W zupełnie innym miejscu. "The Good Place" – recenzja finału 2. sezonu
Mateusz Piesowicz
3 lutego 2018, 22:03
"The Good Place" (Fot. NBC)
"The Good Place" zaskakiwało nas już tyle razy i na tak różne sposoby, że nawet nie próbowałem zgadywać, co wydarzy się w finale 2. sezonu. Słusznie, bo i tak bym tego nie przewidział. Spoilery!
"The Good Place" zaskakiwało nas już tyle razy i na tak różne sposoby, że nawet nie próbowałem zgadywać, co wydarzy się w finale 2. sezonu. Słusznie, bo i tak bym tego nie przewidział. Spoilery!
"Nazywam się Eleanor Shellstrop i od teraz spróbuję być lepsza, życzliwsza i bardziej uczynna" – nie, nikt nie włamał się na facebookowe konto naszej bohaterki. Ona po prostu zmarła, przetrwała psychiczne tortury w życiu po życiu, zaprzyjaźniła się z trójką podobnych sobie ludzi i demonem, uciekła z piekła oraz poddała się procesowi przed najwyższą sędzią, by wreszcie dostać jeszcze jedną szansę na udowodnienie, że jest dobrym człowiekiem. Nic wielkiego, prawda?
Wręcz przeciwnie. Szalone tempo, jakie narzucili swoim bohaterom twórcy "The Good Place" w 2. sezonie, przypominało jazdę rozpędzoną kolejką górską, która mijała po drodze mnóstwo fantastycznych atrakcji, ale przy żadnej nie zatrzymywała się ani sekundę dłużej, niż było to konieczne. Setki restartów, jeszcze więcej lekcji etyki, kryzysy i ich nietypowe rozwiązania, wizyta w najprawdziwszym Złym Miejscu i spotkanie z Sędzią Gen (Maya Rudolph) – właściwie każdy z tych motywów mógłby samodzielnie stanowić podstawę całego sezonu. Tutaj wyciskano z nich wszystko, co najlepsze i od razu przeskakiwano dalej, nie pozwalając nam choćby przez sekundę poczuć znużenia tym, co oglądamy.
Mając to świeżo w pamięci i przypominając sobie twist, jakim uraczono nas rok temu, po finale mieliśmy pełne prawo oczekiwać fajerwerków. Możemy więc mówić o pewnym zaskoczeniu, bo w porównaniu do niedawnych szaleństw, odcinek którego centralnym punktem było przywrócenie Eleanor i reszty do życia (w jakiejś formie), prezentował się dość spokojnie. Mimo to nie ma mowy o rozczarowaniu – "Somewhere Else" było idealnym podsumowaniem drogi, jaką przebyli nasi bohaterowie i naturalnym kolejnym krokiem na niej. A przy okazji jak zawsze świetnym odcinkiem, pełnym znaczących wydarzeń i genialnych drobiazgów (przyjrzyjcie się choćby podpowiedziom w wyszukiwarce, gdy Eleanor szukała wykładu Chidiego).
Zaczęło się absolutnie cudownie, bo od wyznania miłości Janet i Jasona. Biorąc pod uwagę, że ona nie jest ani robotem, ani dziewczyną, ani nawet do końca nie jest już Janet, trudno wyciągać jakiekolwiek wnioski, ale że tych dwoje pasuje do siebie jak mało kto, ściskam za ten przedziwny związek kciuki. Co najmniej równie mocno jak za Eleanor i Chidiego, których pocałunek ("Hot diggity dog!") gdzie indziej byłby kulminacją całej historii. W "The Good Place" to tylko mały przerywnik, w końcu gra toczy się o znacznie większą stawkę. Czy jak wolicie, moralny deser.
W tym jednak, jak w każdym innym filozoficznym dylemacie, tkwi haczyk. Aby na niego zasłużyć, nie wolno go w żaden sposób oczekiwać. Serial stanął więc twarzą w twarz z problemem, który towarzyszył mu od samego początku – czy wiedza, że za właściwe postępowanie czeka nagroda, nie wyklucza czystych intencji? Eleanor i reszta się zmienili, bez dwóch zdań, ale czy postępowaliby tak samo, nie mając świadomości, że grożą im wieczne tortury? Mając do dyspozycji możliwości zaświatów, można się przekonać.
Tak oto doszliśmy do sedna, czyli pozornego dużego kroku wstecz, jaki wykonało "The Good Place". Pozornego, bo cofnięcie się do ziemskich czasów Eleanor, by sprawdzić, jak głęboka zaszła w niej zmiana, pozwoliło nam obejrzeć zupełnie inny serial. Może nie tak szalony, jak wcześniej bywało, ale za to w pełni skupiony na przyświecającym mu celu. O wiele poważniejszym, niż nawet najbardziej błyskotliwa komedia. Przyszła bowiem pora, by odpowiedzieć na pytanie, co jesteśmy sobie nawzajem winni? A to zdecydowanie nie jest kwestia, którą da się wyjaśnić w kilku zdaniach.
