Poznaj samego siebie. "Lovesick" – recenzja 3. sezonu
Kamila Czaja
2 stycznia 2018, 19:48
"Lovesick" (Fot. Netflix)
Ci z nas, którzy w Nowy Rok powstrzymali się przed maratonem z "Przyjaciółmi" na Netfliksie, mogli w tym serwisie zobaczyć świetny dalszy ciąg losów innej grupy przyjaciół. Niewielkie spoilery.
Ci z nas, którzy w Nowy Rok powstrzymali się przed maratonem z "Przyjaciółmi" na Netfliksie, mogli w tym serwisie zobaczyć świetny dalszy ciąg losów innej grupy przyjaciół. Niewielkie spoilery.
Nie uwierzyłabym, gdyby jakieś dwa lata temu ktoś mi powiedział, że napiszę entuzjastyczną recenzję serialu, który w pierwszej serii nosił dumny tytuł "Scrotal Recall" i zapowiadany był jako historia o informowaniu byłych partnerek seksualnych o chorobie wenerycznej. A jednak. Pierwszy sezon brytyjskiego "Lovesick" okazał się co najmniej ujmujący. Drugi nawet bardziej błyskotliwy i głębszy. Trzeci trzyma poziom, a chyba nawet go podnosi.
W samej strukturze odcinków pozornie niewiele się zmieniło. Zaczynamy w teraźniejszości, bo cofnąć się do przeszłości. Równocześnie jednak formuła musiała zostać zmodyfikowana, skoro Dylan (Johnny Flynn) prawie uporał się z rozmowami z potencjalnie zagrożonymi chorobą partnerkami (prawie, bo także w tym sezonie dostajemy jeden dość klasyczny odcinek związany z niechlubną listą). Tym razem pomysł opiera się więc głównie na towarzyskich wydarzeniach. Bohaterowie trafią między innymi na festiwal literacki, przyjęcie rocznicowe rodziców Dylana, urodzinową imprezę w klubie, charytatywny jarmark i zjazd absolwentów. A tam – to co zwykle, czyli próby podrywu, długie rozmowy w gronie przyjaciół, nieco szalone pomysły z różnymi konsekwencjami.
Ta formuła może się wydawać łatwa do wyczerpania, ale twórcom "Lovesick" udaje się tchnąć w nią życie – chociaż niekoniecznie za każdym razem wychodzi to równie dobrze. Najmniej przekonało mnie robienie Evie (Antonia Thomas) wieczoru panieńskiego, który po odwołaniu ślubu z Malem (Richard Thomson) nie był już wieczorem panieńskim. To chwilami bardziej pretekst do sekwencji gagów niż do pogłębienia sytuacji i przeżywanych przez bohaterów emocji. Chociaż przyznaję, że jako poprawiacz nastroju odcinek się sprawdza.
Świetnym pomysłem był festiwal literacki w pierwszym odcinku. Obecność bohaterów na nietypowym dla nich wydarzeniu zostaje sensownie uzasadniona. A to, co się podczas festiwalu dzieje, nie tylko daje okazję do przezabawnych kpin (ze snobizmu pisarzy z jednej strony i poetyckiej ignorancji Luke'a z drugiej), ale i posuwa do przodu skomplikowany wątek miłosny.
Największą siłą serialu nadal są bohaterowie i ich dialogi. Co jednak nie zawsze oczywiste w tego typu komediach, postacie nie tkwią z miejscu. Zmieniają się ich relacje, a chwilami "Lovesick" przy całym lekkim tonie jest w prezentowanych historiach zaskakująco empatyczne. Najlepszy przykład to znany już z drugiej serii trójkąt Evie – Dylan – Abigail.
Hannah Britland w roli tej ostatniej wyrasta na pełnokrwistą postać, a podejście Abigail do trudnej sytuacji jest godne podziwu. Ta znana od pierwszego sezonu bohaterka w najnowszym sezonie zostaje jeszcze rozwinięta i momentami dokonuje niemożliwego: zmusza widza do zastanowienia, czy to aby nie ona jest odpowiednia kandydatką na dziewczynę Dylana. Twórcy "Lovesick" dzięki utalentowanej obsadzie potrafią zasiać wątpliwości i przełamać schematy. Fakt, że Evie i Abigail się lubią i chcą być wobec siebie lojalne mimo uczuć do Dylana, to pójście pod prąd wszelkim płytkim wątkom typu catfight. Co ważne, Abigail nie tylko nie sprowadzono do banalnej roli "tej drugiej", ale też zbudowano jej postać na podstawach niemających wiele wspólnego z samym Dylanem. To dziewczyna, która ma prywatne, zawodowe, artystyczne aspiracje – i przykrą świadomość, jak daleko jest od ich realizacji.
