"Fringe" (4×08): Sny, marzenia i David Robert Jones
Bartosz Wieremiej
16 stycznia 2012, 13:48
Po blisko dwumiesięcznej przerwie fani "Fringe" wreszcie mogli zobaczyć "Back to Where You've Never Been". Szczerze mówiąc, nie jestem przekonany, czy było na co czekać.
Po blisko dwumiesięcznej przerwie fani "Fringe" wreszcie mogli zobaczyć "Back to Where You've Never Been". Szczerze mówiąc, nie jestem przekonany, czy było na co czekać.
Twórcy "Fringe" żmudnie ciągną swój serialowy eksperyment, choć tym razem prawdopodobnie zapomnieli dostarczyć scenariusz na plan zdjęciowy. O czym był ten epizod? O próbie znalezienia pomocy? O rozczarowaniu dotychczasowymi sojusznikami i odnajdywaniu nowych? O odkrywaniu zagrożenia wiszącego nad obydwoma światami? O kolejnym pałętającym się po miejscu publicznym shapeshifterze? O strzelaniu do podwładnych? Wszystkie z powyższych? Żadne? Przyznam szczerze – nie wiem.
Jestem zaskoczony, bo to pierwszy odcinek "Fringe", w którym scenarzystom nie udało się złożyć w spójną całość dość banalnej historii. W skrócie: Peter (Joshua Jackson) wciąż marzy o powrocie do domu – nic nowego, w końcu planuje zrobić coś w tym zakresie – zrozumiałe, nie może liczyć na pomoc Waltera (John Noble) – brzmi znajomo… więc wyrusza na drugą stronę, by o pomoc prosić Walternate'a. Po drugim planie dalej hasają shapeshifterzy, a wszyscy szpiegują i podejrzewają wszystkich. Koniec skrótu.
Nie można jednak odmówić uroku poszczególnym scenom. Świetnie wypadają spotkania dwóch Lincolnów (Seth Gabel) oraz moment, w którym jeden z nich podszywa się pod drugiego. Otwierający odcinek sen Petera oraz jego rozmowa z Elisabeth (Orla Brady) robią ogromne wrażenie, a przez krótki moment można naprawdę zatęsknić za wcześniejszymi sezonami. W ten nurt nostalgii wpisuje się pojawienie się po długiej przerwie i w jednym kawałku Davida Roberta Jonesa (Jared Harris) – szkoda, że na tak krótko i oby nie zginęło mu się zbyt szybko.
Niestety obserwowanie pozostałych bohaterów mnoży jedynie wątpliwości co do kierunku, w którym zmierza produkcja. W "Back to Where You've Never Been" Olivia (Anna Torv) bez chwili zastanowienia łamie dane słowo, a pułkownik Broyles (Lance Reddick) i Walternate zdają się dokonywać drastycznych zwrotów we własnym postępowaniu. Mam nadzieję, że sugerowanie znaczących przemian jest jedynie zasłoną dymną, bo brak subtelności w ich dokonywaniu kojarzy się niestety ze sposobem budowania postaci na potrzeby gal wrestlingowych.
I wciąż za bardzo nie wiem, jak mam oceniać ten odcinek. Trudno określić, czy nawet kwalifikuje się do bycia odrębną całością. Jednak skoro już była mowa o snach i marzeniach, to zamiast ostatecznej oceny wspomnę jedynie, że przez moment zamarzyło mi się "Fringe" powracające do ciekawego opowiadania solidnie napisanych historii. Niestety, chyba nie jest to już możliwe.