On, ona i jeszcze raz to samo. "Alone Together" – recenzja premiery komedii od Freeform
Mateusz Piesowicz
12 stycznia 2018, 22:02
"Alone Together" (Fot. Freeform)
Para milenialsów niedopasowanych do otaczającej ich rzeczywistości, zgryźliwy humor i to w sumie wszystko. "Alone Together" to komedia, która ani trochę nie wychyla nosa poza znane schematy.
Para milenialsów niedopasowanych do otaczającej ich rzeczywistości, zgryźliwy humor i to w sumie wszystko. "Alone Together" to komedia, która ani trochę nie wychyla nosa poza znane schematy.
Świetnie, że telewizja daje szanse świeżym twarzom, nie stawiając w kółko na te same, ograne nazwiska. Jeszcze lepiej by jednak było, gdyby młodzi twórcy mieli do powiedzenia coś naprawdę wyjątkowego albo choć odrobinę odkrywczego. Esther Povitsky (możecie ją kojarzyć z "Crazy Ex-Girlfriend") i Benji Aflalo, producenci i gwiazdy opartego na ich krótkometrażowym filmie o tym samym tytule serialu "Alone Together", nie pokazali jednak niczego szczególnego. Dostaliśmy raczej standardową, minimalistyczną komedyjkę, w której ze świecą szukać jakichkolwiek wyróżników.
Teoretycznie powinna być takim para głównych bohaterów, ale trudno powiedzieć, by serialowi Esther i Benji wzbudzali większe emocje. Wręcz przeciwnie, dwudziestokilkuletni mieszkańcy Los Angeles to postaci wyglądające wprawdzie znajomo, ale niekoniecznie takie, w których towarzystwie chciałoby się spędzać wolny czas. Zarówno przy serialu, jak i w rzeczywistości, co zresztą "Alone Together" demonstracyjnie podkreśla na każdym kroku, wbijając nam łopatą do głowy, z jakimi to wyrzutkami mamy do czynienia.
Obydwoje są młodymi dorosłymi zmagającymi się z typowymi dla swojego wieku problemami, a więc brakiem prawdziwej pracy (ona próbuje sił w stand-upie, on żyje na garnuszku rodziców) i stałego dochodu. Bo przychód z wynajmowania własnego mieszkania w ramach Airbnb trudno za taki uznać, prawda? A do tego dochodzą jeszcze inne kwestie, jak to, że żadne z nich nie jest zbyt towarzyskie i nie ma o sobie wysokiego mniemania, zwłaszcza w Los Angeles, gdzie zewsząd otaczają ich piękni ludzie sukcesu. Jak to ujął jeden z bohaterów, Esther i Benji są typowymi milenialsami: "nie randkują ani nie uprawiają seksu, bo są zbyt zajęci rozmyślaniem nad własną samotnością".
W porządku, czyli to po prostu jeszcze jeden serial o młodych outsiderach, takie zawsze w cenie! Tak przynajmniej myślałem, ale każda chwila w towarzystwie "Alone Together" wyprowadzała mnie z błędu. Bo serial Freeform tak bardzo zatraca się w pokazaniu wyobcowania swoich bohaterów, że zapomina o całej reszcie. Tak, wiemy, że Esther i Benji są inni niż wszyscy dookoła, czy naprawdę musimy to co chwilę powtarzać? Najwyraźniej tak, bo innych pomysłów na fabularne rozwiązania w pilotowym odcinku po prostu nie ma.
Nie byłoby to może aż takim problemem, gdyby tę dwójkę zwyczajnie dało się lubić. Problem polega na tym, że w duecie Esther i Benji są naprawdę trudni do zniesienia. Chemii pomiędzy aktorami nie ma do tego stopnia, że nawet w platoniczność ich związku ciężko uwierzyć. Czemu tych dwoje się w ogóle ze sobą zadaje? Dobre pytanie. Tym bardziej, że przynajmniej w jej przypadku rozstanie wychodzi tylko na dobre, bo momenty, w których dziewczyna zostaje sama, to zdecydowanie najlepsze fragmenty serialu. Esther Povitsky rzeczywiście ma komediowy talent (aktorski może w mniejszym stopniu, ale nie skreślałbym jej), a ograniczanie go w imię średnio przekonującego fabularnego celu to nieporozumienie.
Tym natomiast wydaje się próba nakłonienia nas do emocjonalnego zainwestowania w parę bohaterów, co jednak kompletnie się nie udaje, bo cały pomysł twórców to użalanie się bohaterów nad sobą do momentu, gdy wreszcie zrozumieją, że są dla siebie stworzeni, jak O.J. i więzienie. Na pierwszy rzut oka widać, że "Alone Together" chce być jedną z tych produkcji, która pod złożoną ze złośliwych dowcipów powierzchnią skrywa szczere emocje, ale serial nijak nie potrafi do nich dotrzeć, podpatrując i nieporadnie odtwarzając wzorce z lepszych produkcji. Bardziej prawdopodobne od złapania nici porozumienia z Esther i Benjim jest póki co popadnięcie w depresję od słuchania ich kolejnych dołujących kwestii. Biorąc pod uwagę, że to jednak komedia, mam wrażenie, że nie o taki efekt chodziło.
Pierwszy kontakt z "Alone Together" wypada więc niespecjalnie pozytywnie, choć nie jest to serial absolutnie beznadziejny. Raczej nieco rozczarowujący i zaskakująco bezbarwny. Twórcy zbyt mocno skupili się na stworzeniu irytujących postaci, zapominając, że choć moda na takich nadal nie mija, w tego rodzaju historii musi być również coś, z czym widzowie mogliby się utożsamić. Esther i Benji bywają zabawni, a odtwórcom ich ról nie brakuje pomysłów na gagi, lecz całość przypomina raczej warsztatowe ćwiczenie dobijających się do wyższej ligi komików, niż serial, w który mielibyśmy się w pełni zaangażować.
Można docenić dowcip (motyw dziewczyny do towarzystwa z udziałem Jima O'Heira z "Parks and Recreation" jest całkiem, całkiem), a także sam fakt, że na równie odważny humor pozwala sobie stacja Freeform, jednak podstawowy wniosek wyłaniający się z "Alone Together" brzmi: nie wszyscy komicy powinni robić seriale. Nadzieja w tym, że Esther Povitsky i Benji Aflalo zaczną wyciągać wnioski, bo ich serial dostał zamówienie na 2. sezon jeszcze przed premierą. Może zadziałała magia nazwisk producentów, czyli grupy The Lonely Island Andy'ego Samberga – innego powodu w tym momencie nie potrafię dostrzec.