych korzyści płynących z otwarcia portów na meksykański towar wypadły znakomicie – zarazem gorzko i przerażająco realistycznie. Finansowanie szpitali i szkół przez wpływy z handlu narkotykami? Taka moralna ambiwalencja, której twarzą stał się teraz Alex, bardzo pasuje do współczesnego świata.
W przeciwieństwie do podejścia reprezentowanego przez Vadima, który pełnił tutaj niewdzięczną rolę przedstawiciela starego porządku, czyli przestępców kierujących się emocjami. Nieprzypadkowo zestawiono przecież sceny biznesowej prezentacji Alexa z pogrzebem córki jego przeciwnika. To drugie przyciąga wszak publiczną uwagę, tak bardzo niepożądaną, gdy w grę wchodzą wielkie interesy i polityka. Te lubią spokój, pokorę, ale i bezwzględność, jeśli wymaga tego sytuacja. Dlatego właśnie Alex pasuje do tego świata znakomicie, choć sam zdaje sobie sprawę, że koszty, jakie poniesie, nie będą małe. I wcale nie mam na myśli finansów.
W scenie rozmowy z Vadimem mogliśmy zobaczyć, jak świetnie połączyły się przewodnie wątki "McMafii", dopełniając przemiany naszego bohatera. To był ostatni moment, w którym Alex mógł się jeszcze wycofać z obranej ścieżki, przynajmniej pozornie. Bo tak naprawdę nie miał już żadnego wyboru. Wiedział, że jeśli osobiście nie naciśnie spustu, dotychczasowe grzechy dopadną go, czy to w postaci Vadima, czy kogoś innego, a ucierpią na tym przede wszystkim jego najbliżsi. Wykonując wyrok, skazał się na samotność i życie w ciągłym lęku, że w końcu znajdzie się ktoś, kto wszystko mu zabierze, tak samo jak on robił to teraz ze swoim wrogiem. Świetnie zgrali to i Norton, i Ninidze, doskonale przedstawiając tragizm całej sytuacji. Tu nie ma dobrego wyjścia, a zwycięstwo Alexa jest bardzo gorzkie.
Gorycz towarzyszy zresztą w finale praktycznie każdemu. Rodzicom bohatera, których szczęście jest kompletną fikcją; Rebecce (Juliet Rylance), wiedzącej, że jej ukochany stał się człowiekiem, którego kompletnie nie zna; a nawet pozornie niemającej na co narzekać Lyudmille (Sofya Lebedeva), bo i jej twórcy odmówili szczęśliwego zakończenia u boku Josepha (Oshri Cohen). W poszukiwaniu happy endów należy się udać gdzie indziej, tutejszym światem rządzą twarde, kapitalistyczne zasady.
Takie też podejście zaprezentowali twórcy w całym serialu, porzucając wielkie emocje na rzecz chłodnego przedstawienia mechanizmów funkcjonowania tej rzeczywistości. Nie zawsze wychodziło to idealnie, czasem brakowało postawienia kropki nad i (jak w wątkach Czecha Karela Benesa i w mniejszym stopniu Semiyona Kleimana), kiedy indziej zaangażowanie w osobiste historie rodziny Godmanów skręcało niepotrzebnie w stronę telenoweli. Ogólny obraz "McMafii" jako twardo stąpającej po ziemi opowieści jest jednak pozytywny i z pewnością daje pole do kontynuacji.
Czy taka powstanie wyjaśni się pewnie dopiero po tym, jak serial zostanie przyjęty w Stanach (amerykańska premiera dopiero za kilka dni). Ja nie miałbym nic przeciwko, zwłaszcza gdyby miała ona odsłaniać jeszcze więcej kulisów działania globalnej mafii, które chyba najlepiej opisała nieświadomie matka Alexa: "Cały świat jest teraz taki sam. Gucci tu, Gucci tam". Biznes, marka, pieniądze – to ma znaczenie. Moralność, sentymenty i inne ludzkie słabości mało kogo tutaj interesują.
Serial "McMafia" jest dostępny w serwisie Amazon Prime Video.