"Lost Girl": Podsumowanie półsezonu
Marta Rosenblatt
20 stycznia 2012, 11:38
Nie ma lekko. Bo musi uratować świat. Tylko co to za przyjemność wrócić po "pracy" do pustego domu?
Nie ma lekko. Bo musi uratować świat. Tylko co to za przyjemność wrócić po "pracy" do pustego domu?
Trzynaście odcinków za nam, można więc po woli zacząć oceniać 2. sezon. Przyznam szczerze, że pierwsze odcinki nie zauroczyły mnie jakoś szczególnie. Owszem były w stylu "lostgirlowym": trochę humoru, totalny galimatias jeżeli chodzi o świat fantasy (od wierzeń celtyckich po starosłowiańskie) i wątek miłosny. I właśnie ten ostatni był średnio "sukkubowy". Wiadomo przecież, że Bo w głębi duszy pragnie stałego związku i miłości. Niestety, albo stety, jak wiemy z 1. sezonu Dyson wyrzekł się miłości do Bo (czyli najcenniejszej "rzeczy" jaką posiadał), aby ją uratować. Przez pierwsze odcinki 2. sezonu Bo starała się znów wzniecić w nim miłość. Nie ukrywam, że nie "shippuję" tej pary, poza tym zrozpaczony i zdesperowany sukkub to nie jest fajny widok. Szczególnie, że lubię Bo właśnie za to, że się nie maże jak inne bohaterki seriali i podchodzi do wszystkiego z dystansem i humorem.
Na szczęście z upływem czasu Bo zwracała się ku swojej drugiej sympatii – Lauren. Na słodki finał ich wzajemnych męczarni (i przy okazji wszystkich fanów teamu Lauren) musieliśmy czekać do 6. odcinka. Ku rozpaczy wszystkich fanów po upojnej nocy pani doktor pobiegła do nowego Asha. Przy okazji dowiedzieliśmy się też, że Lauren ma dziewczynę w śpiączce. Przyznam szczerze, że tego się nie spodziewałam. Pani doktor zawsze wydawała się skrywać jakąś tajemnicą, ale coś takiego? Pewnie pękłoby mi serce, ale scena w której L. całuje Bo przy swojej "śpiącej" dziewczynie dała mi jakieś nadzieje. Przy okazji też trochę zniesmaczyła, ale tylko trochę.
Dzięki determinacji Bo (jakież ona ma dobre serduszko) dowiedzieliśmy się, że z intencji starego Asha na Nadię została rzucona klątwa. Nasza dzielna heroina, ryzykując własnym życiem, wyrwała ją klątwy, oczywiście nie mówiąc nic o tym pani doktor. A że Bo serce rozleciało się na milion kawałków, kiedy to Lauren przyprowadziła swoją ozdrowiałą dziewczyną na urodziny Bo? Drobnostka. Na rzeczonych urodzinach był także Dyson z Ciarą, swoja nową/starą dziewczyną. Cóż, raczej średnio udana impreza.
Skoro jesteśmy już przy Ciarze to dodam, iż cieszę, ze scenarzyści wprowadzili nową postać- dodaje trochę świeżości do trójkąta Bo – Lauren – Dyson. Żeby było śmieszniej Bo, zamiast wyrwać jej kudły (czy co tam robią kobiety w takich sytuacjach), zaprzyjaźnia się z nią. Może przyjaźń to za duże słowo, ale Ciara jest przecież taka milutka i ładniutka, że nie można jej nie lubić. Oczywiście sytuacja może zmienić się diametralnie, kiedy nowa przyjaciółka Bo dowie się prawdy o tym, co łączyło kiedyś tę dwójkę. Ciekawe jak to się potoczy zwłaszcza, iż Dyson przyznał, że nie może pokochać Ciary.
Póki co wygląda na to, że zarówno chłopak jak i dziewczyna Bo mają dziewczynę. Jakby tego było mało nawet Kenzi ma parę. O dziwo nie Hale'a, a starą miłość odnalezioną po latach. To nagłe pojawienie się sympatii z dzieciństwa wydaje się trochę dziwne. A szczególnie trasa, w którą mają wspólnie wyjechać. Nie wydaje mi się, aby tak ważna postać jak Kenzi mogła zniknąć nagle na parę odcinków. Zwłaszcza że odcinek bez złotej myśli Kenzi to odcinek stracony. A propos wyjazdów- kolejna zagwozdka: gdzie u licha wyjeżdża Lauren? Wakacje? Pół życia spędziła w laboratorium, a tu nagle tajemniczy wyjazd z Nadią. Zapewne ów wyjazd ma jakieś drugie dno. Cóż, dowiemy się w najbliższych odcinkach.
Podsumowując 2. sezon trzyma poziom pierwszego (nie żeby był on wyjątkowo wysoki). Parę odcinków było naprawdę świetnych na przykład ten z "nieoczekiwaną zamianą miejsc". Kenzi w ciele Dysona to zdecydowanie najfajniejsza scena w historii "Lost Girl". Natomiast 13. odcinek daje nadzieję na sporo akcji w najbliższym czasie. Wyjaśniło się też, wreszcie kim jest nowy Ash i jakie ma zamiary (no i o co chodzi z jego "głowami"). Prócz tego wiemy, dlaczego przez te wszystkie odcinki Bo miała koszmary i co zwiastowała Nain Rouge.
I tu plus dla scenarzystów. Wątek nowego Asha – Lachana, został bardzo ciekawie poprowadzony. Próbowanie i sprawdzanie Bo było naprawdę fajnym zabiegiem. Chwali się również to, że nie jest on jednoznaczną postacią. Zresztą z tym akurat "Lost Girl" nigdy nie miała problemu.
Trzeba przyznać, że Kanadyjczycy są mniej sztampowi niż ich sąsiedzi zza miedzy. Ileż to razy zgrzytaliśmy zębami na jednowymiarowe postaci w amerykańskich serialach i nieśmiertelny podział na dobre blondynki, wiecznie dziewice i złe brunetki.
Jedno jest pewne: w dalszej części sezonu czeka nas mnóstwo głupkowatej przemocy, humor w postaci niezawodnych komentarzy Kenzi i ciętych ripost Bo, oraz zapewne intrygujące sceny między Bo i jej sympatiami. A że ShowCase zamówiła trzeci sezon, możemy być pewni, iż szybko nie dowiemy się z komu tak naprawdę nasz sukkub odda swe serce.