Wikingowie – następne pokolenie. Recenzja pierwszych odcinków 5. sezonu serialu History
Andrzej Mandel
29 listopada 2017, 21:33
"Wikingowie" (Fot. History)
Początek 5. sezonu "Wikingów" nie napawa optymizmem. Sceny batalistyczne są jeszcze lepsze i jeszcze bardziej brutalne, ale poza tym wieje nudą. Recenzujemy trzy pierwsze odcinki.
Początek 5. sezonu "Wikingów" nie napawa optymizmem. Sceny batalistyczne są jeszcze lepsze i jeszcze bardziej brutalne, ale poza tym wieje nudą. Recenzujemy trzy pierwsze odcinki.
Kiedy kończył się 4. sezon "Wikingów", Jonathan Rhys Meyers wzbudził u mnie duże nadzieje, że coś się zmieni w serialu na lepsze. Interesująco zapowiadały się też inne nowe wątki, które otwierały sporo możliwości. Niestety, w pierwszych odcinka 5. sezonu dzieje się naprawdę niewiele, a intrygi pomiędzy postaciami (z chlubnym wyjątkiem Lagerthy i Haralda) wydają się być przewidywalne. Jedyną postacią prowadzoną z pomysłem wydaje się być Bjorn, którego praktycznie w pierwszych odcinkach nie ma (i być może stąd to wrażenie, bo Lagerthy i Haralda też jest mało).
Teoretycznie intrygi wśród wikingów i rozgrywka między synami Ragnara powinna być interesująca. Powinna, ale nie jest. Niestety, wieje nudą, poza okazjonalnymi i mocno przerysowanymi atakami szaleństwa Ivara, którego napędza coraz większa władza i popularność oraz wczesnośredniowieczny egzoszkielet (za ten pomysł akurat serial ma u mnie plusa). Przy czym ta postać grana jest w taki sposób, że ledwo daje się to oglądać. Travis Fimmel wydawał mi się przerysowany jako Ragnar, ale teraz wydaje mi się całkiem stonowany.
Nordyccy wojownicy błąkają się na początku 5. sezonu bez większego sensu po Anglii, a za nimi bez większego sensu błąkają się Anglosasi, u których wcale nie jest ciekawiej. Aethelwulf najpierw sprawia wrażenie, jakby udał się na emigrację wewnętrzną, po czym energicznie wraca do bycia sterowanym z zewnątrz i popełniania głupot. Biskup Heahmund wygląda na pozbawionego rozumu, ale już nie umiejętności machania mieczem i manipulowania innymi. Wbrew faktom traktuje przeciwników, jakby byli idiotami, a równocześnie robi z nich potworów. W sumie jest to zachowanie identyczne dla wszystkich fanatyków. Jonathan Rhys Meyers na szczęście ratuje dzień, bo wygląda znakomicie, szczególnie gdy posługuje się mieczem.
Plusem tej postaci jest to, że iskrzy, kiedy biskup udziela komunii kobietom. One klęczą, on im podaje. W całości czuć napięcie. Ale przecież nie można sprowadzać postaci z takim potencjałem do machania mieczem, mielenia ozorem i bałamucenia nadobnych dziewic. Tu brakuje czegoś jeszcze, czegoś, co było widać w finale 4. sezonu, a teraz znikło.
W całym otwarciu sezonu był jednak moment, kiedy rzeczywiście zaiskrzyło. Oraz zapachniało obietnicą dobrego wątku. Moment, kiedy Lagertha zrobiła TO królowi Haraldowi, był jedyną sceną, która naprawdę zapadła w pamięć. I która rzeczywiście napędziła cokolwiek pomiędzy postaciami na ekranie. Z niecierpliwością wyczekuję zemsty Haralda, jej pierwsza część bardzo mi się podoba. Tak samo niecierpliwie czekam na kontrposunięcia Lagerthy.
Kiedy jednak myślimy, że nie może być gorzej, pojawia się Floki. Całość wątku tej postaci można od dłuższego czasu traktować jak ćwiczenie dla scenarzystów pt. "Jak nie wprowadzać wątków mistycznych". Ogląda się to z pewnym zażenowaniem, i to mimo że Gustaf Skarsgård wie, jak grać, by było to w miarę wiarygodne, a do tego wszystko dzieje się w oszałamiających okolicznościach przyrody.
Jeżeli od "Wikingów" oczekujecie, że będą wypełnieni krwawymi jatkami, to nadal macie co oglądać, bo od tej strony serial przedstawia się fenomenalnie. Scena z chodzeniem po żołnierzach może wzburzyć żołądek, ale i w trzyma w napięciu. Serial sprawdza się właśnie jako widowisko i to jest to, na co czekam. Jestem gotów przetrwać godziny nudnych, przewidywalnych scen tylko po to, by ujrzeć porządnie zrobioną bitwę.
Jeżeli jednak oczekujecie, że, jak kiedyś, będzie tam też jakaś sensowna intryga, to pozostaje oglądać całość dla scen z Lagerthą i Haraldem. Po drodze można jeszcze podziwiać biskupa Heahmunda, bo jest kogo. Niestety, brakuje energii, jaką wnosił w to wszystko Travis Fimmel – nawet jeżeli pod koniec bywał męczący – czy cynizmu Egberta. Bez nich ten serial nie jest już tak niezwykły, jak był.
"Wikingowie" wracają do History Polska 30 listopada o godz. 21:00. Od razu wyemitowane zostaną dwa odcinki 5. sezonu. Polska premiera odbędzie się zaledwie 17 godzin po premierze w USA.