Ba, właściwie to nawet trzygodzinny wykład Chidiego AnnaKendrick może nie wystarczyć, choć z pewnością swoje zrobił. Zdołał przykuć uwagę Eleanor, która po okresie wzorowego zachowania zdążyła już powrócić do starych nawyków. Wzlot i upadek bohaterki uratowanej cudem przed śmiercią pod kołami sklepowych wózków został wprawdzie przedstawiony błyskawicznie, ale nie ma mowy o nadmiernym pośpiechu. Znów zobaczyliśmy dokładnie tyle, ile było potrzebne, byśmy zrozumieli sytuację, a zarazem dobrze się bawili.
Z jednej strony była więc Eleanor rzucająca pracę w firmie wciskającej ludziom fałszywe leki na rzecz ochrony środowiska i przechodząca na wegetarianizm. Z drugiej natomiast taka angażująca się w podwójne piramidy finansowe i wybierająca się na koncert Taylor Splift, grupy reggae grającej covery Taylor Swift (to rzeczywiście brzmi jak coś, za co idzie się do piekła). Wytrwała więc nasza bohaterka w swojej postawie nie za długo, ale co się dziwić, skoro za dobre uczynki zamiast tiary i szarfy dostała paskudne mieszkanie, dług i rozwolnienie?
Twórca "The Good Place", Michael Schur (który osobiście wyreżyserował i napisał scenariusz do tego odcinka), po raz kolejny udowodnił, że największa siła jego serialu leży, wbrew pozorom, w prostocie. Bo przecież cała ta zawiła układanka sprowadziła się w gruncie rzeczy do banalnej kwestii: po co właściwie być dobrym, jeśli nikogo to nie obchodzi? Oczywiście banał to w tym przypadku pojęcie względne, mówimy wszak o trudnych do rozstrzygnięcia moralnych dylematach. Takich, które Schur potrafi jednak przedstawić w zrozumiały dla każdego sposób, dając do myślenia, a zarazem unikając nadmiernego filozofowania.
Tego w "The Good Place" nigdy nie było, co w "Somewhere Else" wybrzmiało zresztą bardzo mocno, dzięki kilkukrotnemu podkreśleniu istotnej roli… zwykłej przyjaźni. Etyka etyką, samorozwój samorozwojem, ale tym, co naprawdę może pchnąć człowieka we właściwym kierunku i dokonać w nim istotnej zmiany, są tylko i wyłącznie inni ludzie. Dostaliśmy tego dowód na początku w słowach Tahani, mówiącej że niczego by nie dokonała bez Eleanor (i wspominającej mimochodem, że Maggie Smith jest jej matką chrzestną) i później, w kluczowej scenie odcinka, gdy do akcji wkroczył Michael, a Ted Danson mógł sobie przypomnieć, jak przez lata stał za barem w "Cheers".
Jego rozmowa z wątpiącą Eleanor może jeszcze mieć poważne konsekwencje (czy aby na pewno nikt nie zauważył jego nieobecności?), ale na razie to zostawmy. Ważniejszy jest fakt, ile udało się przekazać za pomocą tej krótkiej sceny. Wewnętrzną przemianę Michaela i to, jak bardzo zależy mu na czwórce zwykłych ludzi. Tkwiące w Eleanor dobro, które potrzebuje tylko lekkiego pchnięcia we właściwym kierunku, by przybrać na sile. A wreszcie moc, jaką niosą ze sobą proste ludzkie więzi oraz wynikająca z nich chęć czynienia dobra i traktowania innych z szacunkiem.
Wszystko to w kilku świetnie dobranych zdaniach, przypominających że żaden człowiek nie jest doskonały i nie żyje w bańce. Owszem, wewnętrzne poczucie spełnienia to dużo, ale przecież jesteśmy tylko ludźmi i czasem może ono zwyczajnie nie wystarczać. Czasem potrzeba czegoś, a właściwie kogoś, jeszcze. Eleanor tego kogoś odnalazła w Sydney, a my w oczekiwaniu na ciąg dalszy, możemy podziwiać, jak wiele udało się powiedzieć na temat relacji międzyludzkich w odcinku, który w znacznej mierze nasza bohaterka spędziła z dala od przyjaciół.
Co dalej? Nauczeni dotychczasowymi doświadczeniami z "The Good Place", zdecydowanie nie powinniśmy zadawać takich pytań, jednak same cisną się na usta. Jak dużo czasu spędzimy na Ziemi (czy gdziekolwiek teraz jesteśmy)? Czy zobaczymy, jak radzili sobie Chidi, Tahani i Jason? Czy cała czwórka zdoła się ze sobą spotkać? I do czego dokładnie doprowadzi eksperyment z ich udziałem?
Zwłaszcza ta ostatnia kwestia jest intrygująca, a pewną wskazówką może tu być przemowa Michaela, w której wskazał na nieracjonalność systemu rozróżniania złych od dobrych. Czyżby szykowała nam się rewolucja w zaświatach? Potencjał tej historii jest ogromny (pomyśleć, że na początku uważaliśmy ją tylko za pomysłową komedyjkę!), a ja nie mam żadnych wątpliwości, że twórcy zdołają go wykorzystać w sposób, jaki w życiu nie przyszedłby mi do głowy.
Wszystkie odcinki "The Good Place" znajdziecie w Netfliksie.