Nowa Nola na nowe czasy. "Ona się doigra" – recenzja nowego serialu Netfliksa
Mateusz Piesowicz
22 listopada 2017, 20:05
"Ona się doigra" (Fot. Netflix)
Brak pomysłów czy przejaw megalomanii? Spike Lee na pewno wiedział, że zabierając się za serialową wersję własnego filmu, ryzykuje takimi zarzutami. Wyszedł z tego jednak obronną ręką.
Brak pomysłów czy przejaw megalomanii? Spike Lee na pewno wiedział, że zabierając się za serialową wersję własnego filmu, ryzykuje takimi zarzutami. Wyszedł z tego jednak obronną ręką.
Znacie Nolę Darling? Jeśli widzieliście film "Ona się doigra" ("She's Gotta Have It"), czyli pełnometrażowy debiut Spike'a Lee z 1986 roku, to na pewno ją pamiętacie. Młoda, niezależna kobieta nawigująca pomiędzy trzema kochankami pod wieloma względami wyprzedzała swoje czasy. Przypominała bohaterkę współczesnych seriali, która na pierwszym miejscu stawia własne potrzeby, choć niekoniecznie wie, jakie one właściwie są. Nic więc dziwnego, że panna Darling w końcu trafiła na mały ekran. Co ciekawe, za sprawą tego samego twórcy, co 30 lat temu.
"Ona się doigra" to telewizyjny debiut Spike'a Lee (wyreżyserował wszystkie 10 odcinków, do pierwszego i ostatniego napisał również scenariusz), który na pierwszy rzut oka może wydawać się zachcianką uznanego, ale mającego najlepsze czasy za sobą twórcy. Bo cóż nowego miał mieć do powiedzenia Lee, zwłaszcza w medium, z którym wcześniej nie miał do czynienia? Jak się okazało, całkiem sporo, bo serial stworzony dla Netfliksa jest zarówno świetnym podsumowaniem jego kariery, jak i wprowadzeniem jej na zupełnie nowy poziom.
Fabularny punkt wyjścia jest identyczny, jak w oryginale. Główna bohaterka, wspomniana Nola Darling (DeWanda Wise) to brooklyńska artystka, której życie zawodowe (i wszelkie prace dorywcze, które pomagają związać koniec z końcem) miesza się na ekranie z prywatnym. To natomiast jest dość skomplikowane, bo zawiera trójkę bardzo różnych mężczyzn. Poważnego biznesmena Jamie'ego (Lyriq Bent); modela i fotografa Greera (Cleo Anthony), którego sama określa jako definicję narcyzmu; oraz kuriera rowerowego Marsa (Anthony Ramos), dużego dzieciaka, przy którym nie sposób się nie uśmiechnąć.
Czyżby więc była "Ona się doigra" jeszcze jednym komediodramatem o skomplikowanym świecie współczesnych związków? W pewnym stopniu tak, bo szybko zauważycie, że relacje Noli z każdym z trzech panów są całkiem dynamiczne, ale nade wszystko rzuca się w oczy inny fakt. A mianowicie to, że mężczyźni są odpowiedziami na konkretne potrzeby bohaterki. I tak, Jamie to dojrzały facet, z którym najbliżej jej do "poważnego" związku; Greer ma niezaprzeczalne atuty fizyczne; a Mars to typ najlepszego kumpla, z którym dodatkowo uprawia seks. Spokojnie jednak, na jednowymiarowych charakterach się nie kończy. Wszyscy panowie mają w sobie coś więcej i na przestrzeni całego sezonu zobaczycie bardzo różne ich oblicza, także nieprzyjemne.
Ważniejsze jednak, by od razu podkreślić, że choć może na to wyglądać, "Ona się doigra" absolutnie nie jest historią o miłosnym wielokącie (na czterech elementach wcale się tu nie kończy). Takie bowiem koniec końców wymagają deklaracji, a Nola absolutnie nie zamierza takich składać. Wręcz przeciwnie, to ostatnia rzecz, na jakiej jej zależy, a serial i jego twórca podkreślają to wielokrotnie, powtarzając ten fakt prosto w oczy zarówno nam, co rusz przełamując czwartą ścianę, jak i swoim męskim bohaterom. Ci jednak miewają kłopoty z rozumieniem, widzowie z pewnością są bystrzejsi.