Luke (Daniel Ings), który już w drugim sezonie zaczął poważniej myśleć o życiu, w trzeciej serii kontynuuje terapię i poszukiwanie ucieczki od niedobrych nawyków. Stwierdza: "Jestem dobry w czymś, co okropnie mi nie służy" i walczy o szczęście. Twórcy nie proponują nam jednak bajeczki o tym, że chcieć to móc. Losy Luke'a to mieszanka imponujących postępów i załamań wszelkich postanowień. Wszystko w typowym dla tego bohatera urokiem. A sytuacja robi się tym ciekawsza, że w trzecim sezonie wraca znana z drugiej serii Jonesy (Yasmine Akram), żeńska wersja Luke'a. Ta postać, która może zacząć opowieść na przykład: "Kiedyś umawiałam się z dwoma drwalami…", wnosi do "Lovesick" sporo dobrej energii.
Dla Luke'a poszukiwanie miłości to najpierw poszukiwanie wiedzy o samym sobie. Na tym tle teoretycznie najważniejsi Dylan i Evie wypadają nieco gorzej. Ich perypetie nadal obserwuje się w dużym napięciu i z wielkimi nadziejami, ale trochę za mocno zdążyli utknąć w roli ciągle mijających się zakochanych, żeby był czas na pogłębienie niezwiązanych z miłością aspektów ich osobowości. Nie jestem też pewna, czy Angus (Joshua McGuire) nie zasłużył na lepsze potraktowanie w tej serii, bo chwilami jego poczynania ze śmiesznych robią się żałosne. Widz chętniej by nad nim popłakał, niż się zaśmiał.
Ostatecznie jednak nawet mniej skomplikowane postacie wypadają w "Lovesick" co najmniej dobrze. To w końcu urocza komedia, a nie Bergman. Komedia nie tylko o szukaniu drugiej połówki, ale też o przyjaźni i grupie wspierających się młodych ludzi. Miłą odmianą na tle większości sitcomów jest to, że bohaterowie rozmawiają ze sobą o poważnych rzeczach. Relacje współlokatorów, nawet jeżeli w przeszłości bywały skomplikowane, nie muszą być toksyczne. Podobnie wygląda sytuacja z więzami rodzinnymi – kuzyn Evie nie przyjeżdża skomplikować jej życia, a rodzice Dylana są w stanie szczerze wyjaśnić mu swoje działania.
Twórcy "Lovesick" nie zapominają też, że w tak blisko zaprzyjaźnionej grupie przesunięcia w relacjach niektórych jej członków mają wpływ na całą resztę. Dzięki temu portret psychologiczny postaci nabiera dodatkowych wymiarów. I nawet jeśli czasami zachowania bohaterów są frustrujące, zwłaszcza gdy popełniają oni ciągle te same błędy, to trzeci sezon pokazuje, że można się w końcu na błędach czegoś nauczyć. A poza wszelkimi romansami serial zapewnia może nadmiernie optymistyczny, ale w wielu aspektach przekonujący obraz życia młodych ludzi, którzy najchętniej nie mierzyliby się z wielkimi problemami, tylko wprost mówią, że szukają tych mniejszych, bo są je w stanie rozwiązać. I każdy pewnie zastanawia się czasem tak jak Dylan: czy inni ludzie też są tak dysfunkcyjni jak on i jego przyjaciele? Ale nie każdy ma odwagę dojść do konkluzji: jeśli nie, to ci inni ludzie są nudni i nie warto się z nimi zadawać.
Trzeci sezon "Lovesick" to słodko-gorzka propozycja – z przewagą słodkiego. Świetna obsada, postacie, które zdążyliśmy polubić, błyskotliwe dialogi, dobra muzyka (rzadko się zdarza, żebym narzekała, że napisy końcowe są za krótkie, bo chciałabym jeszcze posłuchać piosenki). Tematy główne: miłość, przyjaźń, samoświadomość serial podaje w błyskotliwej, niegłupiej formie. Nie przytłacza i zapewnia rozrywkę, ale i z empatią dotyka spraw ważnych. Bardzo satysfakcjonujący, przyjemny seans, który doskonale sprawdza się w formie netfliksowego maratonu.