No dobrze, skoro więc nie chodzi o związki, a przynajmniej nie w pierwszej kolejności, to właściwie o co? Najprościej będzie napisać: o Nolę Darling i wszystko, co reprezentuje. O bycie kobietą w czasach, w których nie jest to wcale tak proste, jak mogłoby się wydawać, tym bardziej, gdy masz czarny kolor skóry. Lee i reszta twórców (w dużej mierze scenarzystki) zadają istotne pytania na bardzo aktualne tematy, nie uciekając od niczego, począwszy od przemocy seksualnej, a skończywszy na polityce, nie robiąc nam jednak wykładu (choć trochę nadmiernego dydaktyzmu się wkrada), lecz umieszczając w centrum wydarzeń bohaterkę z krwi i kości, która bywa osobiście dotykana przez omawiane kwestie. Najlepszy przykład macie w fantastycznej klamrze premierowego odcinka, jakże mocnej szczególnie w dzisiejszym kontekście.
Wszystko to natomiast ubrane w styl, który znający twórczość Spike'a Lee rozpoznają bez trudu. Pędzące w zawrotnym tempie słowa, muzyka i obrazy kotłują się tu w niepowtarzalnej mieszance, która jest w pełni świadoma swojej wyjątkowości i nie boi się o niej otwarcie mówić. Zapomnijcie o subtelności, tutaj jej nie uświadczycie, bo twórca chce wręcz wykrzyczeć nam w twarz, co oglądamy i co to wszystko znaczy. Nie jest przy tym monotematyczny, choćby w warstwie dźwiękowej, w której przechodzi od klasyki i jazzu, przez latynoskie rytmy do hip-hopu, podkreślając to wszystko… okładkami albumów pojawiającymi się ni stąd, ni zowąd w trakcie odcinka.
Dzięki takiemu podejściu "Ona się doigra" staje się swego rodzaju pieśnią pochwalną dla amerykańskiej kultury, czyniąc z niej światło nadziei w rzeczywistości pożeranej przez ignorancję i zwykłą nienawiść. Każdy odcinek stawia w centrum uwagi inny temat, ale Lee zestawia tu społeczną świadomość z artystycznym zmysłem, czego efekt jest jedyny w swoim rodzaju. Wierzy w pozytywną moc, jaką ma kultura, nieważne w jakim kształcie. Zdarzają się więc poważne rozmowy przerywane absurdalnymi wstawkami, są też numery taneczne albo metatematyczne nawiązania. Komedia potrafi się tu momentalnie przemienić w dramat i wierzcie mi, że wcale nie są to puste słowa.
Ta tona ekranowych atrakcji robi niesamowite wrażenie, bo Lee jest niczym dyrygent panujący nad zwariowaną orkiestrą. Jednak bywają też momenty, gdy fabuła serialu schodzi zbytnio na drugi plan, przykryta przez pomysłowość swojego twórcy. Nie wszystkie jego koncepcje są równie udane, nie wszystkie też wpisują się w ogólną narrację, a niekiedy wyglądają wręcz na potrzebę połechtania własnej ambicji czy nawet swoistego wyrównania rachunków (choćby "oscarowa" przemowa Noli z 1. odcinka).
Broni się jednak Lee ogólnym obrazem, który wcale na przerysowany nie wygląda. Codzienność Noli, kobiety, która nie jest ani wariatką, ani seksoholiczką, ani niczyją własnością, może Wam się wydać zadziwiająco znajoma, nawet jeśli brooklyński Fort Greene znacie co najwyżej z filmów (swoją drogą, Lee nie byłby oczywiście sobą, gdyby nie poświęcił tej dzielnicy i jej aktualnej gentryfikacji sporo miejsca). Wpisuje się tym samym bohaterka w trend niejednoznacznych postaci w stylu Issy z "Niepewnych" czy "Fleabag", ale pod żadnym pozorem nie jest ich kopią. Chyba że mówimy o przyciągającej wzrok, energicznej kreacji DeWandy Wise, tutaj porównania są jak najbardziej na miejscu.
Poza tym jest Nola osobą jednocześnie piekielnie pewną siebie, jak i momentami zadziwiająco nieporadną. Czasem seksowną i drapieżną, innym razem delikatną i emocjonalną, a jeszcze kiedy indziej sprawiającą wrażenie czującej się źle we własnej skórze. Jest po prostu normalna i naturalna, co ciągle w przypadku kobiet w telewizji należy podkreślać, bo daleko takiemu podejściu do reguły. "Ona się doigra" to jeden z tych seriali, które z krzywdzącym myśleniem walczą. I robi to w naprawdę świetnym, wartym polecenia stylu.
Recenzja jest przedpremierowa. "Ona się doigra" debiutuje na Netfliksie w czwartek, 23 listopada, o godz. 9:00 rano.